Menu
Gildia Pióra na Patronite

Panienka

czarna_owca

czarna_owca

*

9 I 2011

Gdybyś tu był, wiedziałbyś jak się czuję. Znowu jestem rozkojarzona, a to wszystko przez niego. Nie rozumiem czy wy faceci naprawdę jesteście aż tak nierozgarnięci? Przecież dziewczynie nie wystarczy posłany uśmieszek. Nie łaska podejść i cokolwiek powiedzieć? Wiem, co powiesz jak zwykle przesadzam. Może i tak.
W związku z twoją piękną Kaliną powinnam powiedzieć „a nie mówiłam”. Wiedziałam, że to się nie może udać. Nie chodzi o ciebie, tylko o nią. Jej styl bycia był zbyt przewidywalny. Znów to samo gadam na nią, a w Rafale nie potrafię tego dostrzec. Póki, co to jest silniejsze ode mnie. Zresztą sam dobrze wiesz. W końcu to nie pierwszy raz, przejdzie mi prawda? A ty pomożesz mi się pozbierać. Ah. Moja samolubność nie zna granic.
Pomijając ten drobny szczegół, o którym piszę ci po raz kolejny, musisz wiedzieć że znowu zawaliłam fizykę. Nie wiem, nie potrafię się jej nauczyć. Niedługo kończy się semestr. Boję się, że mnie zagrozi, a wtedy już na pewno nie wybrnę. Zresztą wiesz jak jest. Należę do jej czarnej listy. Czy kiedykolwiek to się zmieni? Tak, jak zacznę być grzeczna.
Gabriel! Właśnie wpadłam na genialny pomysł. Wiem, że nie jestem jakąś tam pięknością, ale skoro nie podobam mu się taka, jaka jestem to się spaskudzę. I nie, nie pytaj mnie teraz czy dobrze się czuję. Słyszałam ostatnio, że szukał korepetycji z chemii. Jestem dobra. To jedyny przedmiot, który mi łatwo przychodzi. Zgłoszę się na ochotnika. Laura na pewno mi pomoże. W końcu moda to jej drugie imię. Nie znajdziesz drugiej takiej stylistki jak ona i jeśli ta dziewczyna nie zrobi kariery to znaczy, że talent przestał być w tym kraju dostrzegany.
Przepraszam cię, ale musze już kończyć słyszę, że bracia robią kolację. To może się źle skończyć. Jak zwykle czekam na odpowiedz i solidną reprymendę.

H.

Odłożyłam pióro i wsunęłam list do fioletowej koperty. Od pięciu lat utrzymywałam w ten sposób kontakt z Gabrielem. Moim najlepszym przyjacielem. Znaliśmy się od dziecka, razem dorastaliśmy. Zawsze myślałam, że razem z nim rozpocznę gimnazjum i szkołę średnia. Stało się inaczej. Po skończeniu podstawówki wyprowadził się na drugi koniec Polski. Od tego czasu go nie widziałam. To dziwne prawda? W końcu są wakacje, ferie, ale nigdy nie było okazji. Zawsze gdzieś po drodze mijaliśmy się, nie mogąc spotkać i tak zleciał czas. Pamiętam go jako rudowłosego chłopca z błękitnymi oczami o stalowym tonie. Od czwartej klasy nosił jeszcze aparat dentystyczny. Był dosyć okrągłym dzieckiem, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Jego osobowość zawsze mnie inspirowała i zachwycała. Miał w sobie tyle energii. Zawsze potrafił wybawić mnie z opresji. Uwielbiałam z nim rozmawiać, dlatego nadal to robię. Wspólnie przeżywamy kryzysy miłosne, zarówno moje jak i jego. To ciężka sprawa, ale dzięki Gabrielowi zbieram się po upadkach. Może to głupie, ale wybraliśmy normalne listy jako środek porozumiewania się. Meile nie cieszą tak bardzo a sms powszednieją. W listach jest jednak coś szczególnego. Piszemy ich po kilka dziennie i na koniec tygodnia wysyłamy. Czasem po prostu nie wyrabiam, żeby na nie wszystkie odpisać.
Weszłam do kuchni. Moi trzynastoletni bracia cudowali przy kuchence. Są identyczni, jak to bliźniaki. Ich charaktery jednakże to dwie zupełnie różne historie. Filip to dusza romantyka, Artur to typowy buntownik. Są inteligentni, jeden bardziej w stronę przedmiotów humanistycznych, drugi to ścisło wiec. Są okropnie denerwujący, jak to młodsi bracia. Mniej więcej jednego wzrostu, różnica może jednego centymetra, ciemne brązowe oczy, blond włosy, teraz różni ich także fryzura, Artur ma krótkie włosy zawsze postawione na żel, Filip ostatnio się zapuścił i ma na głowie galimatias. Jednak gdyby ich ubrać tak samo i ostrzyc, dla postronnego obserwatora są nie do odróżnienia.
- Błagam znów to samo? Ile razy mam wam mówić, że frytki wsypujecie na blachę i do piekarnika, a nie z całym opakowaniem. – Powiedziałam zdenerwowana poczynaniami rodzeństwa.
- Przynudzasz. – Odgryzł się Artur i zastosował się do moich poleceń. Oczywiście jak tak to im źle, ale kiedy trzeba się najeść to są pierwsi. Spojrzałam na niego zirytowana i wyszłam. Mieszkamy w bloku na czwartym piętrze, mimo tego metraż jest wystarczający. Dwa małe pokoje plus salon, łazienka, kuchnia i równie mała jak pokoje, sypialnia rodziców. Wszyscy spokojnie się mieścimy, choć często rano chłopcy musza czekać pod drzwiami dobre pół godziny zanim się przygotuję do szkoły. Niestety pech to pech, kto lubi długo spać, ten potem czeka. W zeszłym roku robiliśmy gruntowny remont we wszystkich pomieszczeniach, należało odświeżyć kolor na ścianach, wymienić meble. Pokój chłopców z trzech stron pomalowano na brązowo, czwartą część na jasny beż tak by go trochę rozjaśnić. Limbowe łóżko doskonale odbija się na czekoladowym tle. Poza tym kilka mebli i wszechobecne rzeczy chłopców. Ubrania, książki, komiksy, gry, plakaty, buty, wszystko cokolwiek było w szafkach i akurat w tym tygodniu było im potrzebne. Jeśli chodzi o mój pokój. No cóż, lubię go. W końcu osobiście go projektowałam. We wnęce idealnie dopasowana biała szafa z biurkiem i półokrągłymi półkami, wszystko razem połączone w jedną całość. Na ścianie przy drzwiach również białe łóżko, przypominające trochę skrzynię, a na nim dużo różnej wielkości poduszek w kwiatowe wzory w odcieniach szarości. Naprzeciwko niski czarny stoliczek z dwoma równie niskimi krzesełkami, a na ściany rzucony żakardowy amarant.
- Idę do Laury! – Krzyknęłam wychodząc z pokoju i kierując w stronę wyjścia.
- Hania? – Odezwała się mama. Stanęłam w półobrocie.
- Tak?
- Tylko nie uśnij tam znowu. – Powiedziała pogodnie.
- Postaram się. – Odpowiedziałam i wyszłam. Laura mieszka dokładnie naprzeciwko mnie. Często zdarza się tak, że siedzę u niej do późna i w pewnym momencie zasypiam. To niby żaden problem, bo do siebie mamy dwa kroki, ale wypadałoby, chociaż co drugą noc spędzić we własnym łóżku. Zapukałam ładnie do drzwi, mimo że zwykle wchodzę jak do siebie.
- Hania? A czemu ty pukasz dziecko. – Przywitał mnie wysoki brunet jak zwykle z serdecznym uśmiechem na twarzy. To oczywiście ojciec Laury. Jest mechanikiem samochodowym. Nie ma takiej usterki, której by nie zdołał naprawić.
