Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wygrany los na loterii niespełnionych marzeń

Claire

Claire

"Istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli."

— Paulo Coelho (ur. 1947)

Spacerowałam pustą ulicą, było ciemno, drogę oświetlały mi jedynie latarnie. Szłam przed siebie starając się nie myśleć o tych wszystkich ludziach, których tak szczerze nienawidziłam. Wydaje mi się, że w niektórych przypadkach to uczucie było odwzajemnione. Myśląc, zaczęłam nucić tekst z jednej piosenki, którzy brzmiał „Kiedyś kupię nóż i powyrzynam wszystkich wkoło”. Spodobał mi się ten fragment, opisywał, to, na co niekiedy miałam ochotę, nie żebym była jakimś mordercą, ale każdy z nas ma czasem takie myśli. Podśpiewując sobie, dotarłam do cmentarza, lubiłam tutaj przesiadywać, zawsze było cicho, mogłam w spokoju pisać, nie musieć przy tym wysłuchiwać krytyki innych, nie wiedzieć czemu, społeczeństwo czepiało się, że robię to co kocham. Zapewne dlatego, że mnie nie lubili i starali się dostrzec we mnie jak najwięcej wad, po to by jeszcze bardziej móc mną gardzić. Na szczęście tutaj nie było kogoś takiego, byli za to moi przyjaciele, niestety wszystkich nie mogę spotkać już w rzeczywistości, tylko na tym cmentarzu. Mogłam z nimi rozmawiać. Było to mniej więcej jak modlitwa, nie uzyskiwałam odpowiedzi. To właśnie oni zawsze dostają główne role w moich opowiadaniach. Usiadłam koło jednego z nagrobków, wyciągnęłam notatnik o formacie A4 oraz długopis, po czym zatraciłam się w pisaniu. Często śniły mi się po nocach stworzone przeze mnie historie, często ukazywały one moje marzenia. Nagle zerwał się deszcz, jak ja go lubiłam. W oddali było słychać pioruny. Szybko wstałam z ziemi i nachyliłam nad nagrobkiem mojego najlepszego przyjaciela, Shane’a.
-Przyjdę jutro.- wyszeptałam.
Schowałam wszystko z powrotem do plecaka i czym prędzej wróciłam do domu. Mój ojciec już spał, zresztą nie dziwię się, była już 3:00, zawsze wracałam o tej porze, ale on nie zwracał na to uwagi, widocznie zaliczał się do grona osób, które mają mnie gdzieś. Poszłam cicho, na palcach do swojego pokoju, by go nie obudzić i od razu się położyłam, byłam zmęczona. Tej nocy znowu śniło mi się moje opowiadanie. Pogoda była słoneczna, Shane jak zwykle uśmiechnięty spojrzał na mnie i spytał czy wybiorę się z nim nad jezioro, to było takie nasze magiczne miejsce, które uwielbialiśmy. Nigdy nie było tam innych osób. Jak zwykle przytaknęłam mu. Kiedy dotarliśmy do celu, wrzucił mnie do wody, śmiejąc się przy tym, po czym sam do niej wskoczył. Często gdy było ciepło tak robił. Po jakimś czasie wyszliśmy i usiedliśmy pod dużą wierzbą. Śmialiśmy się, znowu mogłam ujrzeć jego ciepły uśmiech i te wesołe oczy. Chciałabym już się nie budzić tylko ciągle wpatrywać w niego, bo dzięki temu wracały wspaniałe wspomnienia. Niestety wszystko to przerwał głośny dźwięk budzika, „pora wstać” – pomyślałam i zerwałam się z łóżka, kiedy byłam już gotowa do wyjścia, zorientowałam się, że dzisiaj idziemy później do szkoły, przecież polonistka jest chora i nie ma pierwszej lekcji, pomimo to wyszłam z domu i udałam się na boisko. Było puste, bo nie odbywała się żadna lekcja wf-u, a w budynku było jeszcze niewielu uczniów. Po spędzonej na powietrzu godzinie, zostawiłam swój płaszcz w szatni i poszłam na plastykę. Dzisiaj znowu miała być praca w grupach. Nie lubiłam tego, pech chciał, że trafiłam do jednej drużyny wraz z 4 idiotami. Odsunęłam się od nich i tak nie słuchali moich pomysłów, usnęłam. Obudził mnie chłopak o blond włosach, kiedy otworzyłam oczy nie mogłam uwierzyć, to był Shane. Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się łzy, były one spowodowane szczęściem, tak… szczęściem.
