Menu
Gildia Pióra na Patronite

Nie wiem dlaczego cię kocham. I

sybil08

I mamy poniedziałek. Ranek. To był sen, wspomnienie.
A tu znów zaczyna się cotygodniowa rutyna. Najwyższy czas wstać. Ubrać się. Oblać twarz wodą. Zrobić z dwadzieścia pompek, dwadzieścia brzuszków. Poranna toaleta. Śniadanie. Zegar za dwie minuty wybije piątą. Zabieram klucze od samochodu. Na czystej kartce nakreślam byle jak dwa zdania:
"Po pracy muszę Ją zobaczyć.
M. kocham Cię."

Wybiegam z domu. Z ogródka. Gdy docieram do samochodu słyszę trzask bramki. Otwieram. Wsiadam. Patrzę na komórkę. Pięć wiadomości.
Pierwsza od Michała: „Siema! Dziś jesteś ze mną, weź mi kawę.”
Cztery pozostałe od Magdy, te ignoruję.
Zapalam silnik. Ruszam.
Wszystko to robię automatycznie, nie używam mózgu, nie ma, po co, zresztą całe te poniedziałkowe poranki i tak są bez sensu.
Jestem policjantem. Jak się to mówi? Policjant z powołania, dokładnie tak. Ale ostatnie pół roku spędzam – wegetując.

Wybija 14, odetchnąłem. Kocham tą pracę, przysięgam. Jednak od kilku miesięcy nic się dla mnie nie liczy. Poza nią.
Wsiadam do samochodu. Poprawiam koszulę, ona je uwielbia, choć to teraz bez znaczenia. Odpalam samochód. Jadę niecałe 15 minut. Kiedyś ta droga zajmowała mi dwie godziny. No tak, kiedyś... z Magdą. Teraz to bez znaczenia.
Mijam parking, który o tej porze jak zawsze jest pełny. Jadę jeszcze kawałek, skręcam do zadbanego ogródka. Widzę świeżo wykoszony trawnik, wyplewione kwiaty i stoi on, wysoki blondyn. Na mój widok przestał podlewać kwiaty. Na jego twarzy pojawił się grymas, pomachał do mnie wolną ręką. Gdy stwierdził, że na niego patrzę skinął mi na powitanie głową, po czym obrócił się na pięcie i zniknął gdzieś za domem.
Szanujemy się, bo na nic więcej nas nie stać. A i to jest wynikiem tego nieszczęsnego zdarzenia sprzed tych kilku marnych miesięcy. Ma dwadzieścia pięć lat i jeżeli mam być szczery to akurat jego z nas dwóch życie nie rozpieszczało. Jacek.
Wysiadam z samochodu, jeszcze raz poprawiam koszulę, biorę kwiat do ręki, jedna róża. Nie wiem nawet czy ona lubi róże, nigdy nie spytałem, ale jednak codziennie mam dla niej jedną, zawsze, chodź to bez znaczenia.
Jeszcze raz popatrzyłem za Jackiem, jestem mu wdzięczny, zaoferował mi parking pod swoim domem, mimo że nic nie jest mi winien. Kieruje nim litość po części do mnie, po części do siebie. To dobry człowiek. Pasuje do niej. Chyba zawsze o tym wiedziałem, ale teraz potrafię to powiedzieć na głos.
Mocniej chwyciłem różę i szybkim marszem pokonałem ostatnie 300 metrów. Do niej.
Tylko to dla mnie ma sens. Nie, oczywiście nie ten marsz, ale ona i to, że idę do niej.
Mijam zatłoczony parking, nie ma na nim miejsca nawet na pół samochodu. Skręcam, widzę zielony budynek, mijam go, dwa następne – szare, też mijam i oto jest. Ma trzy piętra po dziesięć okien przypada na każde, kieruję się w stronę drzwi, jak zawsze.
-Dzień dobry – mówię do dziewcząt w białych ubraniach, wszystkie jak na rozkaz obracają się w moją stronę i jak co dzień widzę troskę, uśmiech, zdziwienie… nie ważne.
-Dzień dobry- wołają chórkiem.
Nie znam ich, ale one znają mnie, a raczej tylko tak im się wydaje. To jednak bez znaczenia.
Wchodzę na klatkę schodową pierwsze piętro, pusto. Na drugim mijam jakichś ludzi. Są zadowoleni. Uśmiechają się – pewnie dobre wieści. Na trzecim piętrze mijam ojca z córką siedzących na ławce. Ona w piżamie, on płaczę. Tak… tutaj łzy są czymś naturalnym.
Przechodzę przez drzwi, idę korytarzem, zielone ściany, na podłodze płytki. Nie zwracam na to uwagi.
Na końcu korytarza są białe drzwi. Otwieram je. Sala.
-Dzień dobry –mówię.
Widzę trzy łóżka i dwie kobiety stojące obok okna, które na mój widok lekko się uśmiechają, idą w moją stronę. A raczej w stronę wyjścia.
-Dziękuję – szepcze im, gdy mnie mijają.
-Nie dziękuj kochanie, jesteś naszym bohaterem –odpowiada jedna ze staruszek, druga poklepuje mnie po ramieniu.
A mój wzrok pada na łóżko pośrodku. Czuję ulgę.
Jest.
Podchodzę do niej i widzę niezdrowo bladą cerę i blond włosy, rozrzucone na poduszce. Mimo wszystko nadal jest śliczna.
-Witaj śpiąca królewno –szepczę, odgarniam grzywkę z jej czoła, moje wargi dotykają jej przeźroczystej skóry.
Brak odpowiedzi.
Wkładam różę do wazonu stojącego na jej stoliku, ktoś systematycznie wyrzuca zwiędłe kwiaty, jednak wazon jest zawsze pełny.
Chwyciłem ją za rękę, usiadłem na krześle obok łóżka.
Patrzę na nią. Jej śliczne zielone oczy są zamknięte.
Pani mojego serca.
-Kocham Cię, pamiętasz? – Mówię i przykładam twarz do jej dłoni. Tak skulony siedzę. Codziennie.
I choć to pewnie nie jest dla was zrozumiałe, dla mnie to właśnie ma sens. To i tylko to.
Od siedmiu miesięcy.
Tak… 15 marca zmienił nas wszystkich.

9077 wyświetleń
137 tekstów
4 obserwujących
  • 26 May 2010, 10:11

    Kochaj Ją. Ona i Ty tego potrzebujecie. Gdy czytałem Twoje opowiadanie coś ściskało moje gardło. Pozdrawiam.

  • marzenia.

    24 May 2010, 16:19

    och, ale się rozczytałam. ;D Piękne i smutne zarazem.

  • Kiks

    24 May 2010, 15:25

    cudne,a już myslałam, że taka miłość nie istnieje...A jednak...

  • teee

    24 May 2010, 15:24

    Co się stało wcześniej..jakiś wypadek?