Menu
Gildia Pióra na Patronite

MAGAZYN

fyrfle

fyrfle

Kazał zamurować drzwi do magazynu martwej lub jeszcze dogorywającej przeszłości, a tą najbardziej palącą go i trującą kazał zapakować na ciężarówkę i zutylizować w wielotysięcznym ogniu górażdżańskiej cementowni. Magazyn i ziemię wykupił na własność od Losu, Wielkiego Wybuchu, Boga Ojca, Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego i przez wiele miesięcy zwoził tam i chaotycznie układał hałdy pomylonego dzieciństwa, chmurnej i durnej młodości, sakramentalnej dorosłości, próbowanej kilkukrotnie z Bogiem i bez, z wiarą, z nadzieją, z marzeniami, z miłością i oczywiście powrzucał tam rachunki, które wystawiło mu życie za traktowanie cnót na poważnie, za miłości, które były lichwą. Nazbierało się tego przez 44 wiosny, które przeważnie były syberyjskimi zimami lub przynajmniej listopadowymi jesieniami z zawiejami śnieżno - deszczowymi i światłem, które było szarością , szybko zapadającą w ciemność. Latem mu były te chwile z poezją, ze swoim ogrodem i psem Walezym.Czerwiec, a więc tamta rozmowa z Zenonem Mygą bratem Haliny Pośwaitowskiej, gdy wyrwał się ze sabatu moherowych beretów na Jasnej ponoć Górze. Lipcem, wręcz nabożna coroczna lektura "Opowieści dla Przyjaciela" prorokini miłości, cielesności, przez całe życie siostry śmierci, może nawet jej córki, która w końcu w pełni życia poszła do domu swojej matki. Sierpień, to jej wiersze wszystkie, które dostał na urodziny, gdy raz jedyny raz ktoś go posłuchał i dostał prawdziwy prezent nie alkohol dla uśmierzenia ludzkości, co odpłynęła od Źródła, odgrodziła się od niego i stała się bajorem mętnej płycizny, pozwalającej sobie na bycie docelowością wszelkich rynsztoków i ścieków, którymi kwitła, którymi tak przykro pachniała. Wrzesień, to była wisienka na torcie lata, które w sobie powołał, więc ukochał sobą kota Behemota, któremu pozwalał prowadzić się na Bal do Messera, w którego chwili Małgorzata czyniła Miłosierdzie, a Anioł Ciemności dla jej cichości i małości odpuszczał zbrodnie namiętności.

Ciężarówka odjechała, w magazynie życie zamienia się w proch, jak ciała pyłem się stają w trumnach, jak stają się zapomnieniem i w ogóle nicością, bo znikają pomniki, umiera pamięć w następnych pokoleniach. Ubrał buty, takie do marszu, takie spodnie z wieloma kieszeniami na nowe życie, koszulę z jeansu, na szyi związał apaszkę i teraz spokojnie będzie szedł, nigdy już biegł, po zrozumiał, że gdy wędrówką życie, to wiele idzie dostrzec, z wieloma się zabliźnić, jest czas, żeby przemyśleć i się nie zwilczyć, powolnością można wejść na szczyty czarodziejskich gór, szklanych gór, wypatrzeć i ominąć jądra ciemności i nie nie boi się, że pośród metalowych serc , co złotymi cielcami, to jeszcze znajdzie te z Krwi Chrystusowej, w którym tlenem jest Duch Święty, więc będzie to kobieta, która będzie jego drugą połową i poskładają swoją alchemię w razem, może nawet do śmierci , więc może, skoro ma tyle czasu teraz na modlitwy, to będą dobre, mądre i być może wypisze w nich właściwy Adres.

Mirosław . Tekst jest w moim zamierzeniu prozą poetycką do obrazu Marcina Kani "Schody do..."

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!