-W…wróciłeś- powiedziałam łamiącym się głosem, w dalszym ciągu do mnie to nie docierało.
-Hę?- nie wiedział o co mi chodzi. W tym momencie rozejrzałam się po sali, mój wzrok zatrzymał się na kalendarzu. Był 25 maja ubiegłego roku. Dzień śmierci mojego przyjaciela.
-Nie nic… tak jakoś bełkoczę- odwzajemniłam jego uśmiech po czym usiadłam koło niego w ławce. Nie byłam skupiona na słowach nauczyciela, ponieważ zastanawiałam się nad tym co się działo. Czyżbym dostała jeszcze jedną szansę od losu, czyżby Shane ją dostał… zaraz… to było moje opowiadanie, w którym nasze losy potoczyły się inaczej. No jasne. To jakaś magia, nie wiadomo co. Czułam się jakbym wygrała los na loterii, była tą jedną na milion, która wygrała szczęście. Nie do wiary. Nie ma mowy, żeby dzisiaj ktoś zginął. Po dzwonku wyszliśmy z sali.
-Cały dzień się dzisiaj uśmiechasz. Czy mógłbym wiedzieć co wzbudza w tobie tak dużą radość?- widać było, że cieszył się moim szczęściem.
-Po prostu jesteś, to mi wystarcza.- odpowiedziałam niepewnie, ale szczerze.
-Zawsze będę- spojrzał na mnie- pamiętaj- na jego twarzy pojawił się kolejny uśmiech, wymawiając te słowa, pomógł mi w to uwierzyć. On będzie już zawsze. Nie zginie, nie dzisiaj. Przepełniała mnie euforia, znowu mogłam zobaczyć jego śmiejącą się twarz, z resztą nawet wtedy kiedy był smutny nie tracił uroku.
-Dziękuję- powiedziałam przygryzając lekko wargę. Nasunął mi się na myśl fragment wiersza „Niepewność” o treści „czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie”. Chyba sama do końca nie wiedziałam co do niego czuje. Wiedziałam za to jedno, to uczucie było odwzajemnione.
-Nie masz za co- znowu usłyszałam jego głos, ten którego od roku nie słyszałam. Był wspaniały, taki idealny, dokładnie jak on. Znowu spoglądały na mnie te wspaniałe oczy, których nie miałam szansy zobaczyć przez długi czas na żywo, tylko w snach. Właśnie, sny były jedynym co mi po nim pozostało, bałam się, że to co się wtedy działo jest kolejnym z nich, ale nie. Czułam jego zapach, mogłam go dotknąć, to zdecydowanie nie był sen.
-Uwierz mi, że mam.
-Oj Claire- pokręcił głową, po czym wbił wzrok w ścianę naprzeciwko. Uśmiechnęłam się tylko, milczałam, cieszyłam się każdą sekundą z nim spędzoną, jakby miała być ostatnim. Starałam się zapamiętać każdą minutę, by później móc wszystko otworzyć w głowie, tak jak film, można by powiedzieć, że uczyłam się go na pamięć, przyglądałam się dyskretnie jego twarzy, aby już nigdy nie zapomnieć tych zawsze ciepło spoglądających oczu, i regularnych rysów, ust z których wydobywał się ten wspaniały głos. Kiedy coś mówił wsłuchiwałam się uważnie, jakbym już nigdy miała tego nie usłyszeć. Wzrok zatrzymałam na jego nieco dłuższych, niż normalne blond włosach, zakrywających uszy, tak żeby kiedyś móc odtworzyć w wyobraźni każde pasemko. Zapamiętując to wszystko, zobaczyłam, że jest jeszcze bardziej idealny niż mi się wydawało. Ale cóż może być lepsze od ideału. Chyba już nic. Niestety przerwa dobiegła końca. Udaliśmy się na angielski. Znowu nie byłam w stanie słuchać nauczyciela, tym razem wpatrywałam się w jego zeszyt, patrzyłam jak pisał, by móc spamiętać jego charakter pisma, każde zawijasy, wszystkie litery i te długie ogonki od ą czy ę.
