Menu
Gildia Pióra na Patronite

Droga Donikąd- Wydawnictwo Zacisze -Matylda (Fragment)(12)

Grażyna P.

Grażyna P.

Jeszcze przed wyjściem z domu, zdążyła napisać jedną zwrotkę wiersza, do którego naszkicowała obraz, przedstawiający burzliwą pogodę.

Burza to...
Rozpacz malowana na twarzy pochmurnego nieba
spoglądającego na czerwoną różę z pąkami kwiatów
zaróżowionych westchnieniem zmoczonej deszczem ziemi
pobudzona niczym muśnięcie ustami szalejących zmysłów
lekkiego powiewu chłodzącego twarz po drodze donikąd.

Zadowolona z efektu, przygotowała się do wyjścia z domu. Spacer po obfitym jedzeniu dobrze jej zrobił, mijała kałuże idąc w kroplach deszczu, pod otwartą parasolką.
Była ubrana w turkusowy płaszcz przeciwdeszczowy z kapturem, a na nogach miała kalosze w tym samym odcieniu. Kiedy już doszła do szkoły, zobaczyła, że panuje tu gwar i zamieszanie, bo na korytarzu przy samym wejściu, zastała tłum uczniów.
Nie wiedziała co się dzieje, ale zaraz podszedł do niej dyrektor i jednocześnie wychowawca Szczepan Grześkowiak.
-Dzień dobry, dobrze że jesteś, powiedział.
-Dzień dobry odpowiedziała
- przyniosłaś swoje prace? zapytał, dziewczyna sięgnęła do ogromnej torby, w której zawsze ze sobą nosiła, swoje rysunki i wiersze, były dla niej ja talizman
-proszę powiedziała podając kartki
-O bardzo ładne, pochwalił Grześkowiak, bo widzisz, organizujemy na korytarzu wystawę i dobrze by było, żebyś na nią też zaprosiła swojego Ojca, masz duży talent stwierdził.
Matylda zarumieniła się, dotarło do niej, ze nauczyciel ją chwali, a ona wcale nie zasłużyła na to, przez wagary i słabe oceny z innych przedmiotów. Nadal na korytarzu panował ruch, w tym dniu nie było już lekcji, wszystkie klasy zaangażowały się w tworzenie galerii.
Korzystając z tego, dziewczyna wróciła wcześniej do domu, gdzie bardzo szybko, wbiegła w zabłoconych butach z wypiekami na twarzy, chcąc podzielić się nowiną, ale tam zastała bardzo smutnego i zdenerwowanego Ojca.
- Co się stało? zapytała
- nic, nic takiego wyjąkał, odwracając głowę.
Pomimo tego zauważyła łzy w jego oczach
- tato,tatusiu powiedziała czule. Ty płaczesz?
Spojrzał na nią i przytulił mocno.
- Córeczko jestem chory, mam raka krwi.
- jak to czemu? nie rozumiem, skąd wiesz?
Pytania same cisnęły się na jej wzburzone usta, w pewnym momencie wydęła je do płaczu
- tatuleńku szepnęła połykając łzy, które same cisnęły się do oczu i ściskały w gardle.
Ten dzień nie był zwykłym dniem, siedzieli nieruchomo w pokoju, przytuleni ogromną rozpaczą do siebie. ( ciąg dalszy nastąpi)

3820 wyświetleń
48 tekstów
1 obserwujący
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!