Menu
Gildia Pióra na Patronite

Chciała być wiatrem, co niesie w nieznane. Okazała się wichurą wyciskającą łzy z oczu.

doremi

doremi

https://www.youtube.com/watch?v=r8yucCqFvog

Dotknęła ust w zamyśleniu, spoglądając przez okno na kołysane wiatrem drzewa. Mijał trzeci miesiąc walki z chorobą, kolejny, w którym szyba oddzielała ją od świata, ale dźwięki, którymi zdążyła napełnić wnętrze wciąż przy niej były. Nawet teraz słyszała jak liście ocierały się o siebie, jak delikatny świst płynnie wpadał w szelest, jak cała korona czuła się pewnie, opierając się na niewzruszonym pniu. W spektaklu świateł i cieni kilka promieni słońca zatańczyło na huśtawce. Przywiązane grubą liną do gałęzi dwie zmurszałe deski. Czas je wykrzywił, gdy aż po zapomnienie pozwolił im tam trwać. Przypomniała sobie, że to był pierwszy w życiu poważny projekt.

Zaczynała się wczesna jesień jej piątego roku życia. Mała dziewczynka niebieską kredką niedbale zatemperowaną nożem, którym nie pozwalano się bawić, szkicowała na kartce papieru drzewo. Patrzyła na nie teraz jako dorosła kobieta. Wtedy wydawało jej się ono takie duże, ale uznała, że jedna z gałęzi idealnie nadaje się do przymocowania huśtawki. Założyła, że nikt z otoczenia nie znajdzie czasu na pomoc w realizacji planu, więc postanowiła wziąć sprawy w swoje rączki. Wyraźniej zaznaczyła na kartce gałąź, a z niej spuściła dwie liny o potrójmy splocie i siedzisko. Tata opowiadał, że taka lina jest wytrzymała, ale równie stabilne musiało być siedzisko, dlatego obok zamieściła jego dokładny plan - dwie deski zbite czterema gwoździami. Tylko jak połączyć liny z siedziskiem? I jak wspiąć się na drzewo, żeby przymocować huśtawkę?

Przez moment zastanowiła się skąd w małej dziewczynce taka chęć samodzielności? Dlaczego nie uwiesiła się nogi taty, który wreszcie ugiąłby się pod ciężarem namolności i dla świętego spokoju zrobił huśtawkę? Dlaczego chciała ją zrobić sama? Jako dziecko nie analizowała chyba złożoności emocji, nie pamiętała więc podłoża tamtych decyzji.

Nie ustaliła jeszcze wymiarów huśtawki i marszcząc czółko, zastanawiała się jak ocenić odległość dzielącą gałąź z ziemią. W tym myślach, szybko zdecydowała zrobić próbę przed zawieszeniem huśtawki i mniej więcej oszacować długość lin. Wdrapała się na upatrzoną gałąź. Dumna usiadła spokojnie, obserwując otoczenie. Czuła podekscytowanie na myśl o tym, jak właśnie w to miejsce bujawka będzie ją przynosić kiedy tylko sobie tego zażyczy. Jedną dłoń opierała o pień, z zamkniętymi oczami przebierała nogami wiszącymi w powietrzu, ciało wychylając do przodu i do tyłu, czuła, jak gałąź delikatnie ugina się pod jej ciężarem. Wyobrażała sobie, że frunie wysoko, wysoko... aż w ułamku sekundy straciła równowagę i wychylając się do tyłu, poleciała w dół. Chwilę nie mogła oddychać, choć upadek zamortyzowały jesienne liście. Leżała na ziemi z szeroko otwartymi oczami, uchylonymi ustami, a w główce przebiegało tysiące myśli... Wiatr wpadł między gałęzie i złowrogo zaszeleścił koroną, jakby z niezrozumienia niefrasobliwości dziecka. Jednym podmuchem porwał dziesięć pełnych garści liści i rozsypał je nad nią. Nieco oszołomiona zaczęła zauważać, że w promieniach słońca wyglądały trochę jak deszcz. Wyciągała rączki, by je chwytać. Niektóre upadały na jej twarz, zielony płaszcz, brązowe spodenki za kolano, wplątywały się w słomkowe włosy... Wtedy nie miała wątpliwości, że to najlepsze miejsce, jakie mogła wybrać na huśtawkę, a wiatr wcale nie chciał ją przestraszyć. Wkrótce tata odpowiedział na pytania dotyczące montażu huśtawki i pomógł jej w realizacji planu, szanując oczywiście chęć niezależności, którą jego córeczka, ku zaskoczeniu rodziny, przejawiała od wczesnego dzieciństwa.

Dotknęła dłonią szyby i palcami przesunęła po jej gładkiej powierzchni. Przypominała sobie te wszystkie chwile, w których nie tyle latanie na huśtawce, co leżenie pod nią sprawiało, że rozkochiwała się we wszechświecie. Uśmiechnęła się na wspomnienie tego, jak nogami trącała bujawkę, a ta przysłaniała jej co chwilę gwiazdy, innym razem błyski słońca, nagie gałęzie i te ubrane w pączki i liście... Ale najbardziej lubiła słuchać, jak wiatr szepcze błagania drzew. Każdy jego oddech odnajdywał dźwięk w jej duszy. Po latach tak samo dumny. Może dlatego wciąż jak ona samotny? W sile wiatru wszystko wydawało się być uległe i tak lubiła się przy nim czuć, ale w życiu to ona poruszała krajobraz... Oczy przepełniły się drżącymi łzami, które znalazły ujście i spłynęły bladym policzkiem po szyi. To była ta chwila, w której człowiek niczego już nie rozumie, a emocje zagłuszają każdą rozsądną myśl. Minęło dwanaście lat, a ona znów stała w czterech morelowych ścianach, przesiąkniętych jej wymyślonymi światami dzieciństwa, w które łatwiej było uwierzyć niż w wenflon, sączący w wątłe ciało kolejną truciznę. Trudno jej było odnaleźć się w nowej roli - istoty zależnej od drugiego człowieka. Kogoś, kto potrzebuje, a czuje, że tak niewiele może dać z siebie. Usłyszała dźwięk przekręcającej się klamki, a do pokoju wszedł tata...

"I'm following suit and directions
I crawl up inside for protection"

2876 wyświetleń
110 tekstów
3 obserwujących
  • doremi

    16 February 2019, 17:38

    dziękuję
    niezwykła wrażliwość jeśli potrafiłeś je poczuć

  • silvershadow

    16 February 2019, 11:05

    "Trudno jej było odnaleźć się w nowej roli - istoty zależnej od drugiego człowieka. Kogoś, kto potrzebuje, a czuje, że tak niewiele może dać z siebie." ...
    świat, który pewnego dnia staje się zbyt ciężki aby utrzymać go dłoniach ... roztrzaskuje się niczym śnieżna kula, jeszcze do niedawna pełna marzeń.
    Niezwykle poruszające opowiadanie. Pozdrawiam.