Menu
Gildia Pióra na Patronite

No i cóż, ze do nieba, skoro bez ciebie cz. II

Ikula

Ikula

Jednakże nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba i samolubna. Obecność Sasuke sprawiała, że odciągał mnie od moich problemów. W efekcie zamiast się od niego oddalać, zbliżałam się jeszcze bardziej. Wcale nie byłam zaskoczona tym, co usłyszałam pod koniec listopada…

- Sakura? - Sasuke udało mi się wyciągnąć mnie z domu w weekend na jesienny spacer. Teraz siedzieliśmy w kawiarni pijąc gorącą herbatę.
- Hmm… - Patrzyłam w jego radosne oczy, ciesząc się, ze moja obecność sprawia mu taką przyjemność.
- Wiesz ja… - Przeraziłam się widząc jego zakłopotane spojrzenie i rumieńce, które wcale nie były już efektem niskiej temperatury za oknem. Obawiałam się tej chwili. Spodziewałam się jej. Tysiące razy wyobrażałam ją sobie przed snem wymyślając różne wersje odpowiedzi. Jednak, kiedy spodziewana kwestia w końcu padła, ja nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. - Lubię cię. Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym.
Tak bardzo chciałam odpowiedzieć mu, że ja też to czuję w stosunku do niego, ale rozsądek podpowiadał, że zrobię źle. Choć raz chciałam być nieodpowiedzialna, nie myśleć o tym, co będzie jutro, ale to nie było takie łatwe. Moje gardło ścisnęło się niezdolne do wydobycia jakiegokolwiek artykułowanego dźwięku.
W odpowiedzi sięgnęłam po jego zaciśniętą ze zdenerwowania dłoń leżącą na stoliku. Splątałam ze sobą nasze palce i ucałowałam wierzch jego dłoni. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Czułam w sercu niesamowite ciepło, gdy jego usta przyciskały się do moich nie zostawiając nawet centymetra wolnej przestrzeni w miłosnych objęciach, gdy odprowadzał mnie do domu. To było takie niesamowite, nowe i przyjemne wiedzieć, że do kogoś należysz, że kochasz go całym udręczonym sercem, a on odwdzięcza ci się tym samym. Nie chciałam się rozstawać i bałam się, że nie będę chciała jeszcze bardziej, kiedy przyjdzie nam się pożegnać na zawsze.
Wiedziałam też, że będę musiała mu w końcu powiedzieć i ta myśl nie dawała mi spokoju. Za bardzo bałam się go stracić. Był dla mnie podporą, ostoją, oazą, przy której troski pryskały jak bańka mydlana, a ja czułam się bezpieczna. Był dla mnie bardzo cenny.
W głębi serca czułam, że za tę chwilę nieodpowiedzialności przyjdzie mi jeszcze gorzko zapłacić.
Ino i reszta klasy nie mogła się nadziwić zmianie Sasuke. Stał się milszy, bardziej ufny. Pewien blondyn - klasowy rozrabiaka imieniem Naruto powoli kruszył jego skorupę. Sasuke wreszcie był szczęśliwy, a ja nie chciałam tego psuć swoimi zmartwieniami.
Wkrótce przyszły święta. Znów spadł śnieg i zrobiło się mroźno. Spędziłam je z Sasuke, jego bratem. Szczerze mówiąc obawiałam się starszego brata ukochanego, po tym jak usłyszałam, że zabił swojego ojczyma. Jednak moja obawa była irracjonalna i prysła od razu, kiedy zobaczyłam go ze śliczną dziewczyną u boku.
Sasuke był tak niebywale do niego podobny, że nie potrafiłam darzyć do złymi uczuciami. Braci różnił tylko: wzrost (Sasuke był nieco niższy), długie włosy Itachiego związane w kucyk i widoczna różnica wieku.
Wesołe oczy Itachiego lustrowały mnie i Sasuke uważnie. Brat oceniał moje zachowanie, charakter i szacował, na czym opiera się nasz związek. Kiedy Itachi zauważył, że jestem szczera w swoich uczuciach wyraźnie się rozluźnił. Spędziliśmy miły wieczór wigilijny. Nie chciałam zostawiać mamy na ten dzień samej, ale okazało się, że to nie jest problem. Podczas, gdy ja byłam zajęta treningami, Sasuke, Ino i swoimi rozmyśleniami, moja mama szukała szczęścia w miłości z pozytywnym skutkiem z resztą. Wymarzonym partnerem okazał się mój lekarz prowadzący, to on powiadomił nas o chorobie i to on pocieszał mamę, gdy dowiedziała się ile czasu mi zostało.
Cieszyłam się z tego powodu. Chciałam, żeby ktoś wspierał matkę, kiedy mnie zabraknie. Miałam wielką nadzieję, że w przyszłości będzie jeszcze szczęśliwa.

