Menu
Gildia Pióra na Patronite

Szare

Sheldonia

Sheldonia

Idę jedną z licznych uliczek mojego miasta. Czuję się taka mała, pomiędzy kamienicami wyrastającymi po obu stronach. Nie śpieszę się specjalnie, bo też nie mam dokąd. Obowiązkowo w uszach słuchawki, przez które do mojego mózgu dobiega głos Rojka. Cóż, nie trudno się domyślić, że jestem załamana. Pada śnieg. Ale nie taki mokry, który ginie od razu z zetknięciem się z ubraniem. Nie. Śnieg, który kojarzy mi się z tym z bajek. Ogromne płatki spadają na mnie i wirują dookoła mnie. Miasto oświetlają latarnie i jeszcze nieściągnięte świąteczne ozdoby. Niby święta już minęły, a jeszcze jakoś tak przyjemniej z tymi lampkami w kształcie gwiazd…

Jest mi cholernie zimno. Ręce wsunęłam jak najgłębiej w otchłań kieszeni, a niemal całą twarz ukryłam pod kilkoma warstwami szalika. Widać mi tylko nos i szare oczy. Tak, dzisiaj mam szare oczy. Gdy jestem szczęśliwa są zielone. Już zapomniałam jak wyglądają na zielono…
Maszeruję więc powoli, ludzie mnie wymijają, trącają ramieniem, zastępują drogę, ale tak naprawdę mnie nie widzą. I dobrze. Dzisiaj potrzebuję być niewidzialna.
Szukam swoich odbić w witrynach sklepów. Napotykam tylko parę oczu wpatrzonych w przestrzeń.
Nagle zawodzi mnie mój zmysł równowagi i upadam na kolana. Jest mi wstyd. A przecież to takie normalne, że ktoś się poślizgnął. Sprawdzam, czy nikt nie widział mojej kompromitacji i szybko wstaję. Gdy otrzepuję kolana ze śniegu dostrzegam coś obok prawego kozaka. Biorę to do dłoni. Światło latarni odbija się od maleńkiego oczka w pierścionku.
Cieszę się, autentycznie się cieszę, że go znalazłam. Zawsze chciałam znaleźć coś z biżuterii, co zgubił ktoś inny i to nosić. Wydawało mi się, że stworzyło by to między mną a tą osobą taką niewidzialną więź. Może to głupie, ale tak zawsze myślałam. A teraz właśnie udało mi się znaleźć pierścionek. Założyłam go na palec lewej ręki. Jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że pasuje idealnie. Przyśpieszyłam trochę, moje ruchy stały się bardziej żwawe. Przeglądam się w szybie sklepu z bielizną. Och, moje oczy tak pięknie wyglądają, gdy są zielone…

Godzinę wcześniej, ta sama uliczka…
I ten sam pierścionek, spoczywający spokojnie w fioletowym pudełeczku w kieszeni Marka.
Idzie powoli wraz z Kasią, miłością swojego życia, jak uważał. Jej ciepła dłoń spoczywała w jego dużej i szorstkiej od pracy dłoni. Bał się. Serce waliło jak oszalałe i przyspieszało z każdym postawionym krokiem. W końcu się zatrzymał i stanął twarzą w twarz z Kasią. Doszedł do wniosku, że nie może być piękniej. Z nieba prószył bajkowy śnieg, zmierzch i kolorowe światełka nad głową, a z obu stron stare kamieniczki. Uśmiechała się do niego tak pięknie jak nigdy. W jej niebieskich oczach zawarła się cała magia ten chwili. Włożył jedną dłoń do kieszeni i wymacał pudełeczko. Drugą złapał Kasię za rękę. Cholernie się bał. Ale gdy pomyślał o niej w białej sukni przed ołtarzem, wypowiadającą słynne „tak”, odważył się.
Uklęknął na jedno kolano, mimo śniegu i szczypiącego zimna, które po chwili poczuł. Wyjął pudełko, otworzył je i powiedział:
- Kasiu… Ty wiesz, jak bardzo cię kocham. Jesteśmy razem już tyle lat, praktycznie razem mieszkamy, praktycznie zachowujemy się jak małże…
- I w tym cały problem! Nawet nie jesteśmy jeszcze po ślubie, a ignorujesz mnie dokładnie tak samo jak mąż w małżeństwie z kilkunastoletnim stażem. Nie chcę tak żyć. Dotąd jakoś się męczyłam, ale ślub… to już za wiele. Ja nie chcę, żeby moje… nasze życie tak wyglądało!
Marek nie mógł uwierzyć, że to co ona mówi, mówi naprawdę. Przecież to znaczyłoby, że żył w świcie złudzeń. W świcie, gdzie on i Kasia są razem szczęśliwi. Czy był aż tak ślepy!?
A może faktycznie…

