Menu
Gildia Pióra na Patronite
Opowiadanie

Tableteczki

Sheldonia

Sheldonia

I może wystarczyło powiedzieć
jedno zdanie
żeby to wszystko skończyć
ale trzeba powiedzieć dwa
żeby w nie uwierzyć

F. Zawada

Och, jak coś drapie pazurami pod paką żeber, oj tak bardzo boli. Przewalam się po łóżku, boli jak cholera, pulsuje, rzyga krwią. Rzyga krwią i jak, och jak boli. Nie mam siły, by wstać. Tableteczki na wstawanie leżą za daleko. Żeby pomogły mi na wstawanie najpierw muszę wstać. No, kto mi je tam położył!? Spadam z łóżka, oj jak boli. Kości odpijają się od podłogi, przebijając moją papierową skórę. Czołgam się, ostatkiem sił. Ostatkiem sił... Wyciągam dłoń i już je czuję. Czuję ich ciepło. Moje kochane tableteczki. I sru! Już lecą moim przełykiem, sztuk sześć, by dać wolność, by dać siłę. Wolność w małych, powlekanych pomarańczowych tableteczkach. Och, jakież to piękne. Ale jeszcze boli, zanim zaczną działać, jeszcze trochę poboli. A więc zwijam się w kłębek na podłodze, kolanami dotykam brody, obejmuję nogi ramionami. Jest tak bardzo niewygodnie. Kości, kości, kości... Wszystko boli, pulsuje, uciska, jakby moja powłoka skórna była za mała, by pomieścić szkielet. Czekam, aż tableteczki dadzą wolność... od bólu. Ręce zaczynają się trząść, a więc zaczynają działać. Ach, jak dobrze... i już spokój, błogi spokój. Serce zwalnia, działa na najniższych obrotach, i nie boli, nie boli, nie boli. A ja mam znów siłę, by wstać, by iść, by trochę pożyć...
Wstaję chwiejnym krokiem, cała obolała. Kierunek - łazienka. I tam już stoję i patrze w dół, włosy. Wszędzie włosy, moje długie włosy na moim nagim ciele. Zasłaniają, przeszkadzają, wypadają... Ile tam jest? 46? 48? Naprawdę 48!? To nie może być... Przecież ja już od tygodnia nic w ustach... Przecież... Związuje włosy gumką i wreszcie przestaję się wiercić. Zastygam i wciągam w niepokoju powietrze,gdy cyferki migają. 48,5... 48,1... 47, 6... No, już prawie... 47,1... Stoi. Nie to nie może być. Jak to 47? Toż to prawie 50! Nie! Płacz, dużo płaczu. Wściekłość, pięści na brzuchu... Pięści na udach.... Wściekłość, namacalna wściekłość i łzy i łzy... Szybko palec w usta, szybko... I już lecą wszystkie kolorowe rzeczy. Wodospad... wodospad... Opadam na zimne kafelki. Zimno. Jest mi tak zimno. Gdzie moje tableteczki? Muszę jeszcze raz, muszę... Zostawiłam je na podłodze, całkiem niedaleko... Och, jaka ulga... Jedna, dwie, trzy na dłoni... Szybki ruch i lądują w posklejanych śliną ustach. Tak sucho, tak sucho... Pić. Tak bardzo chce się pić. Woda, gdzie jest woda? Skończyła się mikstura. Chwiejąc się, mijam lustro na przedpokoju i wkraczam do kuchni. Kwasek, kwasek... Widok żółtej buteleczki uspokaja, ach tak bardzo uspokaja... Wlewam całość do jednego litra wody mineralnej. Bez gazu... tylko bez gazu. Mieszam, szaleńczo. W końcu przyszła energia z tableteczek. Dużo energii... Efedrynka też działa... Zawsze działa. Energia! Tak dużo energii! I woda tak pięknie rozpływa się po moim wnętrzu, tak płynie... Kwas szczypie, drażni kubki smakowe, och jak przyjemnie drażni. Kilka łyków, jestem pełna. Pełna po brzegi. Jeszcze trzy tableteczki w usta, bo przecież brzuszki, bo przecież rowerek, bo przecież gruba... I pot, dużo potu ściekającego po twarzy... I skłony... i przysiady... i skakanka... I tak mało siły, znów tak mało! Ile czasu minęło? Na pewno wystarczająco, na pewno... Więc jedna, druga, trzecia, czwarta pomarańczka tableteczka hop! do buzi... A może i piąta na wszelki wypadek? Och, jak dobrze... I jeszcze kwas z wodą, woda z kwasem... Och, jak boli... Brzuch tak boli... Jeszcze chwilka, głaskam go uspokajająco. Nagle burczy niespodziewanie, skomli niczym szczeniak, błaga o jedzenie, skomle... I już dostaje ciosy, jak ten nieposłuszny mały piesek. Pięści, siła, energia prosto w brzuch. Och, jak boli, ale już nie warczy, już się nauczył... I nagle telefon rozbrzmiewa, a ja już przecież w połowie drogi na rowerku stacjonarnym... No jak tak można? Może udam, że jeszcze śpię? Wtedy nie przestanie dzwonić...
- Halo?
- Będę u ciebie za godzinkę, musimy pogadać... - mama.
Tak mi mówi! Mamo, przecież jestem dorosła, chcę powiedzieć. Chcę powiedzieć, żeby zostawiła mnie w spokoju, bo tableteczki, bo jeszcze brzuszki, bo 47,1... Chcę jej tak dużo wykrzyczeć, ale...
- Dobrze, mamo.
Tylko na tyle mam siły. Rozłączam się i czuję się taka słaba. A przecież jeszcze połowa drogi, jeszcze... i jeszcze... Tableteczki! Dużo tableteczek, dużo efedryny, mało skomlenia brzucha... Jeszcze sporo czasu zanim mama... Jeszcze zdążę poćwiczyć... Jeszcze dużo czasu... Tylko jeszcze tableteczki. Brałam już? Czy nie brałam? Nie pamiętam... Bardzo mało pamiętam... Trzy mi nie zaszkodzą, przecież wzięłam tylko cztery od razu po przebudzeniu. To mało... A ja potrzebuję siły... Hop! tableteczki... Hop! kwasek i woda... Gwałt na kubkach smakowych... jeszcze i jeszcze... Rowerek i jadę w miejscu, pot spływa, zalewa oczy, a droga jeszcze taka daleka... Nogi się trzęsą, oj tak bardzo się trzęsą... I serce znów tak boli, boże, czemu tak boli? Przecież po tableteczkach właśnie przestaje...? I kołacze tak bardzo, jakby chciało się uwolnić spod tych żeber, obija się o nie, boże, jak boli... Spadam z roweru i tylko ciemność... ciemność... Ciemność i ból...

