Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zaplątana - cz.4.

***Gosiek

***Gosiek

-Już! Już! –zawołała, gdy rozległo się natarczywe dzwonienie do drzwi. Otworzyła je z rozmachem robiąc obrażoną minę. Miała na siebie narzucony czarny płaszcz przed kolano. –Pali się?

-Chciałem po prostu być punktualny. –uśmiechnął się łobuzersko. –Wiedziałem, że pójdziesz ze mną na te urodziny.
-A miałam inne wyjście? –schowała klucze do małej torebki i nacisnęła na klamkę sprawdzając czy aby na pewno zamknęła drzwi. Poprawiła wsuwkę podtrzymującą ułożone w koka włosy i odwróciła się do blondyna.
-Oczywiście. Mogłaś mi otworzyć na przykład ubrana w dres i te swoje okulary, które zakładasz zawsze, gdy siadasz przed komputerem. –otworzył przed szatynką drzwi. –I wtedy wszystko byłoby jasne.
-Mogłam tak zrobić.
-Natija. –przyciągnął do siebie poważną sąsiadkę. –Przecież ja wiem, że ty byś mi tego nie zrobiła.
-Skąd ta pewność w twoim głosie?
-Stąd, że po prostu nie możesz się oprzeć mojemu urokowi osobistemu. Gdzie ty idziesz? –złapał skręcającą na prawo Natalię. –Mój samochód stoi z drugiej strony.
-Jedziemy twoim samochodem?
-Pozwólmy odpocząć twojemu garbusowi.
-Ale...
-Cicho redaktorko. –zatkał dziewczynie usta i wesoło do niej mrugnął. Wiedział, że jest przyzwyczajona do swojego samochodu, ale jednak stwierdził, że czas na to żeby odpoczęła od ciągłego prowadzenia. Dzisiaj to on będzie kierowcą.

Zatrzymali się przed dużym domem postawionym zaledwie kilka metrów od blokowiska, w którym Land miał większość znajomych. Sam pochodził z tych okolic, ale musiał się przeprowadzić. Nie powiedział jej dlaczego, a ona nie wypytywała. Rozumiała.
-Natija, co jest? –spytał, gdy nie zareagowała na jego wcześniejsze słowa. Odwróciła głowę i spojrzała w zielone oczy kolegi przepełnione dziwną troską. Tak. Land się o nią martwił.
-Zamyśliłam się.
-Wszystko w porządku? Jak chcesz to możemy wrócić.
-Zwariowałeś? Nie po to chodziłam dzisiaj po sklepach i spędziłam ponad godzinę przed lustrem. –prychnęła wysiadając z samochodu. Zabrała z tylniego siedzenia dużą paczkę zapakowaną w paskowany papier i poprawiła płaszcz.
-Ja też kupiłem prezent. –pokazał szatynce flaszkę z dużą kokardą. –Ty nie musiałaś...
-Ale chciałam. Widzisz? –uśmiechnęła się szeroko. –Teraz przynajmniej do siebie pasujemy. Ja mam pudło, a ty butelkę. W sam raz.
-A co mu kupiłaś?
-Nie bądź taki ciekawski. –skierowała swoje kroki ku drzwiom. Ścieżka z obydwu stron była oświetlona przez postawione, co kilka metrów latarenki. –Dużo osób będzie?
-Coś koło stu.
-Żartujesz?
-Natija. –pokręcił przecząco głową. –Raz w życiu ma się dwudzieste piąte urodziny. Jeżeli ktoś będzie cię namawiał na mieszankę alkoholową, to proszę cię, odmów. Chłopcy zawsze próbują opić ładne dziewczyny. –tłumaczył dotrzymując Natalii kroku. –Będzie barman, który robi bezpieczne drinki. Znam gościa i wiem, że jest w porządku.
-Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że masz serce. –zaśmiała się, gdy objął ją w pasie. Była przyzwyczajona do takich gestów swojego sąsiada i nie miała nic przeciwko. O dziwo przy nim czuła się bezpiecznie. Otworzyli drzwi i uderzyła w nich fala muzyki. Land pomógł jej zdjąć płaszcz. Uśmiechnęła się jedynie, gdy zobaczyła jak mruga oczami. Zdawała sobie sprawę z tego, że dobrze wygląda. Chciała dobrze wyglądać.
-Pewnie usłyszysz to jeszcze wiele razy dzisiejszego wieczoru, ale chcę być pierwszy. -Bastian pochylił się i szepnął jej do ucha. –Wyglądasz prześlicznie.
-Dziękuję. Ty też nienajgorzej.
-Doktorku! –nagle muzyka ucichła i usłyszeli głos skierowany do nich. Odwrócili się w stronę, z której dobiegał. Na środku pokoju stało podwyższenie dla DJ’a, które teraz zajął drobny brunecik. Był niewiele wyższy od Natalii. –Drodzy państwo. –zawołał do mikrofonu tak głośno, że aż zahuczało. –Mam zaszczyt przedstawić wam doktorka, człowieka dzięki któremu świętuję z wami swoje urodziny i jego uroczą partnerkę Natalię. Dobrze pamiętam? –zwrócił się do szatynki, która jedynie przytaknęła delikatnym ruchem głowy. –Doktorku, jeszcze raz dziękuję za uratowanie życia. –powiedział, gdy całe towarzystwo wróciło do dalszego imprezowania.
-Nie wygłupiaj się Gryfin. –poklepał kolegę po ramieniu. –Wszystkiego najlepszego.
-Spełnienia marzeń i oby każdy kolejny dzień był lepszy od poprzedniego. –podała brunetowi paczkę i uścisnęła jego rękę.
-Mogę mieć jedno urodzinowe życzenie? –uśmiechnął się łobuzersko. Teraz przypominał chłopaka, którego widziała kiedyś u Landa.
-Zależy jakie.
-Uściskaj mnie, bo dawno nie przytulała mnie tak śliczna kobieta.
-Bajerant. –zaśmiała się przytulając solenizanta. –Sto lat.
-Dziękuję. Bawcie się dobrze. –życzył im jeszcze dobrej zabawy i zniknął w tłumie. Zerknęła na przyglądającego jej się blondyna. Nawet na moment nie spuścił z niej wzroku.
-Jak tam doktorku?
-Natija, chociaż ty tak na mnie nie mów. Jestem tylko ratownikiem medycznym.
-Jesteś więcej niż ratownikiem medycznym. Ratujesz życie ludziom i dzięki tobie żyje Gryfin. –wyjaśniła podchodząc do baru. –Martini wstrząśnięte niemieszane. –złożyła zamówienie i usiadła na barowym krześle. –Jesteś niesamowity Land. Jesteś po prostu bohaterem.
-Strasznie mi słodzisz dziewczyno Bonda.
-007 to seksoholik. Nie mogłabym być jego dziewczyną. –podparła głowę na dłoni i przypatrywała się tańczącym ludziom. Byli tacy beztroscy i pełni życia. Wydawało się, że żadne z nich nie ma problemów, i że liczy się dla nich jedynie dobra zabawa. Ona tak nie potrafiła. Mimo wszystko wciąż myślała o rodzinie mieszkającej na drugim końcu Polski. Nie chciała o nich myśleć, ale to było silniejsze od niej. Mimo wszystko bardzo jej ich brakowało. Tęskniła.
-Odleciałaś. –poklepał ją delikatnie po policzku. –O czym tak myślałaś?
-O drobnostkach.
-Gdybyś myślała o drobnostkach to nie marszczyłabyś tak czoła.
-A marszczę je jedynie wtedy, gdy myślę o poważnych sprawach?
-Tak. Więc o czym myślałaś?
-Chodźmy tańczyć.
-Nie powiesz o czym myślałaś?
-Wiesz, że nie. –wypiła drinka duszkiem i zeskoczyła z krzesła. –Barman, będę mogła prosić o kolejne martini jak wrócę? Dzięki. –złapała blondyna za rękę i pociągnęła na parkiet. Nie chciała żeby wypytywał. Wcisnęli się w sam środek tańczącej młodzieży. DJ podkręcił muzykę tak, że teraz wydawało im się jakby czas zwolnił. Ludzie ocierali się leniwe o siebie błądząc dłońmi po swoich ciałach. Omamieni nie zwracali uwagi na nic. Liczyła się jedynie muzyka i ta chwila. Tylko to.