- Dobry wieczór. – odparłam i weszłam do środka. Z pokoju od razu wyskoczyła rudowłosa dziewczyna w równiutkiej grzywce i prostych, długich włosach związanych w kucyk. – Mam nowy pomysł. – powiedziałam bez wstępnych ceregieli.
- Pomysł w związku z czym? – spytała nie do końca orientując się w moim świecie.
- Nie z czym, tylko z kim. I tym kimś jest… - zaczęłam szybko.
- Okej, okej wiem Rafał. – przerwała mi bez większych emocji. Już przyzwyczaiła się do mojego zachowania. – Myślisz, że tym razem to wypali?
- No tak, ty to potrafisz mi dopingować. – powiedziałam ironicznie. Wystawiła mi język i czekała na dalszy ciąg. – Słuchaj, piszę list do Gabriela i nagle mnie olśniło. Rafał potrzebuje korków z chemii tak? – spytałam retorycznie. – W takim razie oto jego nowa nauczycielka. – dokończyłam pokazując na siebie. – Tylko teraz mam do ciebie dwie sprawy.
- Tyle to wiem, najlepiej trzeba było od tego zacząć. – mówiła.
- Pogadasz z nim i powiesz mu, że znasz dziewczynę, która mu pomoże i tak dalej. To jedno. A drugie… chce żebyś mnie ucharakteryzowała… - dokończyłam niepewnie.
- Co? Hanka co ci znowu chodzi po tej główce? – zdziwiła się.
- Oj, no bo ja nie chce, żeby on wiedział, że ja to ja. Zrób ze mnie taką sierotkę, coś jak serialowe brzydule. – Wyjaśniłam.
- Wiesz, że to nie jest takie proste. Przecież niemożliwe, żeby się nie zorientował. Chociaż w sumie… - zawahała się.
- Tak wiem, co chcesz powiedzieć…, że nie jest przesadnie inteligentny. – Dokończyłam za nią. Laura posłała mi pełen zgody uśmiech. Niestety chcąc nie chcąc musiałam przyznać jej rację, ale co poradzę, że coś usilnie mnie ciągnie w jego stronę.
- Ok. Pomyślmy. Gdybyś tak na przykład założyła na głowę chustkę, z tyłu zrobiłoby się z reszty kok na dole, to przynajmniej zakryłoby włosy. Wypuścimy jakiś kosmyk… Czekaj zaraz jakąś znajdę, pokombinujemy. – Moja przyjaciółka zaczęła intensywnie przewracać zawartość swoich szuflad. Wyrzuciła około dziesięciu kolorowych, cienkich chustek i szalików. – Patrz co mam, moja czarna peruka z przedstawienia. Przyda się. – Laura wprawiła się w świetny nastrój. – Ej mam już pomysł zostało mi trochę czarnego materiału. Uszyję ci taką długą spódnicę – zaczęła gestykulować – i do tego założysz ten mój beżowy wyciągnięty sweter, który tak uwielbiasz.
- Bo wyglądasz w nim jak lump. – Powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dlatego go nie wyrzuciłam. Wracając do ciebie. On ma szeroki golf, więc już nic więcej ci nie będę dawać, albo weźmiemy ten cienki różowy pasek od moich spodni i założysz go na wierzch.
- No dobra. Zdaję się na ciebie. Przecież wiesz, że ja się na tym nie znam – mówiłam. Podeszłam do lustra i zaczęłam zbierać swoje włosy, by nie wychodziły spod peruki. Przypomniała mi się wizyta u fryzjera. Przyszłam wtedy z długimi do pasa włosami, mniej więcej takimi, jakie ma teraz Laura i zażyczyłam sobie obcięcia. Fryzjerka zamiast cieszyć się z klientki, mówiła, że nie może tego zrobić, bo później przyjdę do niej z pretensjami. Po dziesięciu minutach zgodziła się wziąć do pracy. Chciałam mieć krótkie włosy do ramion, obcięte asymetrycznie. Dlatego lewą stronę bardziej wyciągnęła a prawą przycięła prosto. Oczywiście musiała mi też przenieść przedziałek. Przy okazji poprosiłam o pofarbowanie końców na rudy kolor. Zawsze chciałam mieć takie rude jak Laura, ale jednak zdecydowałam, że przy moich ciemnych włosach taki akcent będzie akurat odpowiedni. – Już. Dawaj ta perukę. – Powiedziałam wpinając ostatnią wsuwkę. Szczerze mówiąc dziwnie czułam się w tak czarnych włosach, ale przynajmniej miałam grzywkę, która mnie zmieniała. Laura podała mi chustkę w różowiaste kwiaty i sprawnie zawiązała mi ją chowając resztę włosów. Z przodu wyciągnęła kosmyk włosów. Nie wyglądało to dobrze, bo był prosty jak drut.
- Trzeba będzie go podkręcić lokówką. – Zadecydowała. – Ej, ale całkiem nieźle. Zmyjesz makijaż…
- A nie lepiej właśnie nałożyć mi makijaż? – Spytałam. W końcu to też dużo maskuje.
- No właśnie nie wiem… musiałabym pokombinować. Wiem! Weźmiemy tą szminkę z Chanel, wiesz tą, którą mi Izka ostatnio z Włoch przysłała. – Powiedziała wyciągając kosmetyczkę z górnej szuflady. W zasadzie jedną z wielu. Siostra, co miesiąc przysyła jej torbę kosmetyków i po prostu nie sposób ich pomieścić. Przyznam się, że dzięki temu ja nieraz już skorzystałam. Siostra Laury – Iza szybko wyjechała z Polski. Praktycznie po maturze przeniosła się na studia do Włoch, tam poznała Jacopo. Jakoś w wieku dwudziestu jeden lat wyszła za mąż. Wszyscy byli w szoku, ale jak widać od czterech lat są razem i nic złego się nie dzieje. On jest dobrze sytuowany, więc dziewczyna praktycznie nie musi pracować. Mieszkają w San Marino, Laura jeździ, co roku na wakacje do niej, czasem zabiera też mnie. Izka otworzyła tam własną drogerię z kosmetykami znanych marek. Dwa lata temu urodziła ślicznego synka, który otrzymał imię po dziadku Enrico.
- W zasadzie to przysłała ci nie jedną szminkę, więc lepiej pokaz, o którą ci chodzi. – Choć po części domyślałam się, że może jej chodzić o Chanel Rouge. I nie pomyliłam się.
- Mam. Rouge Hydrabase 98 Splendeur. – Przeczytała z triumfującym uśmiechem. Pokiwałam tylko głową z rezygnacją i zgodziłam się na jej fanaberie. Mimo, że zdecydowanie miałam ochotę odmówić. Ten kolor jest zbyt intensywny, ale z drugiej strony dzięki temu charakteryzacja będzie miała lepszy akcent. – Założysz okulary i będzie dobrze.
- Nie mam okularów. – Stwierdziłam. Moja przyjaciółka wywróciła oczami i wyciągnęła kolejne pudełko z trzema parami okularów. – Skąd ty to wszystko masz?
- Pamiętaj, że to ja zawsze ubieram uczniów do przedstawień na koniec roku. Myślisz, że gdzie te wszystkie rekwizyty i stroje trafiają. Do mojego pokoju. – Zaśmiała się. – Wcześniej mnie to denerwowało dopóki nie przekonałam się jaki to dla mnie plus. Wiele tych ciuchów mogę kilkakrotnie przerabiać do własnej dyspozycji. – Wytłumaczyła mi i wyciągnęła zawartość pudełka. Moją uwagę przykuły olbrzymie okulary z grubymi oprawkami na kształt kwadratów. Od razu je przymierzyłam. – No całkiem nieźle. Będą w sam raz.
- Laura. Dziękuje ci. – Powiedziałam.
- Przecież wiesz, że dla mnie to świetna zabawa. – Odpowiedziała.

