Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pierwszy raz o nim

Sheldonia

Sheldonia

Jest dla niej
bardzo dobry

W pociągu pełnym ludzi
zawsze znajdzie miejsce
przy oknie
Sam w korytarzu stoi
nad gazetą się kołysze

Kiedy deszcz pada
swój płaszcz jej oddaje
Mówi
Nic mi nie będzie

Oddałby jej
swój sen
swoje oczy

Jest dla niej
bardzo dobry
mówią

Czego ona jeszcze chce

A ona nic nie chce
Uśmiecha się do niego
i płacze*

Ona znów zasiada do swojej starej maszyny do pisania. Przezornie ustawiła biurko przy oknie, by móc szukać inspiracji zaledwie dzięki spojrzeniu w prawo, w przeźroczyste szyby. Dzisiaj lekkie firanki rozwiewa wieczorny wiatr, który wwiewa do mieszkania zapach letnich nocy. Przygotowała się solidnie: półlitrowy kubek parował zapachem mocnej kawy, czwartej tego dnia, a wciąż za mało kofeiny, by obudzić jej serce... Na nagie ciało narzuciła obszerną białą koszulę, zakupioną specjalnie na te okazje. Jednak dziurki nigdy nie doczekały się rozdziewiczenia przez małe guziki...
A więc kładzie swoje dłonie o długich palcach z poobgryzanymi paznokciami na wystających klawiszach i czeka... na wenę, która nie przychodzi. Minuty mijają niepostrzeżenie, ręce drętwieją, leżąc w oczekiwaniu z palcami wskazującymi na literkach "A" i "L". Nie pomaga jej nawet głośna muzyka doprowadzona do jej umysłu za pomocą cienkiego kabelka. Taki jej osobisty respirator, podtrzymujący funkcje życiowe. Wsłuchuje się w mieszające się erotycznie głosy Angusa i Julii Stone, chociaż wtedy tak bardzo tęskni za lepszym życiem, które się skończyło, zanim w ogóle pojawiła się na tym świecie.
Nagle poczuła, że nie jest już sama w pokoju, a płomień świecy niebezpiecznie zaczął drżeć od silniejszego podmuchu wiatru, rzucając na przeciwległą ścianę obrazy godne teatru cienia. Nie odwróciła się, nawet nie drgnęła, jej palce z kamienia wciąż czekały na rozkaz, by zacząć taniec na wytartych klawiszach. Wiedziała, że to on. Że stoi w drzwiach pokoju, znajdującymi się za jej plecami. Myśli, że nie wie... Tymczasem ona wyczułaby jego obecność nawet w tłumie ludzi wiernie udających wiarę w kościele, czy w przepełnionym tramwaju, stojąc tuż przy kierowcy, gdy on siedziałby na samym końcu... Rozpoznałaby jego spojrzenie na swoich plecach nawet wtedy, gdyby była niewidzialna. Nie odwróci się, on nic nie powie. Będzie tak stał, jak każdego wieczora i patrzał, jak wiatr unosi jej długie blond włosy, a na jej, odsłaniającym się od czasu do czasu, karku wyskakuje gęsia skórka.
Przesunęła płynnym ruchem swoje palce na inne litery i przez chwilę ciszę zakłóciły trzy charakterystyczne dla maszyny do pisania dźwięki.
On.
Od tylu lat spędzała czas, wystukując swoje emocje i uczucia w białą kartkę formatu A4, a nigdy nie napisała ani jednego zdania o nim. A przecież był. Zawsze był, jeżeli nie z nią, to obok niej. Jeżeli nie mówił, to przynajmniej słuchał. Jeśli nie radził, to przynajmniej nie krytykował. Jak to możliwe, że spędziła z nim połowę swojego marnego życia, a nie napisała o nim żadnego wiersza, opowiadania, poematu? Nigdy nawet nie napisała do niego listu, co najwyżej pośpiesznie nabazgrała listę z niezbędnymi rzeczami, które musiał kupić.
