Tylko.
- Jak bez zobowiązań?- nie wierzę co słyszę.
- Bez żadnego przywiązania?- wstaję.
- Bez uczucia? - ubieram się. Lawendowy stanik zapinam krzywo, trzęsą mi się ręce. Czuję się źle. Koszulka. Poprawiam rude włosy. Nie, nie spojrzę na Niego. A niech widzi co mógł mieć na dzień dobry i każdy inny. Błękitne majtki.
- Nie, dziękuję. - obojętnie odpowiadam na żałosne pytanie o śniadanie.
-Staczasz się, kochanie. - wypowiadam, ale tylko w myślach. Ciemne jeansy.
- Do zobaczenia. - choć zobaczyć Go już nigdy nie miałam zamiaru. Wychodzę. Zamykam drzwi niechlujnie. Płaczę. A moje łzy są tak rześkie, tak gęste i tak duże, że śmiać się powinny zacząć. Przeglądam się w witrynie jakiegoś baru, poprawiam koszulkę, następnie włosy- już nie tak rude. Wchodzę do jakiegoś baru, w szybach którego przed chwilą się przeglądałam. W drzwiach mijam się z Nim. Czyżby był na śniadaniu, które miał zjeść ze mną? On? Moja życiowa pomyłka. Proszę piwo. I kolejne. A następnie setkę czystej. Mogłabym teraz krzyczeć. Krzyczeć, żeby wszyscy wiedzieli, że on, który wczoraj wieczorem był dla mnie maksymalną dawką szczęścia, dziś zapodał mi złoty strzał.