*

Budzik był dla mnie bezlitosny. Dzwonił ile sił w głośniku i nie dawał znów pogrążyć się w błogim śnie. Chcąc nie chcąc otwarłam oczy i wysunęłam nogę spod kołdry. Wczesna pora, pewnie w pół do szóstej, bo tak ustawione mam budzenie, dookoła nic, tylko ciemność jak to zwykle bywa w styczniu. Od kilku tygodni jedyne, na co czekam to ferie, choć może nie do końca, bo przed nimi mam jeszcze półmetek. Przypomina mi to o braku partnera i studniówkę Rafała, na którą idzie już pewnie z kimś. Tak wiem, powinnam była kogoś zaprosić albo, chociaż zgodzić się by poszedł ze mną kumpel Jaśka, ale jakoś nie mam ochoty na zabawę z obcym facetem. Poza tym nie chcę go fatygować. Chłopak nawet nie jest stąd. Laura idzie z Jaśkiem i o nic nie musi się martwić. A on uwielbia ją z wzajemnością. Widać, że idealnie się dobrali. Oboje mają wyczucie stylu, dogadują się na wielu płaszczyznach i mogą na siebie liczyć. Pamiętam jak w zeszłym roku Jaśkowi groziła poprawka z fizyki. Laura przesiadywała u niego godzinami i powtarzali materiał. Nie pozwoliła mu sobie odpuścić, mimo iż był już spisany na straty. Może to nic wielkiego, ale dzięki niej sobie poradził. Mój wzrok padł na zostawione na biurku fioletowe koperty. Uśmiechnęłam się i wzięłam do ręki jedną z nich. W środku był mój ulubiony list od Gabriela. Zawsze, kiedy dopadał mnie melancholijny nastrój, chwytałam się jego słów. A szczególnie jednego zdania: „(…) wiesz każdy ma złe i dobre chwile, raz się wspinasz raz upadasz. Ale ja czekam z miotłą by w razie, czego pomóc ci sprzątać.” Czasem żałuję, że go tutaj nie ma. Brakuje mi jego obecności i beztroskiego uśmiechu, kiedy nie bierze na poważnie moich słów. Z jego twarzy najwyraźniej pamiętam urocze dołeczki, na które mogłabym się gapić godzinami. Zawsze chciałam też mieć takie. Dla Gabriela zawsze zapalało się światełko w tunelu w beznadziejnych sytuacjach, potrafił mnie wybawić z opresji. Eh. Chciałabym zobaczyć jak teraz wygląda. Czy dalej nosi szerokie ciuchy i sportowe Nike. Pamiętam jak ciągle podprowadzałam mu jego szarą bluzę. Uwielbiałam ją nosić, mimo iż była trzy razy taka jak ja. Przed wyjazdem Gabriel zostawił mi ją na pamiątkę. Codziennie wieczorem biegam w niej i wspominam. W końcu to już pare lat, od kiedy się widzieliśmy. Wiem, że w środku pozostaliśmy tymi samymi osobami, ciągle w każdym z nas jest coś z marzyciela widzącego idealny świat, który najpierw po prostu trzeba zrozumieć, a dopiero potem skrytykować. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze ciuchy. Złapałam kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Słyszałam, że w kuchni już jest mama, a chłopcy chrapią u siebie w najlepsze. Weszłam najpierw do ich pokoju.
- Hej królewny wstawać. – Powiedziałam głośno. – Filip, Artek ruszcie tyłki. – Odezwałam się ponownie nie widząc najmniejszej reakcji z ich strony. Niewiele myśląc pościągałam im kołdry z łóżek i włączyłam telefony.
- Jejku co ty robisz, mamy jeszcze pół godziny zanim wyjdziesz z kibla. – Powiedział Filip i zaczął szukać na łóżku kołdry, która niestety leżała już na podłodze.
- Nie będę na was znowu czekać. – Zakończyłam i wyszłam z pokoju.
- Wstali? – Spytała mama mijając mnie w drzwiach.
- Akurat. – Skomentowałam i weszłam do łazienki. Kto wie może bracia się rozbudzą i jeszcze wbiegną przede mną. Ojciec już pewnie pojechał do pracy, ma ją praktycznie na miejscu, ale jest kierowcą w piekarni, więc wstaje wcześnie. Mama jest weterynarzem, pracuje w niewielkiej przychodni na obrzeżach miasta. Rano zawsze podwozi nas do szkoły. Gimnazjum młodych mieści się w moim liceum wiec ma jedną drogę. W zasadzie fakt, że ja i bracia jesteśmy w tym samym miejscu jest nam obojętny. Zwykle nie wpadamy na siebie w szkole. Często nawet się nie zauważamy.
- Otwieraj no! – Dobiegł mnie głos Filipa zza drzwi.
- Chwila! Dopiero weszłam! – Odkrzyknęłam w tym samym tonie. Nie ma to jak kochające się rodzeństwo. Nie, to nie tak, ze tylko na nich narzekam. Potrafią pomóc człowiekowi w potrzebie. Są naprawdę inteligentni jak na swój wiek. Kto niby sprawdza moje wypracowania? Filip oczywiście. Ja jedynie mogę im pomagać w chemii czy biologii, ale i tak zdarza się to sporadycznie.
- Hanka wychodź nie jesteś sama! – Odezwał się tym razem drugi z braci.
- Jejku Artek przecież już wychodzę. – Odpowiedziałam stając w otwartych drzwiach. Chłopak popatrzył na mnie wymownie i wśliznął się do łazienki.
- No jasne, teraz ty będziesz tam siedział! – Wycedził przez zęby Filip. Jego brat kompletnie się tym nie przejął i tylko przekręcił kluczyk w zamku.
- To chyba jego odpowiedź. – Skomentowałam i poszłam do pokoju po plecak.
- Dzieci proszę pospieszcie się, bo znowu się spóźnicie. – Poganiała nas mama. Krzątała się po całym domu i mogę się założyć, że znów szukała kluczyków od samochodu.
Moja szkoła. Gdybym tak naprawdę choć raz z sympatycznym uśmiechem na twarzy potrafiła nazwać ja moją szkołą. Niestety. Nie kojarzy mi się najlepiej. Ciągłe prace domowe, sprawdziany i prace klasowe. To koszmar prawdziwego liceum. Presja nauczycieli i rówieśników z ambicjami. Ale czy ja tak naprawdę chcę być taka jak oni? Cieszę się z tego, co mam. W końcu oceny to nie wszystko w tym życiu. W szkole, nie ważne ile wiesz, ważne co masz w papierach, niestety. To ogranicza. Nie powinno tak być. Jeśli nie masz średniej powyżej pięć to wcale nie znaczy, że jesteś głąbem. Może to nie do końca obiektywna ocena, bo sama nie jestem najgorszą uczennicą w szkole, która jest popychana z jednej do drugiej klasy, ale wiem co mi się przyda i do czego się przyłożyć. Jeśli zależy mi na przedmiocie to się go uczę. Nie mogę być dobra we wszystkim. Ah. Właśnie minęłam tegoroczny obiekt zainteresowania. Rafał… Przeniósł się do naszej szkoły w tym roku i zdaje tu maturę. Od razu przypadło mu miano szkolnego playboya. Niestety trzeba przyznać, że wygląd ma. Problem w tym, że nikogo nie traktuje poważnie. Czasem nawet sprawia wrażenie zagubionego chłopczyka, który nie potrafi poradzić sobie z nadmiarem dziewczyn.
- Bu! – Ktoś złapał mnie od tyłu, tak, że mało serce mi nie wyskoczyło ze mnie w całości. – Co się boisz?– Odezwał się z uśmiechem Jasiek.
- Jejku, nie rób tak. – Powiedziałam z nutą złości. Chłopak zrobił niewinną minkę i znów się uśmiechnął. – Tym mnie nie przekonasz. – uświadomiłam mu.
- A co powiesz na darmowe Lindory? – spytał i wyciągnął z plecaka pudełeczko pralinek.
- W zasadzie to już nie pamiętam, co mówiłam. – Powiedziałam i wyciągnęłam rękę po jedną z wielu. Uwielbiam tą czekoladę w czekoladzie. Ten smak rozpływający się w ustach. Marzenie.
- Znowu się w niego wgapiłaś. – Stwierdził. I miał rację. Trzecia klasa miała akurat pierwszą lekcje w klasie koło naszej, więc byłam bardzo blisko Rafała. Miałam możliwość śledzenia jego ruchów i przyjmowania ciosów, jakie mi zadawał, uśmiechając się i przytulając kolejną dziewczynę z klasy. – Tracisz czas. – burknął Jasiek. Nikt inny nie potrafi mnie tak dowartościować jak on. Znamy się z liceum i trzymamy razem. Brakuje tylko Laury. Razem tworzymy niezły zespół. To jej pierwszy chłopak, który stał się również moim przyjacielem. Wcześniejszych akceptowałam, ale nie znosiłam. Cenię w nim tą spontaniczność i naturalność, które nie rażą tak jak na przykład u Rafała.
- Wow. Co ty tak szybko dzisiaj? – Spytałam zdziwiona widząc Laurę idącą w naszą stronę.
- Czasem potrafię zaskoczyć. – Odpowiedziała. Wyglądała wspaniale, jak zwykle zresztą. Uwielbiałam jej ciuchy. Miała na sobie czarne rajstopy, kozaczki na koturnie podkreślające jej figurę, szeroki sweterek w paski kremowo granatowe i czarny berecik z kremowymi kwiatkami przypiętymi koło ucha, które doskonale wyglądały przy jej długich lekko podkręconych włosach. Na szyi dwa łańcuszki, dłuższy i krótszy.
- Cześć dziewczynko. – Przywitał się Jasiek i pocałował ją. – Mam dla was propozycję.
- Czuje, że nam się nie spodoba. – Powiedziałam głośno. Chłopak popatrzył na mnie wymownie. Wyszczerzyłam do niego zęby i czekałam na dalszy ciąg.
- No nie wiem. Studniówka to zła propozycja? – Spytał z cwaniackim uśmieszkiem. Oczy wyszły mi na wierzch, ale oczywiście nic nie powiedziałam. – Mamy okazję się tam wbić. – kontynuował.
- Niby w charakterze, czego służby? – Wybuchła Laura. Jasiek popatrzył na nią zaskoczony.
- Skąd wiedziałaś? – Spytał poważnie. Dziewczyna popatrzyła na niego z ukosa. – Chyba żartujesz, nie dość, że nie będę się bawić to jeszcze mam im usługiwać? Mowy nie ma. Co nie Hanka? – Spytała licząc na moje poparcie, ale ja trochę się zacięłam. Z jednej strony wszystko się zgadzało z Laurą, ale z drugiej, dlaczego nie? Jeśli to jedyny sposób by widzieć go tego wieczoru. – Hanka? – Powtórzyła. – Nie przemyślałeś tego. – Dopowiedziała zwracając się do chłopaka.
- Za dużo ode mnie wymagasz. – Skomentował.
- I to, ciągle za mało. – Odezwała się. – Ja już dobrze wiem jak to się skończy. I wcale mi się to nie podoba. – Mówiła dalej.
- Oj daj spokój ponabijamy się z nich trochę. – Bronił się chłopak.
- Chyba oni z nas. – Odpowiedziała z ironią. – Ja się na to nie piszę. O nie!
- Proszę cię. – W końcu odzyskałam głos.
- Nie, nie zgadzam. Wystarczy już, że… - i nagle się zawiesiła.
- Cześć wam. – Rafał podszedł do nas z czarującym uśmiechem. Przywitał się z Jaśkiem, w końcu kumplowali się. Dziwne jak facet może być fałszywy. Mówię o Jaśku. Nie znosi go, ale wita się z nim z daleka.
- O dobrze, że jesteś. Załatwiłam ci korki z chemii. – Powiedziała beznamiętnie moja przyjaciółka.
- Serio? Dziewczyno życie mi ratujesz. – z tej radości podniósł Laurę i zaczął nią kręcić wkoło.
- Hej stary nie rozpędzaj się tak. – Jaśkowi najwyraźniej włączyła się konkurencja.
- Właśnie. – Przytaknęła mu niezadowolona dziewczyna.
- Taki odruch. – Usprawiedliwił się i uśmiechnął łobuzersko. – A kto to jest w ogóle?
- Moja dobra koleżanka. – Zaczęła mówić i zamiast patrzeć na niego, wgapiła się we mnie. – Z tym, że ona będzie przychodzić do ciebie.
- Dla mnie jeszcze lepiej. Ładna? – No tak, dlaczego nie dziwi mnie to pytanie.
- Podobna do niej. – Odpowiedziała bez wahania kiwając głową w moją stronę. Nie odzywałam się przez całą rozmowę. Teraz tym bardziej mnie ścięło. Jak ona mogła to tak swobodnie powiedzieć? Przecież wszystko się wyda! Rafał odwrócił się i zmierzył mnie z góry na dół.
- O cześć jestem Rafał. – Zachował się tak jakby dopiero, co mnie zauważył. Jakie to upokarzające.
- Hania. – tylko na tyle mnie było stać. Zero uśmiechu, zero uroku.
- W takim razie pójdzie łatwo. – Zależy, komu – pomyślałam zaraz. – Z taką nauczycielką nauczę się raz dwa. – Dokończył i jakby nigdy nic objął mnie ramieniem. Czułam, że zachowuje się jak biedna, zahukana myszka, ale nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Żadna złośliwa uwaga nie przyszła mi do głowy, a powinnam zareagować. Chłopak najwyraźniej doskonale się bawił. I wtedy zadzwonił dzwonek. Ich nauczycielka równo z nim zaczęła kroczyć po korytarzu, punktualna aż do bólu. Tym razem byłam jej za to wdzięczna. Rafał tylko kiwnął głową i odszedł w swoją stronę. Ja stałam dalej w tym samym miejscu.
- Za komentarz już dziękuję. – Powiedziałam tylko do przyjaciółki i weszłam do klasy. Miałam ochotę się poryczeć. Trochę ze szczęścia, trochę z rozpaczy. Żałowałam, że nie jestem z nim w takich kontaktach jak Laura. To ona była tą rozrywkową siostrą, ja zwykle siedziałam cicho. Poza tym Jasiek miał naprawdę sporo kumpli. Często wspólne mecze i zawody i Laura zawsze przy nim. Dlatego Rafał tak dobrze ich zna. Ogniska, osiemnastki. Niby często chodzimy razem na jakieś imprezy, ale wystarczył jeden turniej, na którym mnie nie było i go nie poznałam… Nie chciało mi się iść po prostu. A to był jedyny mecz, kiedy gwiazdor grał. Później porzucił karierę.