Siedzieliśmy razem z Sasuke w jego pokoju. Wręczaliśmy sobie świąteczne prezenty. Długo zastanawiałam się, co mu dać. Chciałam, żeby ta rzecz mu o mnie przypominała. Kupiłam wiec ramkę, a kilka dni wcześniej oddałam cyfrowe zdjęcie naszej obejmującej się dwójki do druku. Teraz obrazek znajdował się w ramce.
Sasuke z uśmiechem odwinął kolorowy papier, ale kiedy zobaczył fotografię jego mina stała się poważna.
- Nie podoba ci się? - zapytałam szczerze zawiedziona.
On jednak pokręcił głową.
- Nie, to naprawdę piękny prezent, taki jaki chciałem dostać, żeby móc wspominać te chwile w przyszłości. - Sasuke mówił szczerze, więc mój smutek został przegoniony, a na jego miejsce wkradł się niepokój.
- O czym myślisz? - Dotknęłam swoją dłonią jego miękkiego policzka, a on złapał ją przyciskając do swojego ciała nie pozwalając, żebym zabrała rękę.
- Jest coś, o czym mi nie mówisz. Widzę to. - Spuściłam wzrok zakłopotana i zabrałam rękę. - Dziwnie reagujesz, kiedy mówię o przyszłości, kiedy mówię, że jesteś dla mnie ważna. Nie rozumiem dlaczego masz przede mną jakieś tajemnice. Szanuję to, ale od jakiegoś czasu czuję…, że nie jesteś ze mną szczera. - Wziął głęboki oddech przed tym, co ma powiedzieć. - Jeśli ty nie czujesz już do mnie tego, co ja do ciebie, to zrozumiem, tylko musisz mi o tym powiedzieć. - Jego głos był spokojny i łagodny jak lekki wiaterek muskający skórę chłodnym tchnieniem w gorące, letnie popołudnia, ale za tą fasadą wyczuwałam ból i złość.
- To nie tak - zaprotestowałam szybko. - Ja… ja cię kocham. - Te słowa po raz pierwszy padły między nami. Owszem dawaliśmy sobie dowody miłości wspólną troska i opieką, ale wypowiedzenie tych dwóch słów wydawało mi się złe, jakby to nie oddawało w pełni naszych relacji. - I nie jest to tylko szczeniackie wyznanie. Ja po prostu… - z moich oczu poleciały łzy. Ukryłam twarz w dłoniach, żeby zasłonić je przed Sasuke. Jednak on nie chciał mi na to pozwolić. Delikatnie odjął ręce od mojej twarzy, a potem przyciągną do siebie i przytulił. Czułam bijące od jego ciała ciepło, czułam bijące w przyspieszonym rytmie serce. To dodawało mi odwagi. - Ja po prostu nie chcę umierać - szepnęłam żałośnie.
Czułam jak ciało ukochanego zesztywniało.
- Co powiedziałaś? Jakie umierać? O czym ty mówisz? - Odsuną mnie od siebie na tyle, żeby móc patrzeć mi w oczy. Otarłam łzy, ale uparcie płynęły kolejne. Zaczerpnęłam głęboko powietrza, żeby powiedzieć coś, co jak mi się wtedy wydawało, miało zakończyć wszystko, co było między nami.
- Jestem chora. Mam raka serca, chłoniaka. Takich jak ja jest niewiele na całym świecie, a każdy z nich umiera po roku od wykrycia choroby. Wtedy, gdy upadłam w klasie był koniec marca. - Każdą komórkę mojego ciała przeszywał ból, gdy patrzyłam we wstrząśnięte oczy Sasuke. Każda sekunda milczenia wydawała mi się nieskończenie długi momentem.
Sasuke mocno zamknął oczy, a dłonie przycisną do skroni. Patrzyłam na niego w milczeniu nie wiedząc, co mogę zrobić. Już nie płakałam musiałam być silna. Wierzyć, że wszystko będzie dobrze, choć nigdy nie miało tak być.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? - Spojrzał na mnie z wyrzutem swoimi zaczerwienionymi oczami. Jego ton głosu wciskał się w moją czaszkę niczym pazury rozjuszonego drapieżnika. - Dlaczego dopuściłaś do tego, żebym się w tobie zakochał? Przecież wiedziałaś, że mnie zostawisz!
- Masz rację wiedziałam - powiedziałam wypranym głosem, patrząc beznamiętnie w martwy punkt na ścianie. - Wiedziałam, że będziesz cierpiał po moim odejściu, ale wiedziałam też, że będziesz szczęśliwy spędzając ze mną te krótkie chwile, że będziesz szczęśliwy mogąc mnie kochać, chociaż przez chwilę.
Chwiejnie wstałam. Wzięłam swój płaszcz i stanęłam przed drzwiami jego pokoju.