Wyciąga prawą dłoń i zachłannie obejmuje nią czarny kubek przywieziony kilka lat wcześniej z Grecji. Jej ulubiony. Tylko w nim kawa smakuje jak kawa... Ręka zawisa w połowie drogi do ust, a jej wzrok spoczywa na błyszczącej, złotej obrączce, przypominającej o lepszych czasach, które ją ominęły, które odrzuciła pewnego dnia słowem "tak".
Kawa wlewa się do ust, parzy język, gwałci kubki smakowe swoją intensywnością.... Czy nie jest niesprawiedliwa i niewdzięczna? Przecież kochał ją miłością, którą zawsze chciała potrafić kogoś obdarzyć. Czy to mało? Przecież jest. Zawsze, gdy potrzebuje worka treningowego jest dla niej. Zamienia się w niewzruszony tobół, przygotowany na ciosy, które już go nie bolą. Zawsze, gdy potrzebuje przyjaciela, na którego ramieniu mogłaby wypłakać kolejną zbyt cielesną miłość, jest dla niej. A miałaby na pewno przyjaciół w sporej liczbie mnogiej, gdyby tylko traktowała ludzi poważnie i nie raniła bez powodu... Gdyby tylko w końcu zrozumiała, że kłamstwo nie jest jedyną metodą postępowania w życiu. Zawsze, gdy ogarniała ją frustracja, bo nie mogła zapisać od kilku miesięcy nawet połowy kartki, był dla niej. Opowiadał setki niestworzonych historii, zabierał na kilkugodzinne wycieczki w nieodkryte miejsca, puszczał nieznane melodie, by tylko pobudzić jej wenę do działania.
Czy to mało? To wystarczająco wiele, by napisać o nim co najmniej amatorską wersję Biblii, a tymczasem nie ma on nim nawet fraszki. Wśród tych wszystkich kartek, tych pogniecionych jak i tych starannie włożonych do białej teczki z napisem "Opowiadania", nie ma nic o nim. Wśród obszernych tekstów o mężczyznach pojawiających się w jej życiu tylko na chwilę, nie ma nawet kilku wersów o nim, który jest stale od kilkunastu lat.
Odkłada powoli kubek na biurko i zaczyna pieścić palcami każdy klawisz po kolei, jakby błagając, żeby słowa same ułożyły się w całość. Nadal czuje na sobie jego wzrok, ciągle tam stoi, niczym anioł stróż. Nawet tym spojrzeniem obejmuje ją, głaszcze, kocha... Jakby urodził się tylko po to, by żyć dla niej.
Jak może go tak traktować, ranić każdym wyrazem, który nie jest o nim, a o innych tak bardzo nieważnych, że półki uginają się od stosu papieru? Czytał wszystko, co wychodziło spod jej chudych palców, szukając między wierszami siebie. Szukając w pobliżu wyrazów "miłość" i "kocham" miejsca na swoje inicjały. Nigdy nic nie znalazł, ale jest. Woli być obok niej w rzeczywistości, niż przynosić kawę do łóżka czarnymi literami porozrzucanymi na kartce papieru.
Chce napisać o nim coś pięknego, coś wyjątkowego, co wyraziłoby całą wdzięczność, jaką do niego czuje. Chce wymusić chociaż jedno zdanie, może dwa... Przecież zasługuje co najmniej na pean. Nie ma w sobie jednak nic ważnego, nic szczególnego. Jej miłość do niego jest na tyle banalna, że nie potrafi wychwycić z niej nic, co mogłoby zainteresować czytelnika. Wystukuje powoli i rytmicznie, jakby akcentując każdą literę...