*
11 I 2011
Wiem mam za swoje. Kolejny raz pakuje się w coś bez przyszłości i najmniejszego sensu, ale taka właśnie jestem. Ciągle drążę i szukam. Boję się samotności. Gabriel wiem, co powiesz. To wszystko nie jest warte takiego zachodu, ale jeśli nie spróbuje się zbliżyć do Rafała w tak idiotyczny sposób to nigdy się nie dowiem, czy może on nie był tym jedynym.
Zauważyłam, że ty i ja ostatnio nie mamy szczęścia w tak zwanej miłości, ale to się zmieni prawda?
H.
Skończyłam kolejny list do mojego przyjaciela i otworzyłam szufladę z przygotowanymi ciuchami. Laura bardzo sprawnie się uwinęła. Mój strój został dopracowany i idealnie poskładany. Miałam nadzieje, że żaden szczegół mnie nie zdradzi. Choć jak Rafał nie należy do najbystrzejszych. Jutro moja pierwsza lekcja przetrwania pod tytułem: jak zdobyć pozera. Wiem, że będzie ciężko. On spodziewa się piękności w szpilkach z długimi nogami i blond grzywką, a ja boleśnie go rozczaruję. Jednak tylko w ten sposób mogę poznać jaki jest on sam a nie jego codzienny kamuflaż. Tego mam pod dostatkiem, kiedy przemierzam szkolne korytarze. Widzę chłopca z szerokim uśmiechem, który nigdy nie gaśnie, ale widzę również jego wyraz twarzy i uciekający wzrok przepełniony pustką.
- Pomożesz mi? – do pokoju jak zwykle bez pukania wszedł Filip z niepewnym wyrazem na twarzy.
- Co jest? – spytałam odrywając się od laptopa.
- Artur powiedział, że wyglądam jak frajer. – popatrzyłam na niego zdziwiona zupełnie nie rozumiejąc sensu.
- I co przyszedłeś na skargę do mnie? – spytałam dokładnie akcentując każde wypowiedziane słowo. Chłopak popatrzył na mnie z ukosa.
- Tak przyszedłem prosić żebyś na niego nakrzyczała. – odpowiedział zirytowany.
- Więc co cię obchodzi jego gadanie – wzruszyłam ramionami. – Wiecznie tak się nazywacie. – odparłam wracając do strony, którą właśnie przeglądałam.
- Hanka no! Umówiłem się z Ewką. – powiedział w końcu wprost. Uśmiechnęłam się pod nosem i zmierzyłam go z góry na dół. Zrobiłam gest dłonią by podszedł do mnie i sięgnęłam do szuflady. Wyciągnęłam z niej krótki rzemyk z oryginalną zawieszką.
- Daj rękę. – poinstruowałam go. Na nadgarstku miał bransoletkę z muliny, którą dałam kiedyś jemu i Arturowi. Położyłam mu na dłoni miniaturową deskorolkę, z która normalnie się nie rozstawał. – To na szczęście.
- Jej dzięki siostra. – powiedział i uśmiechnął się szeroko. Zawiązał rzemyk na szyi. Naprawdę był przystojny. Potargane włosy dodawały mu chłopięcego uroku, a t – shirt z kolorowym nadrukiem i szara koszula dodawały stylu. – I jak?
- Jak przystojny frajer z brakiem perfum. – podsumowałam zauważając ten drobny szczegół. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do sypialni rodziców. Z szafki wyciągnęłam ojca Lacoste Hot Play i przyniosłam bratu.
- To chyba nie najlepszy pomysł w twojej karierze. – skomentował.
- Pamiętaj, że przywileje córeczki tatusia zdecydowanie wykraczają poza twoje możliwości. – odpowiedziałam z uśmieszkiem na twarzy. – No teraz jesteś ktoś. – zauważyłam głośno.
- Dzięki. – odparł i zrobił swój charakterystyczny tik brwi.
- To ta Ewka z waszej klasy? – zainteresowałam się. Oczywiście jak zwykle ciekawość wzięła górę. Choć w zasadzie sam powinien to przewidzieć zanim wszedł do mojego pokoju.
- No tak jakby. – burknął. Wiedziałam, że nic więcej mi nie powie, a ja nie zamierzałam pytać.
- Baw się dobrze. – powiedziałam kiedy był już prawie za drzwiami.
- Tylko tyle? – zdziwił się i odwrócił w moją stronę.
- A czego się spodziewałeś? – popatrzyłam na niego.
- Dobrej rady jak zwykle. – zauważył.
- Przecież nigdy mnie nie słuchacie. – uzmysłowiłam mu.
- No Hanka. Myśl. – poganiał mnie.
- Typowy facet. – skomentowałam. – Jeśli spodoba jej się twój nowy nabytek – zaczęłam wskazując na deskorolkę, którą przed chwilą zawiesił – po prostu jej go daj.
- Ale ona mi się podoba. – powiedział natychmiast. Spojrzałam na niego sceptycznie.
- Wiesz co? Idź już. – poradziłam mu i popchnęłam za drzwi. Włączyłam przeglądarkę internetową i zaczęłam szukać sukienki na półmetek. Większość z nich była z błyszczącego, pospolitego materiału. W zasadzie żadna nie wpadła mi w oko aż tak, żebym chciała ją kupić. Po cichu liczyłam, że Laura zajmie się moim wyglądem. Mi samej ciężko szło w tych sprawach. Kupię materiał i ona mi coś uszyje. Wtedy będę miała pewność, że to będzie unikatowy strój.
- Jak mogłaś mi to zrobić?! Własnemu bratu?! – Artur wszedł z rozmachem do mojego pokoju i zaczął się wydzierać.
- Seriali się naoglądałeś – skomentowałam. - Co tym razem? Latynoski? Wenezuelski?
- Dlaczego mu pomogłaś? Robię co się tylko da żeby nie wyszło a ty za każdym razem mi to utrudniasz. – powiedział. Wciąż jednak patrzyłam na niego z nadzieją, że dosłowniej wytłumaczy mi o co tak właściwie chodzi. – Teraz Ewka nawet na mnie nie spojrzy. – dokończył. Nagle mnie oświeciło. Zdaje się, że oboje startowali do tej samej dziewczyny.
-Wiesz, że ten numer wam nie przejdzie. – powiedziałam spokojnie.
- O co ci chodzi? – spytał w dalszym ciągu rozdrażniony.
- Nie możecie na zmianę się z nią umawiać. Przecież dziewczyna zwieje szybciej niż zdąży pomyśleć. – zauważyłam.
- Powinna się raczej cieszyć. Lubicie jak faceci za wami latają. – odgryzł się.
- Tak, ale nie kiedy są pod jednym nazwiskiem i twarzą. – brnęłam dalej. – Przecież to nie jedyna Ewka na świecie. Za tobą lata połowa dziewczyn z klasy.
- No i co z tego. – burknął. Ton jego głosu był charakterystyczny, znałam go. Coś mnie tknęło.
- Tu cie boli. – wypaliłam.
- No niby gdzie? – zdenerwował się.
- Nie chciała się z tobą umówić. A ty nie możesz przeżyć, że Filip właśnie z nią wyszedł. – powiedziałam.
- A weź. – burknął tylko i wyszedł. Niestety prawda była taka, że Artur nie przyjmuje odmowy. Ten zwrot nie istnieje w jego słowniku. Drąży dopóki nie postawi na swoim. Wiedziałam, że będzie starał się jakoś zaimponować tej dziewczynie, nawet nie dlatego, by dokuczyć bratu. Po prostu ona uraziła jego ego.