- Pozwoliłam na to wszystko licząc się z konsekwencjami, ponieważ po raz pierwszy obdarzyłam kogoś takim zaufaniem i takimi uczuciami. Po raz pierwszy powiedziałam szczerze, że kogoś kocham. - Po tych słowach wyszłam z domu zostawiając Sasuke z tym wszystkim samego. Musiał to przemyśleć.
Ponad godzinę szłam powoli oświetlonymi uliczkami podziwiając udekorowane lampkami podwórza i balkony. Starałam się nie myśleć o tym, że mój romans się skończył.
„Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny;
Są one na kształt prochu zatlonego,
Co wystrzeliwszy gaśnie”
Do końca przerwy świątecznej Sasuke się nie odezwał, nie napisał, nie zadzwonił.
Moja przyjaciółka słysząc przez telefon, w jakim jestem stanie, przyjechała do mnie, żeby mnie weprzeć. Cieszyłam się, że jest ze mną. W jej obecności jakoś łatwiej było mi to wszystko znieść.
Zaraz po świętach miałam brać udział w zawodach i szczerze mówiąc wątpiłam, żeby coś z tego wyszło.
Po powrocie do szkoły wszystko stało się jasne. Sasuke nie zwracał na mnie uwagi, omijał mnie wzrokiem. Znów stał się ponury, a jego jak do tej pory najlepszy przyjaciel Naruto, był zirytowany jego zachowaniem. W czasie przerwy na lunch obaj udali się na dach budynku. Ostatecznie poczułam, że to koniec. Ostatnia tląca się we mnie iskierka nadziei zgasła. Poczułam się niewiarygodnie słaba i przytłoczona. Wszystko zniknęło. Świat wydawał mi się momentami zbyt szary i powolny, a czasem zbyt głośny i jaskrawy.
Osłabłam na treningach. Mój brak determinacji sprawił, że czas moich biegów się wydłużył. Trener był niezadowolony. Za kilka dni wyścig, a ja byłam coraz gorsza. Dni płynęły mi powoli na ciągłym zadręczaniu się i wyzywaniu od najgorszych.
Kiedy wreszcie przyszedł ten dzień nie mogłam się nadziwić, ile przeżyłam przez ten ostatni rok. Było to tak niesamowicie odległe, ale realne. Spakowałam torbę z reprezentacyjnym, szkolnym strojem i wyszłam z domu. Ino razem z moją mamą już na mnie czekały. Jechały ze mną, żeby móc mnie dopingować.
Ściskając je na pożegnanie czułam, że to dzięki nim udało mi się dotrzeć do tego momentu. Pewnie gdyby nie pojawienie się w moim życiu Ino, umarłabym w tamtej małej salce, w szpitalu. A bez matki straciłabym całą determinację dla tego, co chciałam osiągnąć. Pozostawał jeszcze Sasuke. Dzięki niemu poznałam, co to miłość do całkiem obcej osoby. Dotknęłam jego cierpienia i zmieniłam w swoje. Nie było go dziś ze mną. Jego nieobecność odbijała się straszliwą pustką w przestrzeni wokół mnie. Jednak wiedziałam, że teraz nie mogę o tym myśleć.
Miałam dziś do pokonania tor 400 metrów sprintem. To nie dużo, a mimo wszystko bałam się, że zabraknie mi siły. Weszłam do szatni i zmieniłam ubranie na wygodne, krótkie spodenki do biegania i koszulkę z nazwą i herbem szkoły. Wzięłam głęboki wdech. Starałam się opanować narastające w mojej piersi zdenerwowanie. Nie wiedziałam, co teraz będzie. Planowałam dać z siebie wszystko, ale nie wiedziałam, czy mi to wyjdzie. Wyszłam z szatni stając się oddychać równomiernie. Od mojego wyniku zależy pozycja szkoły.
Wchodząc na bieżnie obserwowałam swoje przeciwniczki. Były to najlepsze reprezentantki innych liceów. Patrzyłam jak się rozgrzewają, rozciągają swoje silne, umięśnione ręce i nogi. Nagle ze strachem zdałam sobie sprawę, że jestem z nich wszystkich najdrobniejsza. Mimo iż starałam się jak mogłam, to nie wyglądałam tak jak przed chemioterapią. Poszłam za przykładem innych dziewcząt i również zaczęłam się rozciągać. Kiedy przez megafon ogłoszono, że czas zająć miejsca startowe mój stres został wyparty przez ogień determinacji. Tak, nie zamierzam przegrać. Nie ważne, czy dobiegnę pierwsza, czy ostatnia, udało mi się osiągnąć cel, a to, że jestem w tym miejscu jest tego najlepszym dowodem. Uśmiechnęłam się zadziornie do moich przeciwniczek. Żadna z nich pewnie nie miała za sobą takiego bagażu przeżyć jak ja. To dodawało mi pewności siebie.
