Jestem na trawniku za blokiem moich rodziców. Na balkon wychodzi moja mama i coś do mnie krzyczy. Nie bardzo mogę to usłyszeć, lecz orientuję się, że chodzi jej o pranie, które wiatr zwiał z balkonu. Spoglądam pod nogi i faktycznie leży przede mną. Są to same koce z przypiętymi klamerkami. Chwilę później zza bloku wychodzi słońce. Jest większe niż zwykle, jak 2 lub 3 zwykłe słońca. Razi mnie i grzeje. Odwracam wzrok i widzę młode drzewo na którego gałęziach za pomocą klamerek rozpięte są koce, które spadły z balkonu. Tworzą coś w rodzaju parasola czy parawanu słonecznego. Chowam się za nim przed promieniami słońca, które uderzają w drzewo chwiejąc nim niczym wiatr. Drzewo ma cienkie gałązki. Co jakiś czas jednak dwie lub trzy klamerki się odczepiają i muszę naprawiać parasol, by się całkowicie nie rozleciał.