*

Każdy ma marzenia. Każdy oddaje się im bezgranicznie licząc na to, że któregoś dnia choć część z nich się spełni. Ale ja mam tylko jedno. Chcę zawsze mieć wokół siebie ludzi, dla których będę coś warta, którym będę potrzebna. Nic nie zastąpi drugiej osoby, do której możesz się odezwać, z którą się śmiejesz i płaczesz. Możesz wyglądać jak gwiazda filmowa, nosić ciuchy Gucci, używać kosmetyków z CHANEL a czuć rozdzierającą pustkę, kiedy wieczorem zgasną światła reflektorów. Pewnego dnia usłyszałam, że człowiek ma w życiu jedną i niepowtarzalną szansę, a ja zastanawiam się ile ich już zaprzepaściłam. Podziwiam Laurę za jej determinację i chęć do działania. Wie czego chce i trzyma się tego co potrafi robić. Nie osiąga tego od tak. Wszystko wymaga z jej strony pracy i wysiłku. Pamiętam, że zanim została szkolną charakteryzatorką nieźle musiała się nabiegać. Ta pozycja ma swoje przywileje, a co za tym idzie wielu chętnych. Niby taka zwykła szkółka, ale jeśli chodzi o przedstawienia na koniec roku, zawsze dochodzą do perfekcji. Przyjeżdża sama elita tylko po to by obejrzeć garstkę młodzieży, która przez cały rok pracowała nad spektaklem. Każdy ma swoje miejsce. Muzycy, aktorzy. Wszyscy dają z siebie sto procent. Dzięki tej pracy Laura jest na widoku. Widownia może ujrzeć jej własnoręczne projekty. Nie oszukujmy się nie każdy w jej wieku potrafi tak dobrze radzić sobie na maszynie. Kiedy ogłoszono konkurs, projekty składały się najczęściej z kupionych lub wypożyczonych ciuchów. Laura dała oryginalny projekt, którego nie kupi się w żadnym sklepie, tym samym dyskwalifikując wszystkich. Jak mówi Laura: „Nie sztuką jest się ubrać w drogie ciuchy, trzeba umieć połączyć je w całość.” Dużo dziewczyn chciało dostać tę pracę ze względu na nieobecność na lekcjach, usprawiedliwione nieprzygotowania.
- Gotowa? – moja przyjaciółka weszła do pokoju sprawdzić efekt swojej pracy. Za godzinę byłam umówiona z Rafałem. Zmierzyła mnie z góry na dół rozpromieniona.
- Co? Dobra jesteś no nie? – spytałam retorycznie.
- Siadaj poprawię ci jeszcze make up i fryz. – dostosowałam się do jej poleceń i usiadłam na obrotowym krzesełku. – Wiesz co o tym wszystkim myślę.
- Wiem. – odpowiedziałam.
- Nie ruszaj się. – skarciła mnie. – Łatwiej byłoby go po prostu zaprosić na półmetek. Przecież wiesz doskonale, że by się zgodził. On nie odpuszcza darmowej imprezy.
- Laura, ale to nie o to chodzi. Co mi po tym, że będę z nim skoro on będzie zainteresowany tysiącem innych rzeczy zamiast mną. – stwierdziłam.
- Nikt nie mówił, że to będzie przyjemnie spędzony czas. – zauważyła.
- Mówiłam ci już. Idę sama. – powiedziałam z przekonaniem.
- Ej no, ale ten przyjaciel Jaśka jest naprawdę spoko. – upierała się. – I niedługo przyjeżdża. Jak dobrze pójdzie to zostanie tu na dłużej.
- Laura, nie. Nie baw się w swatkę. – protestowałam.
- Eh. – westchnęła. – Ok. Teraz możesz iść. – obróciła mnie na krześle w stronę lustra i podała kujonki. Wyglądałam jak zupełnie inna osoba. Efekt końcowy był jak najbardziej zadowalający. Teraz głęboki wdech i do przodu. Może coś z tego wyjdzie.
- Hanka? – przyjaciółka zatrzymała mnie jeszcze na chwilę. – Ja wiem, że sobie poradzisz, ale…
- Nie ma ale. – ucięłam.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon by jeszcze raz sprawdzić czy trafiłam pod dobry adres. Przede mną ogromny beżowy dom z czarną dachówką. Drewniane okna i mnóstwo zieleni. Wszystko położone w cichej i spokojnej okolicy na obrzeżach miasta. Na podjeździe jego samochód. W zasadzie nic powalającego. Przycisnęłam guzik domofonu lodowatymi z nerwów dłońmi.
- Tak? – odezwał się głos. Jego głos.
- Cześć. Byliśmy umówieni na korki z chemii. – powiedziałam automatycznie. Nagle poczułam, że grunt osuwa mi się pod nogami, a to co robię jest niedorzeczne.
- A no tak. Wejdź. – odpowiedział beznamiętnie. Odezwał się automat od furtki. Kiedy pociągnęłam za klamkę, wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Poprawiłam okulary i szłam dalej aż do końca alejki. Drzwi się otwarły, a w nich stanął Rafał. Jak wyglądał? Zdaje się, że nie na najszczęśliwszego faceta na świecie. Popatrzył na mnie krytycznym wzrokiem, zdecydowanie nie pasowałam do jego koszuli Tommego Hilfigera i butów Lacoste. Ten wzrok dał mi do myślenia. Miałam wrażenie, że on czuje się lepszy i myśli, że może robić ze mną co chce, bo co takie kaczątko jak ja mu niby odpowie? No przecież nic. Stanie w kącie i będzie słuchać.
- Karolina. – przedstawiłam się i z lekkim uśmiechem podałam mu rękę. Nie rozpoznał mnie. Nawet przez myśl mu nie przemknęło, że może kogoś mu przypominam.
- Rafał. – odpowiedział lecz ręki mi nie podał.
- No tak. Mogłam się spodziewać. - mruknęłam niezbyt zaskoczona jego zachowaniem. Przecież spodziewał się kogoś zupełnie innego. Przeszliśmy do pokoju pomalowanego na różne odcienie zieleni. Stała tam fioletowa kanapa i ciemne meble. To na pewno nie był jego pokój, tylko gościnny. Czułam się swobodnie, a fiolet mnie uspokajał. Chłopak w ogóle się do mnie nie odzywał. – Masz jakieś książki, zeszyty? – odezwałam się.
- Tak, zaraz przyniosę. – mruknął i wyszedł.
- Dzień dobry. – usłyszałam kobiecy głos za plecami. Poderwałam się z miejsca i odwróciłam. Przede mną stała drobna kobieta z ufarbowanymi na blond włosami. Wyglądała dosyć młodo, biorąc pod uwagę fakt, że miała tak dorosłego syna.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się. Kobieta odwzajemniła uśmiech i już wiedziałam, że jest zupełnie inna niż jej synek. – Jestem Karolina.
- Rafał mówił, że przyjdzie koleżanka, żeby go trochę poduczyć. – powiedziała.
- Tak, postaram się. – odparłam.
- Chodzicie razem do klasy ? – spytała. Klasyczny schemat.
- Nie, nie. – odpowiedziałam tylko. Nie mogłam jej przecież oznajmić, że jestem jeszcze młodsza od niego, bo kolejnym pytaniem by było, jak zamierzam go nauczyć czegokolwiek skoro nawet nie przerabiałam materiału z trzeciej klasy. A ja musiałabym się tłumaczyć, że z chemii mam tak zaawansowany poziom, że bez problemu sobie poradzę, ta patrzyłaby na mnie z niedowierzaniem i brnęłybyśmy w tą zawiłą i niepotrzebną dyskusję.
- O wróciłaś już. – Rafał wszedł do pokoju.
- Tak synku, ale już zostawiam was samych. Uczcie się, uczcie. – odpowiedziała i skierowała się w stronę wyjścia. – A może coś wam przynieść do picia czy jedzenia? – spytała w progu.
- Nie, poradzimy sobie. – odpowiedział lekko zdenerwowany chłopak. Cała ta sytuacja była mu zdecydowanie nie na rękę. Rozłożył książki na ławie, włączył laptopa i popatrzył na mnie. Jego wzrok był taki pusty i krytyczny.
- No powiedz to. – nie wytrzymałam w końcu.
- Niby co? – udał i jakby trochę się speszył.
- To, co myślisz od kiedy tu weszłam. – uściśliłam. Chłopak zawahał się.
- Myślę, że poradzisz sobie z tymi zadaniami. – odpowiedział wymijająco i otworzył książkę. Przynajmniej potrafi wywabić się z opresji. Spojrzałam na zbiór.
- Jasne. – przytaknęłam pewnie. - Możemy zaczynać. Co najpierw? – spytałam.
- Może to. – powiedział wskazując trzecie zadanie. Obliczenia molowe. Co to dla mnie. Przeczytałam jeszcze raz i zabraliśmy się do działania. Nie szło najlepiej. Rafał był totalnie nie skupiony na tym co do niego mówię. Włączył sobie komunikator i cały czas słyszałam melodyjkę nadchodzących wiadomości. Zerkałam kątem oka. Pisał z samymi dziewczynami. To oczywiste, ale dlaczego to robił akurat teraz? Chciał mi pokazać jaki to jest rozchwytywany? Wyciągnęłam telefon i włączyłam swój komunikator. Spisałam numer i wysłałam mu wiadomość. Nawet nie zauważył, że przestałam się odzywać. Nagle zaśmiał się i odwrócił w moją stronę.
- Ty też masz mój numer? – powiedział. Jego ego mało co na mnie nie weszło. Dopiero teraz jakby mnie zaakceptował i zauważył, że jednak istnieje. Jakby należenie do jego fanklubu nagle dodało mi wartości.
- To raczej nie trudne. – odpowiedziałam i wymownie spojrzałam na pulpit.
- Jasne, jasne. – najwyraźniej starał się wyprowadzić mnie z równowagi. – Czytałaś? – zapytał retorycznie. – Wiem, dużo ich. – powiedział z nieskrywaną dumą.
- Tak świetna zabawa. – skomentowałam. – Jeśli to dla ciebie takie ważne to ja już pójdę. – dodałam i ruszyłam się z miejsca.
- Hej, hej panienko nie rozpędzaj się tak. – zatrzymał mnie nagle. – Zobacz już wyłączam. Zadowolona? – spytał i zamknął laptopa. – Nie wiedziałem, że jesteś aż tak zazdrosna. – powiedział w żartobliwym tonie.
- Tak, przepraszam, ja powinnam cię była uprzedzić. – odpowiedziałam zbyt poważnie. Ironia nie należała do moich mocnych stron. Chłopak zaśmiał się gardłowo.
- Ok. Wygrałaś. Jeden zero dla ciebie. – odpowiedział. Usiadłam z powrotem koło niego. – Teraz już będę cię słuchał.
- Zobaczymy. – mruknęłam.

