(...) Jego palce błądziły po krawędziach ust jakby w poszukiwaniu początku uśmiechu. Pierwszy raz wydała mu się być krucha i bezbronna. Pozbawiona tarczy z egoizmu i ironii była dziwnie uległa. Jak pszczoła, która utraciła swoje żądło.
- Kocham cię.- szepną prawie bezgłośnie przeczesując opuszkami jej długie włosy, które w świetle zachodzącego słońca przybrały kolor spłowiałego złota. Okalały jej alabastrową twarzyczkę jak anielska aureola. Teraz jej wady i to czego do tej pory w niej nie znosił stało się tym bez czego nie mógłby żyć.
- Ja ciebie też...- odszepnęła leniwie unosząc drżące powieki do góry. Już zapomniał jak bardzo niebieskie były jej oczy (...)