Menu
Gildia Pióra na Patronite

Rzeczywistość

Sheldonia

Sheldonia

Ich miłość była wyjątkowa. Nie miała co do tego wątpliwości. Czy to nie żałosne, że każdy właśnie tak myśli? Gdyby kazano jej wymienić rzeczy, których jest absolutnie pewna, na pierwszym miejscu postawiłaby właśnie to.

Rozpierała ją duma, gdy łapał ją za rękę, gdy szli gdzieś razem. Na początku, niby przez przypadek i trochę nieśmiało, później już pewnie i bez zastanowienia.
Pamiętała jak ją obejmował, gdy siedzieli w słońcu na trawie przy jeziorze. Było cicho, zielono, spokojnie. W oddali widzieli sylwetki rybaków zarzucających wędki. Potrafili siedzieć tak godzinami, aż zachodzące słońce kazało im wynosić się do domu. Rozmawiali, całowali się, planowali wspólną przyszłość. Nigdzie im się nie śpieszyło, nie byli znudzeni swoim towarzystwem. Teraz prawie nigdzie razem nie wychodzą. Przebywają w czterech ścianach i oddychają powietrzem zatrutym pretensjami i wyrzutami sumienia. Gdy w końcu wybierają się nad tamto jeziorko, nie otacza ich już ta magia co kiedyś. Siedzą w pewnej odległości od siebie, nie rozmawiają, bo nie mają za bardzo o czym. Czasami się śmieją. Czasami się całują. Czasami… Ludzie ci sami, miejsce to samo, atmosfera zupełnie inna.
Zimowe wieczory spędzali w łóżku, siedząc pod grubą kołdrą, popijając gorąca herbatę. Mogli tak leżeć w nieskończoność. Ona leżała oparta o jego klatkę piersiową, on głaskał ją po plecach, albo bawił się jej długimi włosami. Zaśmiewali się do łez, oglądając głupkowate komedie, czy nieudane horrory. Czas płynął tak wolno i beztrosko. Powtarzali sobie, że z nimi będzie inaczej, że ich miłość nie osłabnie, nie wygaśnie… Jednak jak wszystkich i ich dopadła rzeczywistość.
Pamięta, jak obejmował ją od tyłu, gdy spacerowali alejkami parku. Czuła się taka kochana, taka wyjątkowa. Dostarczał jej tyle ciepła. Widziała zazdrość na twarzach innych ludzi.
Pamięta, jak prawie za każdym razem, gdy ją odwiedzał przynosił jej różę. Jedna nie zdążyła jeszcze uschnąć, a już w wazonie pojawiała się nowa. Czerwona, żółta, pomarańczowa, biała… Wiedział, że kocha kwiaty. Czy coś się zmieniło? Nie. Przecież nadal je uwielbia, ale już ich nie dostaje.
Gdy nie widzieli się przez kilka godzin, zasypywał ją sms’ami, że kocha, że tęskni, że czeka… Może się wydawać, że była to szczenięca miłość, ale to nie prawda. Nigdy nikogo nie kochała w ten sposób. On nigdy nie kochał tak bardzo. Komu miało się udać, jak nie im…
Pamięta, jak pewnego zimowego wieczoru, gdy śnieg prószył z nieba, wybrali się do parku. Nie było nikogo. Zaczęli lepić ogromnego bałwana. Tarzali się w śniegu, byli cali mokrzy, śmiali się jak nigdy. Ona miała całe mokre włosy od śniegu, cały tusz do rzęs znajdował się pod postacią ciemnych smug na jej policzkach. On z wypiekami na twarzy, uśmiechał się i patrzał na nią, jakby była najpiękniejszą kobietą na świecie.
Innym razem, we wiosenne popołudnie wyszli na deszcz. Ogromna ulewa, która spadła na miasto w ciepły, słoneczny dzień. W ubraniach po domu szybko wyskoczyli na podwórko prosto pod prysznic deszczu. Biegli przed miasto, trzymając się za ręce. Kapała z nich woda, a ich śmiech rozbrzmiewał echem pomiędzy blokami. Witały ich zdziwione i pogardliwe spojrzenia ludzi, ukrytych pod drzewami i parasolami. A oni biegli przed siebie, jakby liczyła się tylko ta jedna wyjątkowa chwila…
Tych wyjątkowych i magicznych chwil było mnóstwo w ciągu tych kilku lat. A w marzeniach snuła życie, które miało stać się ich przyszłością.

A teraz plątam się po naszym mieszkaniu z pokoju do pokoju, z kanapy, na fotel, pod prysznic, na krzesło, na balkon. Odpowiada mi głucha cisza, gdy kolejny raz proszę, by przestał pić. Czekam cały wieczór, aż pojawi się w domu. Gdy w końcu jest, idę spać. Mimo wszystko nie mogłabym zasnąć bez niego. Przytula mnie, czuję na szyi jego oddech śmierdzący alkoholem. Czasami mnie bije. Czasami popycha i wyzywa. Czasami… I tak toczy się kolejny dzień, tydzień, miesiąc… Od czasu do czasu przerywam ten marazm i strach chwilami zapomnienia, których tak naprawdę nie ma, bo publiczności brak. Robię to, by mieć co wspominać, gdy znowu zostanę sama ze swoimi myślami, czekając, aż zataczając się, wróci do domu… Nie takie miałam marzenia.

4846 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Sheldonia

    12 November 2011, 23:17

    Cóż, nie musi Ci się podobać, ważne, że je przeczytałeś. Po za tym piszę z potrzeby serca, czyli piszę to, co czuję i co pomaga mi uprzątnąć jakoś mój wewnętrzny chaos, a nie to, co ludzie chcą czytać.

  • Archangel_Marco

    12 November 2011, 21:27

    Jeśli przeczytam coś jeszcze o nieszczęśliwej miłości, to osobiście, za przyzwoleniem Pani Poezji, sprowadzę wszystkich panów i wszystkie panie, "którzy tylko chcą, żeby znowu było dobrze" do parteru...
    Skoro miłość się kończy, wypada się zastanowić, czy to rzeczywiście miłość...
    Ale nie zrażajcie się. Opowiadanie mi się podoba. Chyba.

  • Sheldonia

    11 November 2011, 20:27

    Dziękuję Wam. Bardzo mnie to cieszy, że się podoba:)

  • Albert Jarus

    11 November 2011, 16:33

    Tak jakoś dziwnie ścisnęło mnie za serce. Faktycznie bardzo głębokie. Podoba mi się niezmiernie

  • No_One_

    11 November 2011, 16:05


    Rzeczywistość zamknięta w prostych słowach,
    ale głębokich.

    Miłego .