-Ej… jesteś obecna?- szepnął do mnie blondyn, tak, żeby nikt nie usłyszał.
-Ciałem- powiedziałam równie cicho
-A co się stało z duchem?- w dalszym ciągu szeptał.
-Buja sobie w obłokach- w tym momencie spojrzała na nas nauczycielka, nie lubiłam jej, z resztą jak wszyscy.
-Które ćwiczenie teraz robimy?- zwróciła się do mnie, chciała sprawdzić, czy uważałam.
-E…- Shane podsunął mi pod nos ćwiczeniówkę- Piąte ze strony 23.- anglistka już nic nie powiedziała, tym razem udało mi się. Do końca lekcji, w miarę moich możliwości uważałam na słowa nauczycielki.
Kiedy kilka godzin później, zabrzmiał ostatni dzwonek tego dnia, myślałam jak zapowiedz wypadkowi. W moim opowiadaniu napisałam, że… no jasne! Będziemy się uczyć w bibliotece i wszystko będzie dobrze.
-Idziesz się uczyć?- spytałam przyjaciela.
-Jasne- właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
Udaliśmy się na trzecie piętro gdzie znajdowała się biblioteka. Zajęliśmy miejsce przy pierwszym lepszym stoliku i wyciągnęliśmy podręczni. Jak zwykle ta nasza nauka polegała na wygłupianiu się. Spędziliśmy tak kolejną godzinie.
-Wracajmy już do domu, okej?- powiedziałam, ponieważ wiedziałam, że tego samochodu już nie ma, ale i tak miałam zamiar, go odprowadzić, aby mieć pewność, że tym razem przeżyje.
-A może nad jezioro?- zaproponował, przytaknęłam tylko, cieszyłam się, że znowu mogę tam z nim pójść.
Spakowaliśmy się szybko i powolnym krokiem doszliśmy do celu. Tak, to było nasze kochane miejsce, to w którym długo mnie nie było, nie przychodziłam tu, bo wracało do mnie zbyt dużo wspomnień, po mimo iż wspaniałych, to wywoływały we mnie jeszcze większy smutek, łzy, a przede wszystkim tęsknotę, która towarzyszyła mi niemal każdego dnia mojego beznadziejnego życia, ale i nadzieję, że kiedyś znowu go zobaczę jak nie w rzeczywistości, to po śmierci, gdzieś tam w niebie.
Rozejrzałam się wkoło i uśmiechnęłam do niego szeroko. On złapał mnie za rękę i doprowadził do brzegu jeziora, było dzisiaj ciepło więc wiedziałam co zaraz zrobi, postanowiłam go jednak wyprzedzić i pierwsza wrzuciłam go do jeziora. Zaczął się śmieć i pływać w kółko, podpłynął do brzegu, złapał mnie za nogę, teraz obydwoje byliśmy w wodzie. Jak za dawnych czasów. Nigdy nie spodziewałam się, że te chwile wrócą, a jednak. Cieszyłam się każdą z nich, jakby mało nie być kolejnych.
-Zimno się zrobiło- powiedział blondyn po czym wyszedł z jeziora.
-Rzeczywiście- zrobiłam to samo, usiedliśmy pod dużą wierzbą, tak jak w moim śnie, tak jak za starych dobrych czasów.
-Pamiętasz, jak mieliśmy po 11 lat i znaleźliśmy to miejsce? Teraz mamy 16 i w dalszym ciągu tutaj przychodzimy.
-Pamiętam. Jak bym mogła zapomnieć?- uśmiechnęłam się, przypominając sobie przy tym wspólnie spędzone dzieciństwo, znaliśmy się niemal od urodzenia.- I jeszcze plac zabaw- dodałam, w mojej głowie ujrzałam dwójkę małych dzieci, huśtających się na huśtawkach, śmiejących się przy tym, ich rodzice siedzieli na jakiejś ławeczce z boku.
-Kiedyś spadłem z drabinek i złamałem sobie rękę- wspominał- a ty pojechałaś ze mną do szpitala, przejmowałaś się bardziej niż, ja. Mówiłem, że nic mi nie będzie.
-Ta ręka wyglądała niezbyt dobrze.- tłumaczyłam się.
-Oj wiem- zaśmiał się, po czym spojrzał na mnie- już tyle czasu minęło odkąd się poznaliśmy. Wyobrażasz to sobie? To już 15 lat- powiedział z lekkim niedowierzaniem.