Po hali rozniósł się huk wystrzału. Udało mi się wystartować, jako pierwszej. Moje stopy uderzały o ziemię w szybkim, zgodnym rytmie, a powietrze umykało na boki szarpiąc moją krótką fryzurką i koszulką. Przelewałam całą swoją siłę w mięśnie nóg. Kątem oka rozglądałam się na boki. Inne dziewczyny dorównywały mi szybkością i w niedługim czasie, niemal wszystkie się zrównałyśmy. Na ostatniej prostej zaczęła się zażarta walka. Każda chciała wygrać, żadna nie miała zamiaru być ostatnia. Tlen rozpaczliwie przedzierał się przez moje płuca w szybkim oddechu. Zaczynało brakować mi sił, co sprawiło, że zostałam nieco w tyle.
Weź się w garść! - mówiłam do samej siebie - Jesteś silna! Trzymasz w życie w swoich rękach! Już niedaleko.
- Dasz radę Sakura! - Byłam tak zszokowana słysząc jego głos, że początku zastanawiałam się, czy aby na pewno dobrze usłyszałam. Sasuke stał na trybunach obok mojej matki i Ino.
Dam radę. W moim sercu rozlało się nowe ciepło. Dodając mi sił. Sasuke był tu dla mnie. Nie wiedziałam, czy wciąż chce ze mną być, ale to nie było w tej chwili ważne. Byłam szczęśliwa i dla niego zamierzałam wygrać.
Jakimś cudem z głębi siebie udało mi się wykrzesać jeszcze trochę energii. Z każdym dłuższym, od drugiego krokiem wyprzedzałam swoje przeciwniczki. Została tylko jedna, która nie dawała za wygraną. Walczyłyśmy do końca. Raz ona wyprzedzała mnie, a raz ja ją. W efekcie przebiegłyśmy przez linię mety niemal w tym samym momencie.
Zatrzymałam się. Serce tłukło się głośno w mojej piersi. W jednej chwili dobiegła do mnie moja mama, Ino i Sasuke, który objął mnie mocno przyciskając do swojego ciała. Odwzajemniłam uścisk, nie będąc pewną, czy chłopak nie zmiażdży mi żeber.
- Sakura, przepraszam. Wybaczysz mi? - Cichy szept Sasuke łamał się. Starłam mu kciukiem łzę z kącika oka.
- Nie mam ci czego wybaczać - odpowiedziałam wciąż odczuwając jeszcze efekty biegu.
Sasuke spojrzał w moje oczy z… miłością. Nie mogłam uwierzyć, że po tym wszystkim, co przeżył chce jeszcze ze mną być, że mimo wszystko wciąż mnie kocha.
Pocałował mnie na oczach wszystkich, a potem nachylił się, żeby szepnąć mi na ucho dwa najważniejsze słowa.
- Kocham cię, Sakuro. - Moje serce drgnęło niespokojnie. Nie mogłam się powstrzymać i mój dźwięczny śmiech pełen radości wypełnił halę.
Chwilę później na tablicy zostały wyświetlone wyniki. Niesamowite. Byłam pierwsza! Naprawdę wygrałam. Sasuke podniósł mnie i zakręcił wokół własnej osi. To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Odniosłam ostateczne zwycięstwo nad samą sobą. Udało mi się pokonać bariery z pozoru nie do przebycia.
Styczeń, luty i marzec spędziłam razem z Sasuke, starając się wykorzystać każdy kolejny dzień jak najlepiej. Próbowaliśmy wspólnie nowych rzeczy. Chodziliśmy na wycieczki, na basen, do wesołego miasteczka, do galerii sztuki i muzeów (śmiejąc się z pokracznych przedmiotów). Byliśmy tak nie poważni, ile się dało.
Popołudnia często spędzaliśmy wspólnie w domu Sasuke. Jego brata ciągle nie było w domu, więc mięliśmy odrobinę prywatności. Zazwyczaj leżeliśmy naprzeciwko siebie na łóżku ucząc się siebie na pamięć.
Z każdym dniem nasze pieszczoty stawały się coraz odważniejsze. Nie miałam wątpliwości, że kochałam Sasuke i na pytanie, czy chcę spróbować odpowiedziałam twierdząco. Traktowałam nasze kochanie się, jak coś świętego. Było to dla mnie największe fizyczne okazanie sobie miłości. Nie było to coś nieodpowiedzialnego i grubiańskiego. Po prostu esencja miłości w czystej postaci. Nie chciałam, żeby to doznanie miało mnie ominąć.