*
Słuchawki w uszach, w mojej głowie piosenka The Fire Theft – Heaven. Biegałam w pobliskim parku, by dać upust swoim emocjom. Pierwsza wizyta w domu Rafała była niestety oczywistym do przewidzenia ciosem wymierzonym w moim kierunku. W zasadzie o to przecież chodziło, by poznać go naprawdę. A prawda okazała się być tak samo powierzchowna jak jego codzienna maska. Podobno z czasem ludzie się zmieniają, dorastają, ale czy on kiedykolwiek to zrobi? To raczej skomplikowane i trudne do jednoznacznego zdefiniowania. Minęłam kilku przechodniów, odwzajemniłam uśmiechy starszych pań i weszłam do najbliższego sklepu. Przepocona, ale szczęśliwa. Cóż. Jak widać niewiele mi w życiu potrzeba. - Dzień dobry. – powiedziałam wchodząc do środka. Rozejrzałam się dookoła. Właściwie oprócz wody na nic nie miałam w tej chwili ochoty. Skierowałam sie z butelką do kasy. Usłyszałam, że przyszedł właśnie kolejny klient. Stanęłam w kolejce, a za mną następna osoba. Ściągnęłam kaptur i przeszukałam kieszenie. - Cześć. – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam głowę. – Jestem kolegą Laury. Pamiętasz mnie? – Jak mógł, w ogóle o to pytać. Rafała poznałabym na drugim końcu świata. Nie sądziłam tylko, że on rozpozna mnie. W tej chwili jednak moja radość znikła. Czułam się jak taka szara myszka. Musiałam wyglądać fatalnie. W końcu biegałam długo i intensywnie, a taki wysiłek robi swoje.
- Tak, pamiętam. Cześć. – przywitałam się dosyć niepewnie i skierowałam wzrok na sprzedawczynię. W tej chwili chciałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.
- Biegałaś. – zauważył.
- Tak, czuć. – odpowiedziałam automatycznie i w tym samym momencie zorientowałam się w sensie swoich słów. Moja własna głupota czasem mnie przerażała. Chłopak uśmiechnął się półgębkiem.
- Nie to miałem na myśli. – odpowiedział. W tym momencie wydawał się tak czarujący. Tylko czy aby na pewno znów nie udawał? Za każdym razem, gdy go spotykam jest inny. Ten chłopak to kameleon dostosowujący się do otoczenia i to bez najmniejszego problemu.
- Dwa złote. – sprzedawczyni podliczyła mój nabytek.
- Ja zapłacę. I jeszcze to. – Rafał podał kobiecie czekoladę. Tym oto sposobem byłam zmuszona na niego czekać. Gentelmanem zachciało mu się być kiedy nie trzeba.
- Dzięki. Nie musiałeś. – Powiedziałam kiedy wyszliśmy ze sklepu. Czułam się dosyć dziwnie. Właściwie nie miałam pojęcia o czym mogę z nim rozmawiać.
- Spoko. W którą stronę? – zapytał.
- Ja w tę, a ty to nie wiem. – odpowiedziałam. Dziwne, tyle czasu czekałam na moment kiedy mnie zauważy, a teraz tak po prostu to lekceważę.
- Więc ja w tę samą, odprowadzę cię trochę. Nie mam co za szybko do domu wracać. – powiedział.
- Dlaczego? – spytałam szybciej niż zdążyłam pomyśleć. Nie powinnam była wypytywać go o jego prywatne sprawy.
- Pokłóciłem się z ojcem. Lepiej żebyśmy obaj ochłonęli. – krótka i zwięzła odpowiedź. – Codziennie tak biegasz? – zmienił temat rozmowy.
- Tak raczej tak. – opowiedziałam. – Codziennie inna trasa, żeby za szybko się nie znudzić. – dokończyłam. Wtedy zadzwonił jego telefon. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i schował telefon z powrotem do kieszeni. Za chwilę przyszedł sms. Rafał znów spojrzał na wyświetlacz. Jego twarz wyrażała niezadowolenie. Ewidentnie ktoś go zdenerwował. Kolejne sygnały sms – ów. Zdaje się, że ktoś wysłał mu długą wiadomość z bramki internetowej.
- Przepraszam cię… - zaczął – ona jest strasznie natrętna.
- Jak to coś ważnego to po prostu odbierz. – powiedziałam, już zdążyłam się przyzwyczaić, że jego telefon puchnie od wiadomości tak samo jak i inne komunikatory.
- Nie, wyłączę telefon. – zdecydował. – Na czym skończyliśmy? – przypomniał sobie i uśmiechnął w moją stronę. Kim on był? Miał tak wiele twarzy.
- Mówiłam, że lubię biegać. – powtórzyłam. Nasza rozmowa była praktycznie o niczym. On chciał pogadać, ja nie wiedziałam co robić. A to dziwne, bo żeby pójść do niego w przebraniu to miałam odwagę, a teraz nie umiem słowa wydusić. Pojedyncze zdania, zupełnie nie trzymające się kupy. Półsłówka, tylko dla podtrzymania rozmowy. Siebie potrafię zrozumieć, ale przecież on jest wygadany chłopak i to bardzo wygadany. A teraz co?
- Ja kiedyś biegałem, ale teraz nie mam na to czasu – mówił – albo wypada mi jakiś trening, albo coś innego, a teraz doszły jeszcze korki z chemii. – Na dźwięk ostatnich słów przeszył mnie dreszcz. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to, że jestem spalona, on już wszystko, wie. Rozpoznał mnie i teraz niby to nawiązał do chemii, żeby prosto w twarz wytknąć mi jaka jestem żałosna. Milczałam dłuższą chwilę, a w głowie dudniło mi tylko jedno pytanie. Na co on czeka? – Ej coś się stało? – z zamyślenia wyrwało mnie jego pytanie.
- Nie, nic. – starałam się zatuszować wszystko uśmiechem. – Do kogo chodzisz na korki? – spytałam.
- A jakaś dziewczyna do mnie przychodzi. Laura mi ją załatwiła. – odparł.
- I jak? – dopytywałam się.
- No wiesz cud natury to, to nie jest, ale dla nauki się poświęcę. – odpowiedział. Zdaje się, że nie do końca zrozumiał moje pytanie. Zmarszczyłam brwi.
- Nie pytałam jak wygląda. – Uzmysłowiłam mu.
- No tak. – stwierdził. – Rzeczywiście.
- Ale skoro jesteśmy w temacie, to co ci się w niej niepodobna? – zainteresowałam się. To takie dziwne uczucie rozmawiać o sobie samej.
- No wiesz… pokazać bym się z nią raczej nie chciał. – uśmiechnął się ironicznie. Jejku jaki on był płytki i powierzchowny. – Fakt, że uczyć umie, ale nic poza tym. W sumie pogadać też z nią można, ale…
- Kumple cie wyśmieją, bo nie jest ładna. – Dokończyłam za niego. Co tu dużo mówić. Trafiłam.
- Nie oceniaj mnie. Nie powiesz mi, że chciałabyś… - trochę się zdenerwował. Niestety ja akurat miałam podstawy do takiego podsumowania go.
- Nie masz pojęcia czego bym chciała. – przerwałam mu nagle. I potruchtałam w stronę domu. Nie uciekłam. Po prostu dałam mu do zrozumienia, że nie mam ochoty z nim przebywać. Rafał jak to Rafał miał wszystko gdzieś i poszedł w swoją stronę.