-Cieszę się
-Ja też. I mam nadzieje, że będzie 15 kolejnych, a najlepiej, żeby jeszcze więcej.
-Ja również- odparłam, dalej nie dowierzałam temu, że może być kolejne 15 lat, kolejny dzień. Na myśl o tym przepełniała mnie kolejna fala szczęścia. Będzie kolejny dzień, miesiąc, rok, kolejne lata.
Siedzieliśmy tak, aż do momentu kiedy zrobiło się ciemno. Ten dzień zbliżał się ku końcowi.
-Wracajmy już, moja mama pewno już od dawna czeka z kolacją. Może zjesz z nami?- często zapraszał mnie do siebie na jakiś obiad czy coś, u mnie ojciec zamawiał zazwyczaj pizze dla siebie, a ja robiłam sobie kanapkę. Tata nie był człowiekiem jakoś dbającym o mnie, olewał wszystko co robie, gdzie jestem. Wydawało by się, fajnie, możesz wracać w środku nocy, ale i tak on nic nie powie, bo ma to gdzieś. Inni mogliby go uznać za ideał, który pozwala mi robić wszystko co zechce, nie patrząc na konsekwencje, ale ci co tak uważali byli w błędzie.
-Jasne- podniosłam się z ziemi i pomogłam wstać przyjacielowi. – To idziemy- dodałam po chwili. Znowu pójdę do domu Shane’a, jak ja dawno tam nie byłam. Znowu spędzę z nim kolejny wieczór. Muszę przyznać, że brakowało mi tego. Wraz z jego odejściem, zniknęła jakaś część mnie, która kiedy on się znów pojawił, wróciła. On wypełniał tą pustkę w moim życiu. Był zawsze przy mnie, a ja przyniż. Kiedy się ma przy sobie takiego człowieka, czego można chcieć więcej? Chyba już niczego. Byłam przy nim szczęśliwa, zarówno jak on przy mnie. Byliśmy jak jedna dusza w dwóch ciałach. Znaliśmy się już na tyle długo, by móc porozumiewać się bez słów. Kiedy weszliśmy do jego domu, uderzyła mnie kolejna fala wspomnień. Tak jak kiedyś na drzwiach widniał numer „36”, wewnątrz, w przedpokoju po lewej stronie na wieszakach były powieszone kurtki, a po prawej równo ułożone buty, przewaga była adidasów. Koło drzwi stał stojak na parasolki, a w nim jedna czerwona, a druga czarna. Dalej po prawo była kuchnia, w której mama Shane’a spędzała dużo czasu, bardzo lubiła gotować, była gościnnym człowiekiem. Kawałeczek od kuchni, znajdował się duży salon, a w nim wzrok przykuwało pianino, na którym wraz z blondynem lubiliśmy grać. Obydwoje kiedyś uczyliśmy się w szkole muzycznej. Koło niego stał regał z książkami, było ich sporo. Nieopodal można zauważyć duży telewizor wiszący na ścianie, a naprzeciwko niego biała kanapa. Całe mieszkanie, było ładnie urządzone.
-Claire, witaj- mama Shane’a wychyliła głowę z kuchni- jak tam?
-Dzień dobry- odpowiedziałam jej z uśmiechem- wspaniale.
-To dobrze. Myjcie ręce, bo zaraz kolacja- schowała się z powrotem, a my udaliśmy się do łazienki wykonać jej polecenie. Wróciliśmy z powrotem do kuchni i zajęliśmy swoje miejsce przy stole, każdy miał już naszykowany talerz z porcją ziemniaków, mięsa i surówki. Zabraliśmy się za jedzenie. To był ten smak, którego nie czułam już dawno. Mama blondyna wspaniale gotowała, z resztą cóż się dziwić, to było jej hobby, więc była w tym dobra. Po posiłku pomogliśmy w zmywaniu, a na sam koniec chłopak, jak zawsze odprowadził mnie do domu.
-Trzymaj się- powiedział na pożegnanie i czekał aż zamknę za sobą drzwi.
