Menu
Gildia Pióra na Patronite

WĘGIERKA

fyrfle

fyrfle

Kiedy przyjechałem tutaj w Beskidy pod koniec września 2015 roku już była w naszym ogrodzie. Posadziłaś ją dwa lub trzy lata wcześniej. Rosła sobie bardzo niepozornie i dopiero w następnym roku po moim osiedleniu się przyśpieszyła swój rozwój i w kolejnym 2017 roku wydała pierwszych kilkanaście smacznych śliw, o smaku niesamowitym, jedynym i niepowtarzalnym. W tym roku też bardzo podrosła, a gałęzie jej bardzo rozkrzewiły się w szerz. Przemieniła się już w spore drzewko. Wiosna i lato roku 2018 były bardzo ciepłe i węgierka zakwitła tysiącami białych kwiatów, które zaowocowały setkami zielonych owoców. Owoce te trafiły na bardzo sprzyjające warunki i trzeciej dekadzie sierpnia zaczęły stopniowo dojrzewać. Było ich mnóstwo, że obawialiśmy się, aby objuczone słodyczą gałęzie nie połamały się. Zajadaliśmy się nimi i nasi goście, ale dojrzewało ich coraz więcej, więc co kilka dni piekliśmy ciasto drożdżowe, którego podstawowym smakiem były węgierki. Wreszcie zdecydowałem się pewnego wrześniowego dnia porozkładać plandeki pod owocującą węgierką i zacząłem obrywać owoce z ziemi, a potem z drabiny. Plon był bardzo bardzo obfity. Plon ten zaczęliśmy zaraz smażyć i powstał z tego smażenia wspaniały dżem i sok. Obydwie wspaniałe delicje towarzyszą naszym podniebieniom po dziś dzień. Są składnikami herbat, kanapek, zimnych napojów i oczywiście drożdżowca. Można sobie wyobrazić ile ich narobiliśmy, jeśli napiszę, że przez te dwa lata obficie korzystały z naszych przetworów nasze dzieci i wnuki.

Następny 2019 rok nie był dla naszej węgierki łaskawy. Miała jedynie kilkadziesiąt owoców. W tym roku zakwitła znów cała. Kwiaty ponownie przekształciły się w wielość owoców, ale wiosna i pierwsza połowa lata była bardzo deszczowo i bardzo zimna. To pewnie wpłynęło na rozwój chorób i szkodników. Jedna trzecia śliw jest więc zarażona zgnilizną, kolejna jedna trzecia jest zarobaczona i dopiero pozostałe nadają się do spożycia i przerobienia na przetwory. Akurat dzisiaj przystąpię do ich zbioru. Chore trzeba będzie też zebrać z drzewa i spalić. Zdrowe znów będą smażone na dżem i sok. Oczywiście ponownie upieczemy przesmacznego drożdżowca.

Drzewo węgierki rośnie coraz większe. Będę musiał pomyśleć o prześwietleniu jego korony i innych zabiegach pielęgnacyjnych, może nawet chemicznych, aby chronić jego zdrowie i plon śliw.

Oczywiście drzewo naszej węgierki pobudza wspomnienia tej węgierki z dzieciństwa. Rosła sobie kilka metrów od drogi w lesie, pomiędzy sosnami. Też smacznie i obficie owocowała, a pod jej gałęziami dotykającymi prawie ziemi od ciężaru śliw rosły rydze i kanie. Ta nasza węgierki też gałęzie ma coraz większe i szersze, że albo trzeba będzie dolne uciąć jej lub je podpierać w przyszłości, aby owoce nie grzęzły w trawie i nie przeszkadzały rosnąć pysznogłówkom, i aby nie łamały się.

Kiedy zostaną zebrane owoce, kiedy już opadną liście, kiedy przyjdą mroźne dni, to jedna z gałęzi będzie pełnić jeszcze jedną zbożną funkcję. Zawiesimy na niej spory kawałek słoniny i będziemy cieszyli się patrząc, jak zajadają się nim sikorki i dzięcioły. A teraz jeszcze pewnie czeka nas pod nią kilka spotkań z jeżami i pewnie obok rozpalimy ognisko i upieczemy ziemniaki, które potem posolimy, posmarujemy grubo masłem i smacznie zjemy, ciesząc się blaskiem ognia w towarzystwie gwiazd i księżyca.

297 594 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!