Jasność razi w oczy. Oj, jak boli, boli... Gdzie ja jestem? Wenflon w mojej ręce... Prześwit kroplówki spokojnie stojącej obok. Jakieś kabelki... Pikanie jakieś... Och, jak boli... Jak jasno, tak bardzo jasno... Jakieś głosy, tracę przytomność, to znów ją odzyskuję... Strzępy zdań... kawałki diagnozy...
- ... pani... poważny... przygotować... najgorsze... wycieńczenie... tabletki... serce... bardzo... przykro...
Moje tableteczki! Gdzie są moje tableteczki...!? Chyba ich nie zabrali. Łup! Och, jak boli, bardzo boli... Tak jeszcze nie bolało! Coś piszczy dookoła, wwierca się do mózgu... Co to za dźwięk, do cholery!? Och, jak boli i ciemność... jakieś krzyki, dużo krzyków... Mamo? Ciemność, ciemność, dużo ciemności... i nagle nic już nie boli. W końcu mnie nie boli...

4845 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • CzerwonaJakKrew

    19 May 2012, 16:36

    Zostań, zostań, Twoje teksty są nowe, świeże,inne, niezmiernie inspirujące... Chociaż nie ukrywam, że mi również nowa forma nie odpowiada... Te małe "plusiki" jednak motywowały... A mam pytanie... Od ilu piszesz? ;) Albo raczej, kiedy obudziła się w Tobie pasja? :))

  • Sheldonia

    13 May 2012, 21:57

    CzerwonaJakKrew , dziękuję Ci bardzo za taki komplement i cieszę się, że dołączasz do małego kręgu moich "fanów", że tak napiszę...;) To niesamowicie budujące, wiesz? Miło mi, że czytasz, to motywuje do dalszego pisania, bo szczerze mówiąc po zmianie wyglądu tej strony, zastanawiałam się nad usunięciem konta. Ale wiem, że jest kilka osób, które czekają, więc dla niech warto zostać. :) Dziękuję.

  • CzerwonaJakKrew

    13 May 2012, 20:28

    Od kilku dni zaczytuję się w Twoich opowiadaniach... Piękne, zapierające dech w piersiach, sprawiające,że łzy same napływają do oczu, a zarazem tak bliskie...
    I czasami pojawia się myśl:" Dlaczego Laura skazała na taki los swoich bohaterów?", ale odpowiedź nasuwa się sama... To nieprzewidywalność Twoich opowiadań czyni je wyjątkowymi... Życzę jeszcze więcej weny twórczej i dołączam do grupy Twoich wiernych czytelników...

  • Sheldonia

    12 May 2012, 21:36

    Piotrze, bo Ty wielu rzeczy o mnie nie wiesz, ale intuicję masz dobrą... ;)
    Dziękuję, że czytasz. Bardzo mi miło z tego powodu.
    Ewo, Tobie również dziękuję.

  • 12 May 2012, 19:33

    Opowiadanie niesamowite, bardzo dobre, przekazujące wiele emocji.
    Jednak kiedy widzę, że ktoś napisał o takim temacie tak uczuciowo, to powiem szczerze, że zaczynam się bać o tą osobę.
    Ale to takie personalne przemyślenia.
    Pozdrawiam

  • Sheldonia

    11 May 2012, 14:00

    Dziękuję, Dominiko. Zawsze czekam na Twój komentarz, więc miło, że zajrzałaś. :) Chyba zbyt wielu ludzi to dotyka. Wiesz, mnie samą drażni ten temat, bo to postępowanie jest głupie według mnie, a jednak... jednak się to za mną ciągnie. Musiałam coś o tym napisać.
    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję;)

  • Pinky

    11 May 2012, 13:52

    Zasmuciłam się. Bo w ten sposób napisane, bo bardzo dokładne, bo zbyt... prawdziwe. Jak wielu ludzi dotyka ten los?
    Nie zawsze komentuję, ale wiernie czytam. Następnym razem zresztą przygotuje sobie jakieś chusteczki.
    Pięknie, Lauro!

  • Sheldonia

    11 May 2012, 08:52

    To ja dziękuję, Dario, za Twoje słowa i za łzy.

  • SaVi78

    10 May 2012, 21:43

    Boże jakie to piękne, siedzę i płaczę. Płaczę nad Nią...nad sobą. Dziękuję...za te łzy

  • Sheldonia

    10 May 2012, 16:51

    Dziękuję, Albercie. Ostatnio lubię tak pisać. Bałam się, że Ci się nie spodoba.:)