Kiedy doszłam do swojego pokoju, zaczęłam analizować cały dzisiejszy dzień. W dalszym ciągu nie mogłam się pozbyć uśmiechu z twarzy, ale to dobrze. Cieszyłam się, że on żyje. Nie chciałam położyć się spać, bo bałam, że gdy się obudzę, to wszystko okaże się być kolejnym snem, tak więc usiadłam na parapecie i obserwowałam krople deszczu obijające się o szybę. Kiedy wzeszło słońce zeskoczyłam z parapetu i pobiegłam czym prędzej do szkoły, był już tam blondyn, zawsze przychodził wcześniej.
-Cześć- przywitał się- jak się spało?
-Nie spałam.
-A to dlaczego?- spytał z troską w głosie.
-Tak jakoś- odpowiedziałam obojętnie, wyjątkowo nie mogłam powiedzieć mu prawdy, jakby to brzmiało, wyszłabym na idiotkę.
-Yhm- patrzył na mnie, spodziewał się konkretnej odpowiedzi, zrobiło mi się trochę głupio, że nie może takiej uzyskać.
-Ta- zapanowała niezręczna cisza- jaką mamy teraz lekcje?
-Biologię- odpowiedział, po czym odwróciła się w stronę tablicy ogłoszeń- a następnie jakiś apel- przeczytał z kartki znajdującej się na samym środku
-Aha, dzięki- usiadłam pod ścianą i czekałam na dzwonek, po chwili usiadł koło mnie.
-Nie ma za co- powiedział cicho, po czym spojrzał na mnie- wyglądasz na zmęczoną, może idź do domu?
-Nie, nie trzeba.
-Ta, jasne…- upierał się przy swoim, to prawda byłam zmęczona.
-Oj… zdrzemnę się na lekcji- odparłam po chwili.
-Ok.- zaśmiał się, na mojej liście znalazła się kolejna rzecz do zapamiętania, jego śmiech.
Kiedy dobiegła godzina 8:00 wszyscy ustawili się pod klasą, następnie zaczęliśmy wchodzić do niej parami i zajmować swoje miejsca.
-Dobranoc- odezwał się do mnie blondyn, po tym usnęłam, nie śniło mi się nic. Obudził mnie dzwonek.
-A teraz apel?- spytałam obojętnie, w ogóle mnie to nie interesowało, po prostu chciałam usłyszeć jak mówi, ale on pokiwał tylko głową.
Czekaliśmy niecierpliwe, aż lekcje dobiegną końca, by znów móc się udać nad jezioro. Kiedy nareszcie, wyszliśmy ze szkoły, właśnie wtedy miałam takie dziwne przeczucie. Jakby coś miało się stać. Nie było to coś dobrego, raczej złego.
-Zaraz coś się wydarzy- powiedziałam lekko drżącym głosem.
-Bzdury gadasz, skąd niby takie myśli?- nagle przeczucie ustąpiło, nie wiem dlaczego się pojawiło i co sugerowało.
-Masz racje to nie ma sensu.- odetchnęłam z ulgą- To jak idziemy?
-A może tak dla odmiany pizza?- zaoferował.
-Ok.- propozycja spodobała mi się, z resztą jak dla mnie nie liczyło się gdzie pójdziemy, byle by spędzić z nim trochę czasu.
Na nasze szczęście w pizzeri świeciło pustkami, usiedliśmy przy pierwszym lepszym stoliku i zamówiliśmy jedzenie. Blondyn jadł tą samą pizze co kiedyś, dawno jej nie zamawiałam, bo mi się z nim kojarzyła, tak samo jak jezioro, czy też inne rzeczy. Między innymi nie mogłam patrzeć na skrzynkę pocztową gdzie pełno było wiadomości od niego, mogłam je również skasować, ale nie chciałam tego robić. Często również pisałam do niego, chodź wiedziałam, że już nigdy nie odbierze, nie wiem dlaczego tak robiłam. Czułam wtedy jakby siedział przed komputerem i czytał to wszystko. Dla wielu osób mogło się to wydawać bez sensu, ale dla mnie nie.
-Co ciekawego powiesz?- spytał Shane. Chwilę potem słychać było piosenkę Happysadu pt. „czarownicy pies”, był to dzwonek w telefonie blondyna. Oj jak ja lubiłam ten zespół, ale od chwili śmierci mojego przyjaciela, nie słuchałam go, bo za bardzo kojarzył mi się z chłopakiem. Zawsze ustawiał ich piosenki, jako dzwonki. Cieszyłam się, że wreszcie usłyszałam tą melodię, brakowało mi jej.
-Ciekawego, to raczej nic, a ty?- odpowiedziałam kiedy muzyka przestała grać.
-Też. Gdzie idziemy potem?- spojrzał pytająco
