Jadę wieczornym autobusem linii Z., kurs K. - M. Autobus wyjeżdża z miasta. Przekracza tę granicę, gdzie kończy się obszar oświetlony latarniami, a zaczynają ponure ciemności. Po jednej i drugiej stronie ulicy tylko pola i pojedyncze domki. Widać złote korale świateł na horyzoncie. Zostawiamy miasto w tyle. Autobus pruje, tak że żołądek podchodzi do gardła! Wiadomo, nie tylko pasażerowie chcieliby już być w domu, ale także sam kierowca. Autobus nie zatrzymuje się na przystankach, bo nikt nie wysiada, ani nie wsiada na tym pustkowiu. Ludzie z tych okolic jeżdżą miejskimi autobusami, które kursują do samego O. Autobus minie zaraz następny przystanek. Kierowca nie zamierza zatrzymać się na nim, przekonany, że nikt tu nie czeka. Jednak nagle z ciemności wyłania się postać człowieka, który energicznie wymachuje rękami. Kierowca autobusu zauważa go. Gwałtownie hamuje. Ktoś z pasażerów stwierdza: "Ciemno, to nie widać". Do autobusu wsiada mały chłopiec. Prosi o bilet do jakiejś miejscowości. Kierowca mówi, że to nie ten autobus i że chłopca autobus jedzie przed nim. Ręką pokazuje w dal ulicy. Chłopiec ogląda się zdziwiony. Zamierza już wysiąść, gdy kierowca zatrzymuje go i mówi: "Czekaj!" Mówi tak po przyjacielsku, jakby chciał powiedzieć: "Czekaj! Gdzie tam po nocy będziesz łaził?"
Tymi słowami, rzuconymi jak ciepły pled na plecy chłopca, wyraża kierowca swoją troskę o niego. Każe mu usiąść w fotelu obok. Próbuję wyczytać przerażenie w oczach chłopca zaistniałą sytuacją, ale chłopiec jest odważny. Niczym stoik zachowuje spokój ducha. Rozmawia z kierowcą jak dorosły. Zadaje mu pytania. Mówi mu, jak to się stało, że pomylił autobusy. Ja gdybym była na jego miejscu, to na pewno bym się rozpłakała.
Pasażerowie zawsze się mylą w tych dwu autobusach. Ich kierowcy jeżdżą innymi trasami, ale wymieniają się często autokarami. Nie dziwię się więc przygodzie małego chłopca. Sama wiele razy się mylę.
Troskliwy kierowca szybko reaguje. Bierze swoją "komórkę" i dzwoni do kierowcy autobusu przed nim. Mówi: "Cześć, zostawiłeś jednego pasażera". Szybko zostaje uzgodnione, że kierowca poczeka na chłopca na przystanku w O., gdzie rozdzielają się trasy dwu autobusów.
Kierowca tego autobusu okazał się naprawdę dobrym kierowcą. Zaopiekował się chłopcem. Gdyby został on pozostawiony samemu sobie na tym pustkowiu w zupełnych ciemnościach, to na kolejny autobus do swojej miejscowości musiałby czekać ponad trzy godziny. Znam złych, bezmyślnych kierowców, którzy kazaliby takiemu pasażerowi wyjść z autobusu, i nie obchodziłby ich jego dalszy los. Nawet jeśliby to miał być jego ostatni autobus. Czasem kierowcy krzyczą i złoszczą się na pasażerów. Taki kierowca może zepsuć humor na cały dzień. Dobrze jest więc jechać z dobrym kierowcą. I nawet wybaczam mu to, że tak szybko pruje, że aż żołądek podchodzi do gardła!