-Barman, jeszcze jeden. –klepnęła w bar i uśmiechnęła się delikatnie do stojącego po drugiej stronie chłopaka. Był przystojny i miał urocze dołeczki w policzkach. Od razu zwróciła na nie uwagę. Miała słabość do takich mężczyzn.
-Proszę śliczna dziewczyno Bonda.
-To tylko martini. –wzruszyła ramionami. Land szalał na parkiecie z długonogą blondynką, która wypatrywała za nim oczy już od momentu, gdy pojawił się w domu Gryfina. Odwróciła głowę i przyglądała się tej dwójce. Ładnie razem wyglądali.
-Pasują do siebie, co?
-Pasują.
-Tak właściwie to Grzesiek jestem. –przedstawił się sięgając po kufel z piwem.
-Natalia, ale to już wiesz. –uśmiechnęła się do solenizanta. –Świetna impreza.
-Cieszę się, że ci się podoba. Masz kogoś? –spytał nagle.
-Nie. –wypiła duszkiem martini i zacisnęła powieki. Poczuła jak kręci jej się w głowie. –Chyba przesadziłam.
-Helikopter?
-Tak.
-Chcesz się położyć? Na górze są wolne pokoje.
-Nie sądzę żeby to był dobry pomysł. –pokręciła głową, ale szybko pożałowała tego kroku. Tak strasznie jej w niej szumiało i wszystko dokoła wirowało. –Chcę wrócić do domu.
-Land się dobrze bawi.
-No tak.
-Chodź. –objął chwiejącą się szatynkę w pasie. –Zaprowadzę cię do góry. Prześpisz się i od razu będziesz się lepiej czuła. –tłumaczył wychodząc z Natalią po schodach na piętro. Zamknął cicho drzwi jednego z pokoi. Ciemność.

8962 wyświetlenia
72 teksty
4 obserwujących
  • Albert Jarus

    20 October 2013, 19:42

    och nareszcie az sie usmiechnalem na Twój widok...
    super sie czyta az sie zastanawiam co bedzie dalej...nie daj mi długo czekac