-Nie mam pojęcia. Można pójść nad jezioro, na jakiś spacer- zaczęłam wymieniać po kolei opcje do wyboru.
-A może kino?
-Dobry pomysł- zaczęliśmy jeść wcześniej zamówione jedzenie.
-Wiem, w końcu mój- zażartował
-To wszystko wyjaśnia.
Kiedy wyszliśmy z pizzeri zaczął padać deszcz dlatego udaliśmy się do mojego domu, był blisko miejsca w którym się znajdowaliśmy. Po wejściu na trzecie piętro zaczęłam szukać kluczy w kieszeniach kurtki, bałam się, że ich nie wzięłam, a w domu nie było nikogo, ojciec w pracy. Na szczęście znalazłam je. Weszliśmy do mieszkania, nie było one tak ładnie urządzone jak blondyna, ale i tak dobrze wyglądało. Udaliśmy się do mojego pokoju, miał niebieskie ściany, nie był duży, ale również nie mały, jak dla mnie w sam raz .
-Ale leje- stwierdziłam fakt, patrząc przy tym na okno.
-Widzę- uśmiechnął się lekko i usiadł na parapecie.
-Ta- wpatrywałam się smutnymi oczami w niebo, bez większego zainteresowania.
-Stało się coś?- spytał z troską. On zawsze zauważał, kiedy się coś działo.
-Nie, nic, po prostu myślę.
-O mamie?
-Skąd wiesz?- zdziwiłam się.
-Przecież cię znam- wpatrywał się we mnie jak w obrazek, jakby czekał, abym zrobiła jakąś minę, gest, który mógłby mu podpowiedzieć, o czym dokładniej myślę.
-Obiecaj mi… że nie umrzesz za wcześnie… obiecaj, że nie zostawisz mnie samej na tym wielkim świecie. Z tymi wszystkimi ludźmi. Proszę…
-Obiecuję.
Tydzień później zginął w wypadku. Jak widać co komu pisane, to go nie minie. Niestety. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Z każdym kolejnym dniem traciłam nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek będę mogła go zobaczyć, uświadamiałam sobie wtedy jeszcze bardziej, że nie potrafię bez niego żyć. Dobrze chociaż, że nauczyłam się go na pamięć i wystarczyło już tylko zamknąć oczy. Zrobiłam to i zobaczyłam Shane’a. Śmiał się. Obraz nie był do końca idealny, ale przynajmniej był. Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Szybko otworzyłam oczy, chciałam zapomnieć, by już nie czuć tego wszystkiego co teraz. Tego całego cierpienia, tęsknoty, smutku. Ale nie potrafiłam. Z resztą jakim ja bym wtedy była człowiekiem? Jak można zapomnieć o kimś, kto był w naszym życiu tak ważny? Kto je odmienił. Pozwolił mi nie tylko poczuć się kimś, ale i tym kimś być. Dlatego postanowiłam to wszystko skończyć. Możliwe, że popełniłam błąd, ale działałam pod wpływem chwili. Siedząc samotnie na środku pokoju wsłuchiwałam się w otaczającą mnie z czterech stron ciszę, a jedyne co czułam to nieustający ból w krwawiących żyłach i ulgę. Umierałam… jeszcze chwilka… sekunda… moment… umarłam. Byłam już po tamtej stronie, na jakimś innym równoległym świecie. I co tam było? Na pewno był on… tak spotkałam go. Powiedział: „To co zrobiłaś było głupie, nawet bardzo, ale i tak się cieszę, bo cię widzę. I wiem, że już nigdy nie stracę”. Później chwycił mnie za rękę, uśmiechnął się i poszedł gdzieś tam. A co tam było? Tego już nie mogę zdradzić.

11 826 wyświetleń
121 tekstów
2 obserwujących
  • Lúthien

    22 May 2010, 16:03

    Gdybym mogła ocenić zrobiłabym to natychmiastowo... Jest wprost przepiękne, ale jednocześnie wzruszające.
    Takie lubię najbardziej. Wspaniałe. :)
    A do tego miło, że wplotłaś tu wątki piosenek happysadu, ja także kocham ten zespół.

  • Claire

    25 February 2010, 22:37

    Wiem xD :P

  • Afela

    25 February 2010, 21:07

    Kocham to XD