Menu
Gildia Pióra na Patronite

POLICJA cz. 3

fyrfle

fyrfle

Jeszcze przez godzinę pili kawę, rozmawiali wesoło i z troską o różnych ludzkich radościach i problemach, bardzo dużo się śmiejąc i ciesząc spotkaniem. Potem sierżant Barbara z dwojgiem nazwisk połączonych myślnikiem powiedziała:

- Przygotowałaś?
- Tak, wszystko jest w firmowych reklamówkach obok ściany.
- Wiesz Eustachy, dożywiam i pomagam jak mogę bezdomnym znad stawu za krajówką. Pomożesz mi?
- Oczywiście.
Wzięli wielkie reklamówki wypełnione w menisk wypukły chlebem, suchymi wędlinami i przede wszystkim konserwami. Poszli. Ludzie oglądali się za nimi, Szli powoli między blokami,garażami, wreszcie przy hotelu. Doszli do drogi krajowej. Kierowcy zatrzymali się na ich widok i przeszli ruchliwą drogę. Zaraz zniknęli w głębokim przydrożnym rowie, a dokładnie w ścieżce zakamuflowanej przez wysokie zarośla. Po drugiej stronie rowu zaraz był las. Trzysta metrów leśną ścieżką i było jezioro. Jeszcze przeszli jakieś sto pięćdziesiąt metrów wzdłuż brzegu jeziora. Doszli do koczowiska bezdomnych. Tego dnia zastali trzech. Siedzieli wokół sporego ogniska otoczonego dużymi kamieniami. Z tył, w głębi lasu były rozbite dwa namioty czteroosobowe, które swoimi sposobami załatwiła dzielnicowa i trzy szałasy sklecone przez bezdomnych z najprzeróżniejszych elementów, od eternitu po kawałki plandek. Przywitali się z bezdomnymi przez serdecznie uściśnięcie rąk oraz dzień dobry i Szczęść Boże. Nie pytała ich, a oni nie mówili. Wiadomo było, że nie pójdą do schroniska Brata Alberta, które było jakieś pięć kilometrów stąd. Zarządzający schroniskiem ojciec gwarantował wikt, opierunek i próbę ponownego powrotu do normalnego życia. Organizował pracę, próbę wyjścia z nałogów i mieszkanie. Nie chcieli.

- Dzień dobry panu panie sierżancie. Cieszę się, że pan nas też tutaj odwiedził, w tym swoistym mateczniku.

Nie poznawał sierżant Musorgski człowieka po twarzy, ale rozpoznawał jego głos. Był to ten sam mężczyzna z którym prowadził długie rozmowy w ciemnościach na skwerze za dworcem PKS. Często go spotykał, gdy samotnie patrolował na nocnych służbach rejon numer V, ten z placem targowym i dworcem PKP i PKS. Rejon nie duży, ale szalenie urodzajny we wszelkiego rodzaju przestępstwa: kradzieże, rozboje, narkotyki, przestępstwa PG czy kieszonkowców tam było zatrzęsienie. Był ten rejon świadkiem też winnej i niewinnej śmierci, zbyt często był świadkiem. Śmierci nieutulonej sprawiedliwością i zadośćuczynieniem. Jeszcze przemoc domowa, a w niej tragedie dzieci. Mężczyzna był z Wrocławia. Przegrał życie, bo życie zdruzgotało jego. Kiedyś sierżant był w dolnośląskiej stolicy i jak to pies skledziorz zapytał. Powiedzieli. Jego znajomy po tamtych zbiegach tragedii i odczłowieczenia,dał spokój. Nie miał siły być Feniksem. Został Bieszczadnikiem, potem Biebrzniętym, były też Bory Tucholskie, a wreszcie od czterech lat tutaj,

Dzielnicowa Basia wyciągała z reklamówek dary od niej i PSS Społem. Na końcu wyciągnęła litrową wyborową.

- Zbliża się święto Policji.Wypijcie nasze zdrowie panowie i pomódlcie się za nas, jeśli się modlicie lub tylko pomyślcie o nas dobrze,to zadziała.

Eustachy Musorgski odszedł na emeryturę w roku dwa tysiące jedenastym. Odszedł w stopniu podkomisarza. To też ciekawa historia, jego jednak kariera i awans na stopień oficerski. Dzielnicowa Basia zrobiła fakultet z rehabilitacji i wyjechała do Niemiec. Mąż miał pochodzenie. Nostryfikowała papier polski na niemiecki. Było ciężko, ale dała radę. Dzisiaj jest pielęgniarką na bloku operacyjnym w Nadrenii Palatynacie.

Jerzy, pisałeś kiedyś żebym spisywał moje doświadczenia w postkomunistycznej Policji. Trudno się wraca, trudno się i pisze. To szarpanie stale jątrzących ran. Ta jest jedną z nielicznych opowieści o takim prawie czystym pięknie. Wciąż wzrusza. Nie ma po niej dwutygodniowego rozbratu z życiem.

KONIEC

297 747 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!