Bielsko-Biała
Jest coś zniewalającego w bielskich blokach, które są tłem dla piękna bielskiej przyrody. Razem tworzą krajobrazy za którymi bardzo tęsknię. Wszystko to jest jak ogromne murale albo malowidła w stylu panoram. Te betonowe brzegi Białej, a obok zaraz wierzby płaczące lub na betonie złocone i krwią spływające po murach bluszcze. W cichym nurcie, bezszelestnie płynącym, całkiem swobodne, całkiem piękne, ale w całkowitym milczeniu wiosłujące błonami bosych stóp kaczki.
Nurt jest światłem i cieniem. Paradoks połączenia przeciwieństw w blask, niby kilwater wycieczkowca w Boce, wydaje się Białej przez Bielsko wędrowanie. Teraz ciche, przeszyte kontemplacją, medytacją.
TAK. Ta serpentyna kwietna jest jednym z filarów miasta. Mekką fotografów. Studnią czerpania wody miłości zakochanych. Codziennym głębokim oddechem spacerujących.
Postacie z bajek, okupowane przez dzieci, turystów, które tworzyły piękno i imaginację naszego dzieciństwa, radowały nasze dzieci, które kochają nasze wnuki. I misie na kamienicy. Nie wiadomo po co, komu, na co? Ale sprawiają, że podnosimy wzrok I wytężamy wyobraźnię.
Autor