Menu
Gildia Pióra na Patronite

WRÓBEL 2

fyrfle

fyrfle

Kiedy mówiła, że nie jest bohaterką współczesnych feministek, to wróbel nie wytrzymał z zaciekawienia i przefrunął, i przysiadł na otwartych drzwiach samochodu, w którym opowiadała mu o Ani i Sylwku, a teraz najwyraźniej miała zdecydowaną ochotę powiedzieć o sobie, zwłaszcza, że on jej chętnie słuchał.

- Byłam najlepszą uczennicą w szkole podstawowej, rozumiesz to!? Człowiek...człowiek młody w tym wieku, kiedy zmienia się szkołę, kiedy zmienia się całe życie, kiedy wkracza do zupełnie nowego świata, który nie czeka na niego wcale z otwartymi rękami, który tylko żąda, to naprawdę człowiek potrzebuje wsparcia swojego środowiska. Mówię ci o świecie edukacji licealnej, który miał wyprodukować mnie jako kolejnego nauczyciela. Ja takiego wsparcia nie miałam. System wymagał i pogardzał młodymi ludźmi ze wsi, nie dając możliwości. Życie mnie przerosło, poczułam się kompletnie zagubiona, totalnie osamotniona z problemami, które mnie atakowały, a ja nie wiedziałam jak im sprostać, więc brnęłam w szaleństwo życia, ale nie wiem...może dzięki modlitwie i żelaznemu góralskiemu charakterowi, pokładom macierzyństwa, które w takich wypadkach się wyzwalają, wręcz jak seryjna erupcja wulkanu, to może dzięki temu nie zwariowałam i miałam w sobie ten zadzior, że jeszcze ludzie zobaczą na co mnie stać! Naprawdę nie wiem jak to się działo, że miałam siłę, entuzjazm, uśmiech i parłam na życie zaznaczając w nim wyraźnie swój odcisk, że gdzieś w tym szaleństwie drogi stawały się moimi drogami. Pierwsza wstawała Kinga i czekałam już na nią z butelką, potem Mirek i Jaś, znowu dawałam im jeść, ubierałam, szykowałam jedzenie i picie, zabawki, pieluchy, wodę i wioząc ich na jednym wózku szłam w pole, bo innego wyjścia nie było, naturalnym było, że pracuje w domu i pomagam w polu, plus oczywiście zajmuję się dziećmi. W polu ja pieliłam ziemniaki czy inne, a dzieci bawiły się na kocu lub w wózku, płakały albo nie płakały, ale raczej się bawiły i zajmowały sobą, biegały miedzy rajkami czy raczkowały, brały w dłonie żaby, stonkę, larwy motyli i stonki. Nie przejmowałam się takimi drobiazgami, nie zadawałam sobie pytań - czy wkładają ziemię czy trawę do buzi lub czy mają umyte ręce - nie mieli i nic im nie było. Czasem najpierw trzeba było iść z nimi trojgiem do sklepu, ale nie zdarzyło się mi iść z nimi do lekarza, byli wzorcem zdrowia, a choroby zaczęli przynosić dopiero z przedszkola. Mało mi było gotowania, prania, sprzątania, pola, kościoła - miałam energię, którą musiałam przeobrazić jeszcze w inne działanie, a więc szybko otwarłam kiosk spożywczy, ale było mi mało więc otworzyliśmy bar i szybko zaczęliśmy zatrudniać trzy osoby i... potem ten klecha będzie miał pretensję, że prowadząc bar rozpijałam wieś. Dlatego nie żałuję nawiedzeńca, że zesłali go tam gdzie za sąsiadów ma niedźwiedzie i wieczny gwizd wiatru. Bar to 20 lat mojego życia, które było też niesamowitą przygodą i obcowaniem z ludźmi jakimi są - diablimi, czyśćcowymi i boskimi, ale zawsze czułam, że tak naprawdę dla wielu ludzi jestem nikim, bo nie dość, że kobietą, to jeszcze prawie bez jakiegokolwiek wykształcenia, więc dzieci szybko zrozumiały, że muszą być dorosłymi i bardzo mądrymi, abym ja mogła zrealizować, to co gwałtownie przerwało się kilkanaście już lat wstecz, a więc poszłam do liceum - uczyłam się piątek sobota i niedziela, i jeszcze tak, że dostałam stypendium naukowe, a maturę zdałam z wyróżnieniem i zaraz oczywiście zaczęłam studia licencjackie, no i znowu satysfakcja, bo dzieci, praca jedna druga i znowu stypendium i znowu wyróżnienia. Potem był bar, praca w urzędzie, studia i jeszcze handlowałam marzeniami. Kiedy przyszłam do urzędu, to trwał on już od pięciu lat, a tam pracujące kobiety uważały się wtedy za stare urzędniczki, a ja musiałam się wgryź w temat. Dziś po piętnastu latach one są dalej starymi urzędniczkami, a ja jestem alfą i omegą administracji, szkoda tylko, że aby awansować , to trzeba znać i należeć, więc to boli, gdy za najtrudniejszą pracę dostajesz tylko najmniej. Największą satysfakcję sprawia mi to, gdy do urzędu przychodzą wieśniaki z naszej wsi i nie dowierzają własnym oczom, że ich los zależy ode mnie, ten wyraz niedowierzania, te pytanie zastygłe w ich oczach i ustach, że jak to?! Przecież...czyż nie jesteś!? Tą tą tą!? Jak to się mogło stać, przecież ty masz ino dziewcze podstawówke...!!!??? Potem wychodzą i długo długo patrzą na drzwi i tą tabliczkę - inspektor magister inżynier, a po kilku miesiącach skrzydła plotki dolatują do mnie, że pytali, że sprawdzali, ze oskarżali, że to niemożliwe, że kto jej to wszystko załatwił? Ale jestem też wzorem dla wielu dziewczyn, bo znają moje życie i za sprawą tylko facebooka, wiedzą, jakim jest moje życie teraz, a więc próbują coś w sobie zmienić oraz coś zrobić ze swoim życiem, więc też odkrywają kino, teatr, podróże, ubierają się niestosownie, zaczynają rozumieć, że małżeństwo jest dla dobrego życia, dla przyjemności , wspólnej rozrywki i dobrej zabawy, a nie wegetacji i liczeniem się z groszem i liczeniem groszy, krótko więc mówiąc - tak się cieszę, że jesteś w moim życiu.

Wróbel odleciał bardzo zbudowany i bardzo wzruszony tą opowieścią, cieszył się, że trafił na ludzi pięknych, którzy żyją ciesząc się życiem przede wszystkim i rozsiewają ziarna tego życia opartego na dążeniu do radości, do mądrych kolejnych jego szczebli i mimo doznanych ciosów, którzy jednak po prostu pomagają łatwiej i piękniej żyć wszystkim napotkanym ludziom.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • 20 June 2018, 19:29

    Ciekawe.
    pozdrawiam. :))