„I mówią mi, że Ty, że Ty chcesz więcej… I cóż, i cóż, że to, co masz dla Ciebie jest w sam raz…” Czesław Śpiewa
Siedziałam na balkonie z kubkiem kawy w rękach. Owinęłam się kocem, dzięki czemu ochroniłam się przed porywistym wiatrem, który pojawił się wraz pojawieniem się jesieni. Liście sypały się z drzew i mieszały na chodnikach z deszczówką. Patrzałam przed siebie i zastanawiałam się, co nie tak jest z moim facetem. Od jakiegoś czasu traktował mnie jak powietrze, na które zwraca się uwagę tylko wtedy, gdy ładnie pachnie, albo śmierdzi… Nie mogłam mieć też do niego żadnych pretensji, bo zawsze wychodziło na to, że zawiniłam ja. Nie patrzy mi w oczy, z mojej winy… Nie słucha tego, co mówię, z mojej winy… Nie ma dla mnie żadnych czułych słów, przeze mnie… Nie mówi mi, że kocha, bo to także moja wina… Mimo tego, kochałam go i chciałam wziąć z nim ślub. Byliśmy razem od 7-miu lat, a on nie wspomniał o tym, że chciałby bym była jego żoną. Nie należę do kobiet, które same wymuszają na facecie oświadczyny, niemniej jednak miałam już swoje lata i pragnęłam pewnej stabilizacji.
Dwa dni po moich balkonowych przemyśleniach Darek zaprosił, do naszego mieszkania na niedzielny obiad, moją i jego rodzinę. Mogłabym pomyśleć, że oto nadszedł ten dzień. Możliwe. Jednak przez ostatnie pół roku, co niedziele organizował takie obiady i nigdy nic z nich nie wynikało. Ciągle byłam tylko jego dziewczyną… I o ile na pierwszym takim zgromadzeniu byłam bardzo podekscytowana i pewna, że to jest „ten dzień”, o tyle tego dnia byłam bardzo sceptyczna.
Obiad toczył się swoim tempem. Jadłam dania, które sama przygotowywałam przez kilka godzin i myślałam o pracy. Nie przysłuchiwałam się rozmowie, bo dawno straciłam ochotę na rodzinne obiadki. A Darek niezmiennie traktował mnie jak powietrze. Nagle jednak on wstał: - Chciałbym wam coś ogłosić. Próbowałem to zrobić od pół roku, stąd te wszystkie obiady, ale brakowało mi odwagi, ale dziś… Spuścił głowę i nastała grobowa cisza. Popatrzyłam po twarzach zebranych przy stole. Widziałam, że oni także nie mają wątpliwości, o co za chwilę spyta mnie Darek. Poprawiłam włosy, przełknęłam jedzenie, uśmiechnęłam się i czekałam na „te słowa”. Oczami wyobraźni widziałam swoją suknię ślubną, wesele, prezenty, może i dziecko… - Bardzo mi przykro, ale nie mogę dłużej ciągnąć podwójnego życia. Szczególnie teraz, kiedy dowiedziałem się, że zostanę ojcem. Zaschło mi w gardle. O czym on mówi, do cholery!? Przecież nie jestem w ciąży! - Przepraszam cię, Karolino. Ja się po prostu zakochałem w innej. Trwa to już z dwa lata. Nie miałem pojęcia, jak ci to powiedzieć. Przepra… Więcej nie usłyszałam, bo wstałam od stołu, ubrałam buty i wybiegłam z domu w objęcia deszczu. Biegłam przed siebie, nie zwracałam uwagi na dziwne spojrzenia ludzi. Nikt za mną nie pobiegł… Nie płakałam, ani wtedy ani nigdy. Czekałam godzinę, miesiąc, rok, pięć lat… łzy się nie pojawiły. Po co miałam płakać za utraconą miłością tamtego dnia, skoro utraciłam ją dwa lata wcześniej? To tak, jakby płakać za kimś, kogo pogrzeb odbył się kilka lat temu: pomaga, ale niczego nie zmienia.