On. Co powinnam o nim napisać? O naszym życiu razem, a raczej jego byciu ze mną, a moim trwaniu obok niego... Powinnam napisać, że lubię, gdy wraca w nocy do domu i całuje moje zaspane oblicze...? Że lubię świadomość, że ciągle jestem w liczbie mnogiej, nawet wtedy gdy kolejni ludzie znikają z mojego życia...? Że lepiej mi, wiedząc, że jest jedna osoba, która myśli o mojej duszy, gdy ktoś inny bawi się tylko moim ciałem, biorąc wszystko co mam... A dla mnie już nic nie zostaje, a co dopiero dla niego... Nawet teraz zmuszam się, żeby napisać o nim cokolwiek, a zdania brzmią pusto, bez wyrazu, bez emocji, jakby nie było w moim sercu żadnych wzniosłych uczuć. A przecież jest dla mnie ważny. Ale chyba nie tak, jak ja dla niego... Stoi za moimi plecami, po biciu jego serca poznaję, że jest smutny. Dzisiaj się nawet do niego nie uśmiechnęłam... Powinnam odejść. Dać mu wolność, zabijając go troszkę, odchodząc.
Sięga znowu po kawę, teraz już zupełnie zimną. Smakuje wyrzutami sumienia i zakłamaniem.
On patrzy na każdy jej ruch, patrzy jak dotyka z wielkim namaszczeniem kolejne klawisze i tęskni. Jego nigdy nie dotykała w ten sposób... Wie. Wie, że jest tylko asekurantem. Ratuje ją z każdej opresji... podnosi z podłogi... wyciąga nóż z dłoni... zabija pająka ukrytego w łazience za szklanką z szczoteczkami do zębów... ratuje usychające kwiatki, o których zapomniała... gotuje obiady... przypomina o ważnych terminach, dzięki czemu ciągle ma pracę... biega do apteki po tabletki na jej ból głowy... chowa butelki z alkoholem, by kolejnej nocy nie spędziła w toalecie... podaje syrop na niekochanie z myślą, że kiedyś zadziała... Nie oczekuje nic w zamian, a raczej przestał oczekiwać. Kiedyś wierzył, że z czasem uda się jej go pokochać... że któregoś wieczora spojrzy na niego z miłością i wypowie te dwa słowa, o których dzisiaj nawet nie marzy. Ale przecież jest. Od tylu lat jest obok niego ciałem, bo do jej duszy nikt tak naprawdę nigdy nie miał wstępu. Może kiedyś jeszcze w czasach "przed nim", ale przecież ich wcale nie było...
Stoi za nią, myśli, że ona nie wie. Widzi, jak wyszarpuje nerwowo kartkę i gniecie ze złością, następnie ciska nią w róg pokoju. Serce zaczyna mu łomotać, gdy dostrzega, że spuściła głowę, a jej ramiona dziwnie się trzęsą. Płacze?
Ona w bezsilności zanosi się spazmatycznym płaczem w rytmie piosenki "Heart skipped a beat" i czuje, że jej serce przestało bić już dawno temu. Czeka, aż jej anioł stróż podejdzie do niej i ochroni przed samym sobą.
Podchodzi i kładzie swoje ciepłe dłonie na jej niespokojnych barkach, wycisza się. Wyjmuje jej słuchawki z uszu i kładzie na biurku. Odsuwa krzesło na kółkach, by znaleźć się z nią twarzą w twarz. Patrzy na niego wilgotnym wzrokiem bez wyrazu. Boli go serce, boli ją kawałek mięsa... Podaje jej dłoń, by wstała, potem bierze ją na ręce i zanosi do sypialni, gdzie kładzie do łóżka, jak małą dziewczynkę. Przykrywa kocem po same uszy, a ona wtula się w poduszkę i znów płacze. On siada na skraju łóżka i czeka, i czuwa, i jest... Jak zawsze, jak anioł stróż. Czeka.
Gdy ona zaśnie, pójdzie do jej pokoju i rozwinie pomiętą kartkę leżącą na podłodze. Przeczyta ze łzami w oczach, bo w końcu napisała o nim kilka słów. Poczuje po tylu latach, że istnieje... Pokocha ją jeszcze bardziej, skazując się na większą samotność, kiedy będzie szukał w jej zielonych oczach cienia zrozumienia. A ona nie odejdzie, bo tylko przy nim może swobodnie przelewać na papier całe swoje życie, w którym on z nie swojej winy nie bierze udziału. Tylko przy nim słowa nie o nim płyną z lekkością.
Nie odejdą od siebie.
Zawsze przecież był dla niej. Zawsze przecież była obok niego.