Niestety wkrótce zaczęłam słabnąć. Czułam jak opuszczają mnie siły. Byłam coraz bardziej wyczerpana, a najmniejszy wysiłek mnie męczył. Sasuke widział, w jakim jestem stanie. Wiedział, że zbliżają się moje ostatnie dni. Chłopak, patrząc na moje podkrążone oczy, cierpiał, chodź starał się tego nie okazywać.
Był weekend. Jak zwykle siedzieliśmy w moim pokoju. Głowa chłopaka leżała na moich kolanach, a on sam czytał książki przygotowujące do matury. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc tylko wpatrywałam się w jego piękną twarz. Nagle on też zaczął mi się przyglądać. Obserwował moją zamyśloną minę.
- Sasuke - westchnęłam. - Jak ty się z tym wszystkim czujesz? Radzisz sobie? - Ukochany od razu zrozumiał, o co mi chodzi i spochmurniał.
Podniósł się z moich kolan, żeby lepiej móc patrzeć mi w oczy.
- Nie chcę cię stracić, ale wiem, że nie mam na to wpływu. Czuję się taki… bezsilny wobec tego. Chciałbym móc coś zrobić. Pomóc ci. Oddałbym wszystko, żebyś była zdrowa. Nawet własne życie. - Takie wyznania nie przychodziły mu z łatwością. Nic, co sprawiało ból nie było łatwe. Przecież miał mnie stracić. Tak samo jak matkę i ojca. - A ty Sakura? Co ty czujesz? - Jego ton był pełen rozterki. Mimo iż miał swój ból, chciał, żebym i ja obarczyła go swoim. Miałam przez to ogromne wyrzuty sumienia. Ale on był jedyną osobą, z którą chciałam się tym podzielić.
- Ja… nie chcę cię zostawiać. Czuję się z tego powodu źle. Wiem, że będziesz cierpiał, a chciałabym cię od tego uchronić. Chciałabym zostać tu z tobą. Cieszyć się wspólną przyszłością. Chciałabym z tobą zamieszkać. Mieć synów i córki. Patrzeć, jak dorastają. - Pokręciłam głową. - Jednakże wiem, że to nierealne. Poza tym - wzdrygnęłam się. - Boję się śmierci. Nie wiem, co mnie tam czeka i to mnie przeraża.
Sasuke uśmiechną się smutno, próbując podnieść mnie na duchu.
- Na pewno pójdziesz do nieba. Jesteś tak wspaniałą osobą, że nie mogłoby być inaczej - wyszeptał.
- No i co z tego, że do nieba, skoro nie będzie tam ciebie. - Powietrze zgubiło w moim gardle drogę, ale nie chciałam płakać. Chciałam być silna.
Sasuke położył dłonie na moich policzkach, a potem mnie pocałował, dając mi tym samym odrobinę wsparcia.
Kiedy zrobiło się późno i Sasuke wyszedł, usiadłam do biurka, aby napisać cztery listy. Pierwszy do mamy, drugi do Ino, trzeci do Sasuke, a czwarty do nowego partnera mojej mamy. Może było to nieco głupie i nierozsądne, ale wysłałam je pocztą tydzień później. Chciałam mieć pewność, że dotrą one do adresatów w odpowiednim czasie.
***
Konwój pogrzebny szedł za trumną zmarłej dziewczyny, aby oddać jej ostatni hołd. Zebrali się niemal wszyscy koledzy z jej klasy. Wśród nich była jej serdeczna przyjaciółka Ino. Ocierała zapłakane oczy zmaltretowaną chusteczką. Wiedziała, że to się stanie, ale tak naprawdę nie mogła być na to przygotowana. Zawdzięczała swojej przyjaciółce życie.
Matka zmarłej szła dumnie, a łzy ściekały jej po policzkach. Wraz z nią szedł pewien młody lekarz, który miał zostać z nią do końca jej dni.
Na samym końcu sznura żałobników szedł czarnowłosy chłopak. Nie płakał, ale czuł, że jego dusza z każdym krokiem rozpada się na coraz drobniejsze kawałki. Pamiętał jej szczery śmiech, gdy była szczęśliwa. Jej przenikliwe, pełne miłości, zielone spojrzenie. Pamiętał jej łzy czystego cierpienia, smak jej ust, dotyk jej gorącego ciała na swoim. Wszystko to zlewało się w osobę, którą kochał ponad wszystko. Trzymał w swoich dłoniach nieco pomięty już list. Wciąż patrzył na ostatnie linijki zgrabnego tekstu:
„Zawsze będę przy tobie. Będę na ciebie patrzeć i pilnować, żebyś był szczęśliwy. Na zawsze w twoim sercu.
Kocham cię”

