Menu
Gildia Pióra na Patronite

TFA: 4. Wszystko jest możliwe, jeżeli się wierzy.

. Akuu ! .

. Akuu ! .

Kiedy otworzyłam powieki, mojego ukochanego już nie było. Czułam pustkę, którą wypełnić mógł tylko on. Przypominając sobie ostatnią noc, nie wiedziałam, co czynić. Ułożyłam się w pozycji płodowej na łóżku. Myślałam cały czas o tym, jak mnie uratowano.

Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Mogę wejść?
- Jasne! - Odparłam, słysząc głos mamy.
- Dobrze się wczoraj bawiłaś? - Zapytała. Zawiesiłam głos, po czym odparłam:
- Tak, dobrze. - Próbowałam ukryć to kłamstwo. Nie chciałam, aby ktokolwiek dowiedział się o poprzedniej nocy.
- Cieszę się, bardzo się cieszę. - Rodzicielka usiadła obok mnie na łóżku i potarła nerwowo swe kolana. Zaczęła niepewnie.
- Myślę, że powinnaś się o czymś dowiedzieć. - Obróciłam się w jej stronę, a ona kontynuowała.
- W nocy na ostrym dyżurze przywieziono do nas chłopaka, potrąconego przez samochód. Ma nikłe szanse na przeżycie.
- Współczuję rodzinie. A jaki ma to związek ze mną? - Zapytałam. Mama spuściła wzrok.
- Tym chłopakiem jest twój kolega, Fox. - Powiedziała, po czym pogłaskała mnie po głowie i wyszła. Zostawiła mnie samą z tak okropną wiadomością.
Kim był, a raczej jeszcze jest Fox? Mój bliski kolega, prawie przyjaciel. Blondyn o dużych orzechowych oczach. Nie chodził ze mną do klasy. Ba! Nie chodził ze mną nawet do szkoły. Uczęszczał do jedynki, już do klasy maturalnej. Ukochany syn, dobry przyjaciel, wybitnie zdolny uczeń... tacy ludzie nie zasługują na śmierć. Ot co, na pewno nie zasługują! Zawsze chodził uśmiechnięty, pełen energii... i jak uwierzyć w to, że jego żywot się kończy?
Z rozmyślań wyrwał mnie kojący głos męski.
- Wiem o czym myślisz, a raczej o kim. Nie mogę mu pomóc, bo jego duch odchodzi, ale on może pomóc mi, może pomóc nam.
- Jak to? - Spojrzałam w oczy Aarona.
- Dzięki niemu będziemy mogli być razem.
- Wybacz, ale nie wiem, co mówisz. Przecież to niemożliwe! - Odparłam zbulwersowana.
- Wszystko jest możliwe, jeżeli się wierzy.
- I że niby w co mam wierzyć?! - Krzyknęłam zirytowana.
- W cud, w Boga, we mnie. - Odparł jak zawsze spokojnym tonem.
- Wiesz, że nie potrafię. Czekałam na cud, modląc się do Boga o twoje życie, a Ten mnie zignorował. Żaden cud się nie wydarzył, a Bóg mi cię odebrał... Więc jak mam teraz wierzyć? - W moich oczach pojawiły się łzy.
- Jestem tu z tobą, czyż to nie sprawka samego Ojca? Czy tego, że mogę znowu stać się człowiekiem, będąc duchem, nie można nazwać cudem? Czy ostatniej nocy nie przekonałaś się, że aby być uratowanym wystarczy wierzyć? - Mówił jak Mesjasz. Z uwielbieniem dla Boga, z wiarą w samym głosie. Jego postawa budowała mnie wewnątrz. Postanowiłam uwierzyć po raz kolejny. Na znak zmiany mojego stanowiska kiwnęłam jedynie głową, a Aaron uśmiechnął się i zniknął. Czekałam sparaliżowana strachem, lecz wierzyłam. Nie jadłam, nie piłam, nie spałam. Płakałam, zagryzając warki i gorliwie się modliłam. Myślę, że nie do Boga, tylko do mojego ukochanego, do Aarona. Modliłam się o nasz wspólny koniec, o szczęśliwy koniec.
Moimi włosami wstrząsnął wiatr. Wiedziałam, że to znak od mojego chłopca. Rozejrzałam się wokół siebie, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Posmutniałam, a moja wiara spadła w otchłań zwątpienia. Czułam, jak po mych policzkach spływają łzy.
- Nie poddawaj się! - Usłyszałam głos w swojej głowie. Tym razem nie był stonowany, wydawał się raczej podenerwowany. Wzięłam się w garść i zmusiłam do dalszej modlitwy. Zasnęłam.
Czułam nerwowe szarpanie mojego ciała. Otwierając oczy, ujrzałam swą matkę. Była bardzo niespokojna, można by rzec, że szczęśliwa.
- Co się stało? - Zapytałam zaspana.
- Fox... - Nie dokończyła, bo zaczęła płakać, tym razem ze szczęścia.
- Co z nim? - Wstrzymałam oddech, oczekując dobrej nowiny.
- On... On będzie żył! To... To jest jakiś cud! Jego narządy zregenerowały się w ciągu niecałej doby! To jakiś cud! Cud, rozumiesz?! - Powtarzała bezustannie. Mój wzrok powędrował gdzieś dalej, na ścianę. Wpatrywałam się w nią, miałam pustą głowę.
- Madlen, wszystko dobrze? - Zapytała z niepokojem w głosie.
- Tak. - Odparłam krótko. Tylko na tyle było mnie stać.
- Mogłabym go odwiedzić? - Zapytałam.