*
Siedzieliśmy w moim pokoju, rozłożeni na podłodze, kanapie i wszystkim co tylko nadawało się do siedzenia. Wokół rozrzucone tony popcornu. Laura, Jasiek i moi bracia. Zrobiliśmy sobie maraton filmowy. Każdy przyniósł to co ma w domu i jak zwykle nie obyło się bez kłótni. Każdy chciał oglądać co innego. Każdy był uparty, dlatego oglądaliśmy właśnie piąty film z rzędu, oczy mi się kleiły, miałam wrażenie, że zaraz usnę. Braciszkowie odpłynęli już przy trzecim starcie, tylko moja przyjaciółka i jej chłopak starali się trzymać, ale też kiepsko im to wychodziło.
- Zrobisz mi coś do jedzenia? – odezwał się w końcu wiecznie głodny Jasiek. Aż dziwne, że dopiero teraz padło to pytanie.
- A co chcesz? – spytałam od niechcenia.
- A co masz? – spytał. Dokładnie tak zawsze wyglądają nasze rozmowy na temat jedzenia.
- Prościej będzie jak powiesz jednak co byś zjadł. – uświadomiłam mu. Zastanowił się chwilę i przewrócił oczami.
- Zrób mi tosty z wszystkim co znajdziesz. – powiedział w końcu i uśmiechnął się na samą myśl.
- Pomogę ci. – odezwała się Laura. – Dla niego jednego potrzeba tyle co dla całej naszej klasy. – dodała i uśmiechnęła się do chłopaka. Wyciągnęłyśmy zawartość lodówki i zabrałyśmy się do pracy. Przy okazji trzeba było zrobić kilka tostów dla Filipa i Artura.
- Rozmawiałam z Rafałem. – odezwałam się nagle podczas wpakowywania kanapek do tostera.
- Przecież mi mówiłaś. – uświadomiła mi Laura.
- Wiem, ale rozmawiałam z nim nie jako Karolina, tylko Hanka. – odpowiedziałam.
- Niby jakim cudem? – zdziwiła się. – Kiedy?
- Nie wiedziałam jak ci powiedzieć. - odparłam spokojnie. Spotkaliśmy się przez przypadek. Rozpoznał mnie i zaczął rozmowę. – Zauważyłam zdenerwowanie na twarzy mojej przyjaciółki. – Nie. Nie rozpoznał mnie w sensie, że to ja jestem Karoliną. Po prostu mnie kojarzył ze szkoły. Dlaczego w ogóle się odezwał? – wyprzedziłam jej kolejne pytanie. – W zasadzie to sama nie wiem.
- Jakoś nie jesteś z tego zadowolona. – stwierdziła głośno. Nic nie odpowiedziałam. – Zawsze możesz to zakończyć. – Zaproponowała niepewnie.
- O ile chcę. – odpowiedziałam.
- Ej ja też bym coś zjadł. – Do kuchni wszedł Filip.
- Masz już na stole. – Burknęłam pod nosem. Chłopak mruknął coś do siebie i wyszedł z talerzem do pokoju.
- Słyszałaś? – spytała z niedowierzaniem Laura.
- Nie, nie zwracam uwagi na to co mruczą pod nosem. – Odpowiedziałam ze spokojem. – Takie są uroki posiadania młodszych braci. Był czas przywyknąć. – Dokończyłam.
- Dlaczego tego nie zakończysz? – wyraźna nuta niezrozumienia wypływała z jej słów.
- Przecież to tylko głupawe odzywki rodzeństwa. – usprawiedliwiłam.
- Nie o to mi chodzi. – Potrząsnęła głową. – Miałam na myśli Rafała. – Uściśliła. Zastanowiłam się jeszcze raz nad całą sytuacją. Wiele myśli kołatało w mojej głowie, chcąc uwolnić się i wedrzeć do rzeczywistości. Racjonalizm mieszał się z ciekawością i chęcią poznania. Zwykle podejmowałam spontaniczne decyzje, nie zajmowałam się zbytnio analizą i konsekwencjami.
- To po prostu skomplikowane. – odpowiedziałam.
*
Nie dostałam jeszcze listu od Gabriela. Brakowało mi go. Jego słowa zawsze mi pomagały. Lada dzień miałam mieć kolejne korki z Rafałem. Niestety. Wszystko się skomplikowało. Powoli zaczęłam wpadać we własne sidła. Udawanie kogoś innego to świetna zabawa, ale i odpowiedzialność. Strach, że zostaniesz zdemaskowana i uznana za dziecinną, ale czy istnieje lepszy sposób poznania prawdy o kimś?
- Hanka, do ciebie. – Artur przyniósł mi telefon.
- Dzięki. Kto to? – spytałam. Chłopak wzruszył ramionami i wyszedł. Pozostało mi odezwać się do słuchawki. Dzwonił mój instruktor z prawa jazdy. Informacja o terminie pierwszej jazdy była krótka i treściwa nie uznająca jakiegokolwiek sprzeciwu. Pech chciał, że wyznaczył mi ją akurat na ten sam dzień co lekcje z Rafałem. Co mi pozostało? Zadzwonić do niego i umówić się na inny termin. Wzięłam dwa głębokie oddechy, zastrzegłam numer i znalazłam w kontaktach Rafała. Denerwujący czasoumilacz odbijał się bolesnym echem w moich uszach.
- No, co? – odezwał się męski głos, który przez telefon był mocny i hipnotyzujący.
- Cześć. Mówi Karolina. – Kulturalnie przedstawiłam się i szybko powiedziałam, o co chodzi. – Byliśmy w piątek umówieni na korki, ale nie mogę przyjść.
- Dlaczego nie możesz? – liczyłam, że nie zada tego pytania.
- Instruktor ustalił mi jazdę na ten dzień i nie mogę. – odpowiedziałam.
- To przyjdź dzisiaj. – powiedział zdecydowanie.
- Dzisiaj? – powtórzyłam jak echo.
- No dzisiaj. Jestem w domu, ewentualnie ja mogę do ciebie wpaść. – jego słowa brzmiały jak najbardziej poważnie.
- Nie. – prawie krzyknęłam. – Znaczy tak, przyjdę. Może być za godzinę?
- Jasne. Nie ma sprawy. – Zgodził się łagodnym tonem i rozłączył. Panika w moich oczach była tak wyraźna, że nawet bracia pytali o co chodzi kiedy wybiegałam z domu. Zapukałam do drzwi przyjaciółki znacznie głośniej i energiczniej niż powinnam była. Otworzył mi Jasiek. Pewnie byli sami w domu i dlatego tak się rządził. Minęłam go i ruszyłam do pokoju Laury. Szybko wytłumaczyłam o co chodzi licząc na pomoc w kwestii ubioru.
- Dobra siadaj. Postaram się coś wymyślić. – Otwarła szafy i zaczęła przerzucać ich zawartość. Jasiek stanął w progu z paczką orzeszków w czekoladzie, które najprawdopodobniej wyciągnął z kuchni i spoglądał spod oka. Chyba nie do końca rozumiał sens naszego postępowania. – Masz. Załóż te spodnie i sweter. – powiedziała rzucając w moją stronę czarne rurki i kanarkowy worek, bo swetrem nie można go było nazwać.
- Nie będę się przy tobie rozbierać. – powiedziałam głośno. Słowa skierowane były do chłopaka Laury, który przewrócił oczami i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Za chwilę słychać było grający telewizor. Przebrałam się w mgnieniu oka i założyłam perukę. – A chustka? –spytałam szukając jej wzrokiem.
- Załóż ten kapelusz. – Dała mi czerwony nabytek i przy okazji okulary. Pomyślałam, że sprawdzę jak Jasiek zareaguje na moją metamorfozę. Weszłam do pokoju i usiadłam naprzeciwko niego
- Coś ty zrobiła? – Zapytał. Rozpoznał mnie bez problemu.
- Cześć mam na imię Karolina. – uśmiechnęłam się podając mu dłoń.
- Żartujesz? To ty jesteś tą dziwną nauczycielką Rafała? – pytał, w zasadzie znając już odpowiedź. – Mogłem się domyślić. Nikt inny by tam z własnej woli się nie pchał.
- Dzięki. – oburzyłam się i wstałam.
- Zobaczysz, że to się źle skończy. – powiedział spokojnie ślepiąc się w szklany ekran.
- Jak dla kogo. – skomentowałam.
- I dla niego i dla ciebie. – dodał z przekonaniem.
- Wiesz coś czego ja nie. – stwierdziłam.
- Hanka, Rafał się tobą zainteresował – zaczął, a ja na dźwięk tych słów sobie przysiadłam – i uwierz mi w tej sytuacji zabawa w podwójną tożsamość może cię bardzo zaboleć. – dokończył. Opuściłam ich bez słowa.
Siedzieliśmy pochyleni nad kolejnym zadaniem z chemii. Nauka ciężko mu szła, ale widziałam, że się starał. W końcu to jego ostatni rok. Nieciekawie byłby zostać i nie podchodzić do matury.
- Zróbmy przerwę. – zdecydowałam.
- A to coś pomoże? – Spytał z sarkazmem w głosie.
- Tobie pewnie nie, ale mi na pewno. – Mruknęłam. Chłopak uśmiechnął się i odłożył książkę. Czy mieliśmy o czym rozmawiać? Pewnie tak, ale pytanie kolejne czy mieliśmy na to ochotę? Mówiąc my, mam na myśli on.
- Jesteś zabawna. – Stwierdził.
- Oczywiście. – Odpowiedziałam i szeroko wyszczerzyłam zęby. Chłopak znów się zaśmiał. Otworzył przeglądarkę internetową i zaczął czegoś szukać.
- Ładna no nie? – Spytał nagle. Wziął laptop na kolana i przysunął się do mnie. Na stronie otwarty był profil z moim zdjęciem. Poczułam jak grunt osuwa mi się pod nogami.
- Kto to? – Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Dłonie zrobiły mi się zimne, a twarz marmurowa. Z trudem wydobywałam z siebie głos. Rafał oczywiście się nie zorientował.
- Taka laska z mojej szkoły. Tydzień i będzie moja. – Powiedział bez najmniejszego skrępowania. Wtedy w mojej głowie zapaliło się światełko.
- I co szukałeś jej profilu żeby się pochwalić, że w tydzień możesz mieć każdą? – Spytałam.
- Wiem, wiem. Trochę długo, ale szybciej chyba nie dam rady. – Wytłumaczył mi. Moje pytanie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. Po prostu nie mogłam uwierzyć.
- Nawet tydzień ci nie wystarczy. – Wymsknęło mi się.
- Nie doceniasz mnie panienko. – Uśmiechnął się cwaniacko. – Ale zawsze to jakieś wyzwanie. Załóżmy się ok? – W zasadzie propozycja nie do odrzucenia, a wygrana gwarantowana, czemu by nie spróbować.
- A co ja z tego będę miała? – Zapytałam konkretnie.
- Zabiorę cię na studniówkę. – Powiedział śmiertelnie poważnie. Okulary prawie spadły mi z nosa.
- Nie prawda. – Zorientowałam się zaraz.
- Ej, możesz mi wszystko zarzucić, ale słowa dotrzymam. – Widziałam, że nie kłamie. Był zbyt pewny swego by blefować.
- Tydzień. – Powiedziałam wyciągając rękę.
- Nie inaczej panienko. – Dodał ściskając mi dłoń.