Wspomnienia…
Teraz widzi to wyraźnie… To było zanim zamieszkali razem. Przychodziła do niego i od razu wypełniała całe mieszkanie pozytywną energią. Emanowała szczęściem, którego z każdą minutą w jej oczach było coraz mniej. Siadała na łóżku i czekała. Czekała i czekała… A ja, idiota, nawet na 5 minut nie potrafiłem oderwać się od monitora i dokumentu tekstowego. Nawet na nią nie spojrzałem… Ona mówiła, opowiadała i nadal czekała. I tak dzień w dzień. Z tym, że z czasem mówiła coraz mniej i coraz bardziej chciała, bym odrywał się od komputera… Nie wiem więc, jakim cudem ze mną zamieszkała. Może pomyślała, że wtedy wykradnie dla siebie chwile, kiedy nie siedzę przy biurku. Udawało jej się to czasami, ale po kilku miesiącach chyba się poddała. Ostatnio już nie czekała na mnie na łóżku. Siedziała w pokoju obok i sama pracowała na swoim komputerze. A ja czekałem…
Zawsze wstawała wcześniej ode mnie. Kiedy się budziłem pukałem w ścianę, za którą siedziała, a ona przychodziła, by mnie pocałować na „dzień dobry”. A ja marudziłem, że skacze po łóżku, że chcę jeszcze poleżeć, dojść do siebie… Z czasem przestała przychodzić. Przestałem pukać…
Kwiaty! Kiedy ostatni raz podarowałem jej kwiaty? Wchodzę myślami do jej pokoju. Widzę na biurku stary zeschły bukiet, który kupiłem jej z rok temu. A ona nadal go trzyma… Jak wspomnienie o lepszych czasach. Ze wstydem przypominam sobie, jakim tęsknym wzrokiem spoglądała na kwiaciarnie, które często mijaliśmy. Ale nigdy się nie upomniała. Nigdy…
Kiedyś godzinami leżeliśmy w łóżku oglądając filmy, a potem kochaliśmy się do upadłego. Śmiech rozbrzmiewał godzinami zza zamkniętych drzwi. Jej głośny śmiech… Boże, kiedy ona się ostatni raz tak beztrosko śmiała? Ja… nie pamiętam.
A jej twarz, kiedyś pełna radości, poruszająca do głębi swoim ciepłem i dobrocią widoczną w każdej zmarszczce mimicznej, teraz jest taka jakaś smutna, zapadnięta, bez wyrazu. Nieszczęśliwa… Nie mogę jej tego zrobić. Nie mogę przywiązać jej do siebie, ona umiera moim szczęściem.

Powrót…
Cisza. Nawet śnieg nie skrzypi pod butami przechodniów. Patrzą na nich z zaciekawieniem, niektórzy nawet ze wzruszeniem. A przechodzące obok nich pary, odruchowo łapią się za ręce. Gdyby tylko wiedzieli, jak jest naprawdę…
Teraz, gdy widzi to wyraźnie, to, jak zabijał sobą jej radość życia, już nie chce brać z nią ślubu. Zbyt mocną ją kocha, żeby ją tak zranić. Wstaje, otrzepuje kolana.
- Przepraszam cię… Ja… To był chyba głupi pomysł. Zatrzymaj go. – Podaje jej pierścionek. - Mi nie będzie już potrzebny…
Odwrócił się i zgarbiony szedł przed siebie. Kasia z pierścionkiem w ręce, patrzyła jak odchodzi. Gdy zniknął za zakrętem, pierścionek wypadł z jej bezwładnej dłoni. Odwróciła się i odeszła w drugą stronę, rozświetlając miasto swoim starym błyskiem w oku.

4846 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Sheldonia

    1 February 2012, 13:44

    Emilio, ja kilka dni temu wyrzucałam jego zapomniany podkoszulek, który pachniał nim pod stertą moich ubrań. Tak było żal... Ostatni raz zaciągnęłam się jego zapachem, a następnie rzuciłam go w otchłań śmieci. Ale co z tego, skoro doskonale pamiętam jak pachniał. Usunęłam wiadomości. Ale co z tego, skoro znam je na pamięć. Wszystko bez sensu... I czuję, że Twoje teksty i wiersze są mi tak cholernie bliskie.
    Ps. Dziękuję, że czytasz;)

  • 1 February 2012, 13:22

    Maluję włosy. Nie chcę być ruda, tak jak lubił, tak jak mnie pokochał. Wracam do naturalnego. Czarne. Znów. Jak dwa lata temu.
    Wspomnienia też wyrzuciłam. Tysiące zdjęć, wszystkie wiadomości i misia z zeszłorocznych walentynek. To takie tandetne.
    Nie rozumiem dlaczego my, kobiety, zachowujemy każdy szczegół. I każdego tego szczegółu chcemy.
    Piękne opowiadanie. Moje miażdżą Twoje serce, a Twoje niszczą mój umysł i moje rozumowanie...
    Cudowne.

  • Sheldonia

    25 January 2012, 19:47

    Och, dziękuję i vice versa:) Ty swoimi z kolei poprawiasz mi humor. Dobranoc:)

  • Przemio

    25 January 2012, 19:45

    noo ; D a tak w ogóle, lubie Cie czytać - rysujesz słowem rysunki : ]
    dobranoc : )

  • Sheldonia

    25 January 2012, 19:37

    Widzę, że Ci zapadł tamten tekst głęboko w pamięci:D

  • Przemio

    25 January 2012, 19:29

    dasz rade ; ) w Twym opowiadaniu "Szept" był chyba nie jeden happyend ; D

  • Sheldonia

    25 January 2012, 19:24

    Dzięki:) Hmm... może dałoby radę napisać ten rozdział, ale nie jestem dobra w tekstach z "happyendem":) Może coś tam spłodzę:)

  • Przemio

    25 January 2012, 18:32

    nie dobrze, że się poddał... weź dopisz kolejny rozdział w którym Marek naprawia swe błędy; będzie mi lżej : )

  • Sheldonia

    25 January 2012, 17:06

    Doroto, tak smutkiem powiało... W końcu się oczy otworzą i dostrzegą ten pusty flakonik i suche kwiaty.

  • Sheldonia

    25 January 2012, 15:23

    Dziękuję Wam, każdemu z osobna, bo widzę, że wiernie czytacie:)