- Oczywiście, kochanie. Jutro z samego rana pójdziemy obie do szpitala. - Bardziej zaproponowała, niż stwierdziła.
- Dobrze, mamo. - Powiedziałam. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Obmyłam nerwowo twarz. Spojrzałam w lustro.
- Jesteś Bogiem, prawda? - Zapytałam samą siebie.
- Jesteś Bogiem, Aaronie.
Rozebrałam się i wzięłam szybki prysznic. Chciałam, aby ta noc jak najszybciej minęła. Pragnęłam znaleźć się w szpitalu, chciałam odwiedzić Foxa... Chciałam być z Aaronem.
Obudziłam się już o szóstej. Nie mogłam spać. Czy to przez ekscytację? A może strach? Wiem jedynie, że nie wiedziałam, czego się spodziewać. Z nerwów chodziłam z kąta w kąt po pokoju, aby nie obudzić innych. W końcu była niedziela. Co kilka minut zerkałam na zegarek, myśląc, że minęła co najmniej godzina. Czas wlókł się nieprzezwyciężenie. Byłam taka bezradna, taka spragniona miłości i mojego mężczyzny. Myślałam coraz intensywniej. Czas szedł do przodu szybciej. Nie zorientowałam się, kiedy w końcu wybiła dziewiąta. Zestresowana odbyłam poranną toaletę i pośpiesznie się ubrałam. Kiedy mama zapinała ostatnie guziki ubrania, czekałam już gotowa do wyjścia przy drzwiach.
- Widzę, że ci się śpieszy. - Powiedziała, marszcząc brwi.
- Ehem. - Przytaknęłam jedynie potwierdzającym dźwiękiem.
- No dobrze, to chodźmy. Śniadanie zjemy w kawiarence. - Uśmiechnęłam się jedynie i obie wyszłyśmy na zewnątrz. Udałyśmy się pieszo, bowiem z mojego miejsca zamieszkania nie było wcale tak daleko do szpitala, w którym przebywał Fox.
Gdy przekraczałam próg szpitala, myślałam o tym, aby się wycofać. W chwili, kiedy znalazłam się już w korytarzu szpitalnym, nabrałam odwagi i udałam się za mamą, która prowadziła mnie do salki, gdzie znajdował się poszkodowany.
Weszłam do pokoju. Spodziewałam się strasznego widoku, jednak chłopak był już przytomny. I wcale nie przypominał mi Foxa. Włosy miał ciemniejsze, nie miał już bujnej blond czupryny, tylko brązowe włosy, sięgające ramion. Jego orzechowe oczy stały się czarne, a po jasnej karnacji nie było nawet śladu.
- Czekałem na ciebie. - Odparł. Byłam zszokowana. Chłopak mówił zupełnie jak Aaron, przypominał go nawet z wyglądu.
- Kim jesteś? - Zapytałam ze strachem, wycofując się.
- Nie poznajesz, prawda? Nie jestem już Foxem, on odszedł. Zastąpiłem go, bo uwierzyłaś.
- Ale jak to się stało? - Zadawałam pytanie zdezorientowana.
- Twój przyjaciel oddał mi ciało, dobrowolnie. Nie zmuszałem go do tego,chciał odejść, a ja go poprosiłem o ciało.
- Ale dlaczego...? - Kolejne pytanie z przerażeniem w oczach.
- Żeby być z tobą, a nie tylko obok. - Odparł.
- Dlaczego nie wyglądasz... - Nie dokończyłam pytaniem, bowiem Aaron dokończył za mnie.
-...Jak Fox? To proste. Oddał mi ciało. Teraz ono należy do mnie. Wszystkie jego komórki zmieniają się w moje. Właśnie stąd to podobieństwo do dawnego Aarona. - Zamilkłam, lecz po chwili do głowy przyszło mi kolejne pytanie.
- A co zrobisz z jego rodziną? Ze swoją? Przecież jesteś tutaj jako Fox! To on miał wypadek, nie ty!
- Bóg wraz z czasem o wszystkim pomyślał. - Uśmiechnął się delikatnie. Spojrzałam na niego, a on był już całkiem podobny do siebie. Włosy sięgały niemalże do łokci, a jego zęby były ułożone w idealnie równym rzędzie białych kartoników. Nawet wzrost i tusza się zgadzała. Strasznie wysoki i chudy.
- Jak to? Co masz na myśli? - Ponownie o coś zapytałam.
- Cała dokumentacja, wszystkie fakty i wspomnienia zmieniły się, na wskutek przejęcia przeze mnie ciała Foxa. Jedynie Ty coś pamiętasz, ale z czasem zapomnisz.
- Ale ja chcę pamiętać! - Szybko odparłam.
- I będziesz, ale nie zwrócisz na to najmniejszej uwagi... - Przerwał, a ja się zbliżyłam.
- Aaronie... - Wyszeptałam, podchodząc do ukochanego.
- Chodź do mnie, Madeleine, chodź, kochana. - Powiedział, łapiąc mnie za rękę i przyciągając na bok łóżka.
- Tak tęskniłam. Tak bardzo brakowało mi ciebie... - Mówiłam ze łzami w oczach, ze szczęściem, ale też niepokojem.
- Mi ciebie też. - Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale mężczyzna, którego tak bardzo pragnęłam, zamknął moje usta czułym pocałunkiem.
- Nie musisz nic mówić. Wszystko wiem. - Odparł, po czym ponownie dopuściłam do tego, aby nasze usta się zetknęły.

8190 wyświetleń
55 tekstów
4 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!