*
Kurs na prawo jazdy był najgorszą decyzją w moim życiu. Przecież ja za kierownicą to jakaś abstrakcja. Jazda po mieście była przyjemna dopóki sama nie wsiadłam za kółko. Byłam tak zestresowana, że wszystko mi się myliło. Na światłach trzy razy zgasł mi samochód, myliłam nawet kierunkowskazy. Nie zależało mi już nawet żeby się zrehabilitować, po prostu jechałam wolno czekając aż to wszystko się skończy. Instruktor był zdenerwowany i w sumie nie dziwiłam mu się. Trudno uczyć dziewczynę, która w ogóle go nie słucha i tylko przytakuje z grzeczności.
Wróciłam do domu dopiero o szesnastej. Na dodatek zmęczona i głodna, choć praktycznie nic takiego nie robiłam.
- Jest coś do jedzenia? – spytałam widząc mamuśkę na horyzoncie.
- W piekarniku jest zapiekanka. – odpowiedziała. – Jak tam jazda? – zainteresowała się. Wyciągnęłam naczynie z piekarnika i zaczęłam nakładać solidną porcję obiadu.
- Fatalnie. Ja się do tego nie nadaję. – podsumowałam dzisiejszy popis.
- To dopiero pierwszy raz w dużym mieście. Nauczysz się. Co ty myślisz, że każdy zaraz świetnie jeździ? – uśmiechnęła się.
- Na pewno lepiej niż ja. – Upierałam się.
- Tak ci się tylko wydaje. – dodała. Zawsze miała odpowiedź dlatego też zawsze ostatnie zdanie należało do niej. – Babcia przyjedzie na weekend. – Zakomunikowała mi.
- Która? – spytałam.
-Helena. – powiedziała jak gdyby to było oczywiste. Nie ukrywam. Ucieszyło mnie to niesamowicie. Dobrze się razem rozumiałyśmy. Uwielbiałam jak opowiadała mi o swojej młodości. Tamten świat był dla mnie tak fascynujący i pełen życia. Ona nie bała się wyzwań. W przeciwieństwie do mnie. Podziwiam ją za niezłomną charyzmę i emanujący spokój. Zawsze z uśmiechem, zawsze z dobrą radą. Przeżyła wiele, ale za to pełnią swoich możliwości. Czasem wyobrażam sobie siebie, tworzącą niesamowite rzeczy, ale nigdy to nie wypływa poza szeregi moich szarych komórek. To co wielkie jest tylko wytworem mojej ograniczonej wyobraźni. Ale przecież muszą być osoby, które będą trzymały się w cieniu. Świat nie składa się z samych wybitnych postaci. Każdy jest potrzebny, może nawet ja, choć ta myśl wydaje się być zupełnie irracjonalna.

*
Gdyby nie ta kartkówka z matmy, może nawet byłabym w tej chwili zadowolona, ale kolejna nieproszona ocena witała mnie z szerokim uśmiechem. Kto normalny, robi nie zapowiedziane kartkówki w ciągu tygodnia. Przecież powinnyśmy mieć już więcej swobody. Studniówka maturzystów, wystawianie im ocen, to powinno być teraz ważne, a nie jakieś dodatkowe oceny dla drugoklasistów. Sądząc po minie, Laurze też nie poszło. Wyszła z klasy zdenerwowana. Jej złość aż obijała się o ściany szkolnych korytarzy. Nawet nie podchodziłam do niej zbyt blisko, bo mogło się to zakończyć z negatywnym skutkiem dla mnie samej. Starała się o stypendium na koniec roku, a w ostatnich dniach wszystko jak na złość zaczęło jej się walić. Mieliśmy lekcje przeładowane wiadomościami, których nie nadążaliśmy już przyswajać. Jedynym pocieszeniem stawała się perspektywa zbliżającego się półmetka, chociaż mnie nawet to nie cieszyło. Jasiek napatoczył się na horyzoncie. Kiwnęłam mu porozumiewawczo głową. Od razu zrozumiał, że jego dziewczyna jest w tej chwili chodzącą, tykającą bombą.
- Albo mi się zdaje, albo dzisiaj Rafał szukał twojego numeru po szkole. – wypalił nagle. Świetnie, chłopak nie tracił czasu. W końcu tydzień na zdobycie dziewczyny, to nie lada wyzwanie. Uśmiechnęłam się cwaniacko. Dobrze wiedziałam jaki będzie finał tych starań. – Co ty znowu wymyśliłaś? – zainteresował się Jasiek.
- O co ty mnie podejrzewasz. – uśmiechnęłam się. – Jestem grzeczna jak aniołek.
- Oczywiście. – powiedział z akcentem.
- W ogóle mi nie wierzysz, chłopcze. – dopowiedziałam.
- I to cię dziwi. – roześmiał się.
- W zasadzie to nie. – I tak, w dobrym nastroju rozeszliśmy się na kolejne lekcje. Jasiek zamienił jeszcze parę słów z Laurą, póki nie przyszedł nasz nauczyciel. Dzisiejsza historia również nie wróżyła nic dobrego. Po raz kolejny przemknęło mi przez myśl „co ja tutaj robię?”. Już drugi rok dochodziłam do wniosku, że najzwyczajniej w świecie nie nadaję się do tej szkoły. Jestem tylko takim małym pasożytem, który stara się jakoś prześliznąć. Nic więcej, nic mniej. Pierwsze ławki już były zajęte. Nasz przystojny historyk miał w tej szkole nie jedną adoratorkę, dlatego na jego lekcjach zawsze była idealna frekwencja. Oczywiście zamiłowanie do przedmiotu nie miało z tym nic wspólnego. Muszę jednak przyznać, że oprócz urody nasz magisterek miał ogrom wiedzy i siłę przekazu. Dzisiaj dokańczaliśmy temat o kolonializmie w XIX wieku. Zwykle słucham go uważnie, ale jakoś tym razem, nie byłam zbytnio zainteresowana jego słowami. Moją głowę zaprzątał Gabriel. W dalszym ciągu nie dostałam od niego żadnej wiadomości, niepokoiło mnie to. Potrzebowałam jego słów. Wsparcia. Karcenia. Czegokolwiek. Nie wiem czy bardziej bałam się o niego czy o siebie, że przestanę sobie radzić. Do tej pory zawsze, wszystko dokładnie sobie relacjonowaliśmy. Czułam się pewniej wie. Laura podsunęła mi rysunek z projektem sukienki. Popatrzyłam na niego uważnie. Była bardzo prosta i dziewczęca. Lekko kloszowana przed kolana ze wstążką w pasie. Dekolt wykrojony w łódkę. Miała w sobie wiele uroku.
- Na co to? – spytałam cichutko.
- Twoja kreacja na półmetek. – wyszeptała z uśmieszkiem. – Będzie czarna, wstążkę zrobię czerwoną i później dobiorę ci dodatki w tej kolorystyce. – uśmiechnęłam się blado. W ostatnich dniach straciłam ochotę do wszelkich imprez. Tym bardziej, że zapowiadała się tam dla mnie samotna noc. Przetańczona może ze trzy razy z Jaśkiem. – Nie chcę słyszeć, że nie idziesz. – Oburzyła się natychmiast.
- Sukienka piękna. – powiedziałam tylko.
- Zabrałaś mi całą radość z pracy. – ofukała mnie.
- Przecież to jest niemożliwe. – Powiedziałam pogodniej starając się jakoś rozładować atmosferę. – A co z projektem dla ciebie?
- Coś naszkicuję na szybkiego. Przyśniła mi się pudrowa sukienka. I taką będę mieć. – powiedziała zdecydowanie. W odpowiedzi na jej słowa kiwnęłam tylko głową. I chyba niestety zrobiłam to w nieodpowiednim momencie, bo właśnie karaibski błękit zalewający oczy naszego kochanego historyka spojrzał prosto na mnie.
- Widzę, że jesteś dzisiaj bardzo aktywna. Może powtórzysz klasie największe kolonie brytyjskie? Na pewno słyszałaś jak przed chwilą je wymieniłem. – Pomyślałam tylko jaka z niego menda społeczna. Zawsze kiedy rozmawiam, musi mnie upokorzyć. Nie wytrzymałaby. Zaczęłam grzebać w pamięci. Fakt nie słuchałam go, ale kolonie brytyjskie… to nie powinno być za trudne, może uda mi się coś… - Hanka? Powiesz nam coś? – niecierpliwił się.
- Tak, jedną z koloni brytyjskich jest Kanada. – Zaczęłam. Cały czas uw

14 340 wyświetleń
129 tekstów
17 obserwujących
  • Ta, co lubi marzyć...

    19 January 2014, 18:19

    Czekając na kolejną część obecnego opowiadania, zauważyłam to... :)
    Zaraz zabieram się za kolejną część.

    ~ Oliwka

  • CzerwonaJakKrew

    18 August 2012, 20:48

    Przyjemnie się czytało… Czekam na więcej… :)

    Pozdrawiam,
    CzerwonaJakKrew