* Małgorzata Hillar "O nim"

4845 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Sheldonia

    1 May 2012, 11:00

    Mnie także, Piotrze, się wydawało, że napisałam je z miarę szczęśliwym zakończeniem. Jak na mnie, to spora dawka optymizmu...;) W końcu są razem. Chociaż chyba świadomość, że druga osoba jest tylko obok, a nie z nami miażdży bardziej niż sama samotność.
    Dziękuję, że zajrzałeś.:)

  • 30 April 2012, 23:18

    Sumienie chyba nie ma w zwyczaju człowieka lubić.
    Jeśli chodzi o opowiadanie, powiedziałbym, że wstrząsające choć mimo wszystko w pewnym aspekcie wesołe. Nie jest to może poprawne, ale są obok siebie/ze sobą.

    Niektórzy dziękowaliby nawet za to

  • Sheldonia

    29 April 2012, 23:03

    Dziękuję, Weroniko. Mam nadzieję, ze Twoje sumienie Cię polubi w końcu. Moje mnie na razie gryzie... Pozdrawiam.;)

  • mistyczna

    29 April 2012, 22:56

    A wiesz... Dostałam kopa od sumienia...
    Piękne opowiadanie, naprawdę.

  • Ruska-love

    24 April 2012, 20:42

    oooooooo

  • WilceeQ`

    22 April 2012, 22:34

    Uargumentować, powinnam. Powiem tak, doszukałam się kilku błędów a raczej może celowych zabiegów(?), które mogą nie pokrywać się z poprawnością, jednakże jestem zbyt zmęczona by śledzić tekst z lupą. Jednakże jeśli o treść chodzi - bliska i przerażająca, mimo to dobrze czasem spojrzeć wprost w oczy prawdzie...

  • Sheldonia

    21 April 2012, 20:38

    A więc dziękuję Wam z całego serca. Gdyby nie poczucie, że ktoś jest, że czyta, że ewentualnie czeka na jakikolwiek mój tekst poddałabym się zupełnie. Dziękuję.

  • Przemio

    20 April 2012, 10:48

    widzę, że nie zamierzasz zejść ze ścieżki pesymizmu ; D

  • Lacrimas

    18 April 2012, 22:26

    Wiesz co? Jesteś okropna... Naprawdę! I teraz chyba sobie zrobię odwyk od Twoich opowiadań. To ja, cholera, nie śpię prawie nic ostatniej nocy. Tonę w absurdalnych przemyśleniach, rozważaniach i analizach pewnej chorej sytuacji - a Ty mnie jeszcze dobijasz czymś takim... No szlag człowieka trafi... Jak wyskoczę przez okno, to możesz czuć się za to odpowiedzialna!
    Nienawidzę tego tematu. Nienawidzę oddawać komuś wszystko, będąc tylko dodatkiem do jego życia. Chusteczką na otarcie łez... Nienawidzę być obok. Nie stanę tam już nigdy więcej...

    Jeśli chciałaś poruszyć tym moje niegodziwe serce, to uprzejmie informuję, że Ci się to udało.

  • Albert Jarus

    18 April 2012, 20:01

    Najlepszy Twój teks, najpiekniejszy i najprawdziwszy. Brakuje mi słów, po raz pierwsz na prawdę nie wiem co miałbym napisać, złamałaś moje serdze na miliardy milionów atomów. Nie wiem jak to teraz pozbieram...