859 wyświetleń
18 tekstów
0 obserwujących
  • Gothic Sanctuary

    7 February 2013, 22:21

    Dobra, skoro przeczytałam już całość, to pozwól, że się trochę rozpiszę.
    Otóż zacznę od tego, że masz niesamowity styl pisania, a co najważniejsze, umiesz wciągnąć czytelnika. Kiedy zaczęłam czytać pierwszą część, zapomniałam sprawdzić jaka jest długa, co zazwyczaj robię przed lekturą. Po przeczytaniu, albo raczej połknięciu jednym tchem dziesięciu akapitów, w końcu to zrobiłam. Zanim dojechałam na sam dół, zrodziła się we mnie myśl, że jestem zbyt leniwa, żeby przeczytać całość, ale już było za późno. Wciągnęłam się tak bardzo, że już kilka minut potem z utęsknieniem wpatrywałam się w ostatnią linijkę tekstu. Tak więc, opowiadanie jest świetne. Naprawdę. Szkoda tylko, że nie rozbiłaś go na mniejsze części, wtedy z pewnością więcej osób pokusiło by się o przeczytanie i docenienie czegoś tak wspaniałego. : )
    Pozdrawiam cieplucho i życzę weny. Pisz i nie pozwól, żeby zmarnował się taki talent. ; *

    Rosemarie

  • ~ Ariadna ~

    5 February 2013, 18:30

    Pięknie, aż słów mi brak. Bardzo się wzruszyłam, czytając ten tekst. Jest naprawdę dobry ; )