Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jakby nigdy jej tu nie było

Spero

Spero

Gdy się obudziła, za oknem wciąż było jeszcze ciemno.
Nie znosiła zimy za ponure poranki i smutne wieczory. Powroty w ciemności, wśród cieni i braku słońca. Za grube chmury, które tak często ukrywały nawet niewielki blask księżyca i sprawiały, że czuła, jakby niebo spadało jej na głowę.
Ubrała się w ciszy, bez zapalania światła. Kierowała się jedynie sztuczną poświatą rzucaną przez okoliczne biurowce, tak mnogo otaczające jej blok. Powoli i z wyczuciem zamykała szafki niedużej komódki. Wciągnęła na siebie sprane jeansy i przydługi, wełniany sweter. Przez chwilę, z przymkniętymi oczami, wdychała świeży zapach prania i delektowała się delikatnym drapaniem tkaniny na jej nagim ciele. Szybkim ruchem związała włosy w wysokiego, niedbałego koka – byle tylko jej nie przeszkadzały, wciąż opadając na oczy.
Zamarła, słysząc odgłos otwieranych drzwi. Z pokoju obok ktoś wyszedł, niezbyt cicho, szurając nogami po podłodze. Po chwili znów trzasnęły drzwi od łazienki. Wstrzymała oddech, nie chcąc zdradzić swojej wczesnej pobudki choćby najmniejszym odgłosem. Po kilku uciążliwie dłużących się minutach, drzwi od łazienki znów się otworzyły, słychać było szuranie, a następnie trzaśnięcie drzwi do sąsiedniego pokoju.
Z niemą ulgą wypuściła z ust powietrze. Spojrzała na metalowy zegar wiszący na ścianie. 6:20. Przeklęła cicho pod nosem, karząc się za własne ociągalstwo i lenistwo. Wiedziała, że dzisiaj miał budzik nastawiony na 6:30 i jeśli się nie pospieszy – niewątpliwie spotkają się w przedpokoju. A wtedy będzie musiała mu spojrzeć w oczy. Nie, nie miała w sobie wystarczająco dużo odwagi, by to zrobić.
Pospiesznymi, gwałtownymi ruchami wrzuciła do niedużej, czarnej torebki telefon i niedbale zwiniętą ładowarkę. Zgarnęła ze szczytu komódki poplątane słuchawki, wpychając jej gdzieś na dno torby. Spokojnym, niemalże czułym ruchem, obejrzała się jeszcze raz po pokoju. Większość rzeczy była już spakowana, po resztę wróci za pięć dni, gdy on już wyjedzie na ferie. Podróżną walizkę z ubraniami celowo zniosła dzień wcześniej do samochodu, by nie hałasować nią z rana.
Uśmiechnęła się smutno, chwyciła czarną torebkę i po cichu nacisnęła klamkę. Powoli, starając się wydawać z siebie jak mniej dźwięków, zamknęła za sobą drzwi od pokoju i przekręciła mały, srebrny kluczyk. Cichymi, spokojnymi krokami skierowała się do wąskiego korytarzyka. Wsunęła stopy w przygotowane kozaki, narzuciła na siebie grubą, puchatą kurtkę i owinęła się czerwonym szalikiem. Zdjęła z wieszaczka klucze do domu i bezszelestnie przekręciła wewnętrzny zamek. Dwoma szybkimi, sprężystymi ruchami wyszła na klatkę i zamknęła za sobą drzwi wejściowe. Wsunęła klucz i przekręciła dwa razy.
Odsunęła się parę kroków w tył, podziwiając swoje dzieło. Już. Udało się jej. Wyszła, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Cicho niczym zjawa, niezauważona i bezszelestna. Poczuła, jak brakuje jej oddechu. Jak serce bije zdecydowanie za szybko, szamocząc się w piersi. To już. Już nigdy więcej miała go nie zobaczyć – uciekła. Zanim zdążyli by się choćby pożegnać. Nim musiałaby słuchać, jak żartuje na temat jej wyjazdu i obiecuje, że niedługo ją odwiedzi – niech tylko napisze, kiedy. On zawsze do niej przyjedzie. Że przecież to tylko pół roku. Będą pisać. Będą rozmawiać.
- Nie – pomyślała. – Nie zobaczymy się już nigdy więcej. Ani dziś, ani za miesiąc, ani za pół roku, jak wrócę. Nie będziemy rozmawiać czy nawet pisać. Nigdy mnie już nie zobaczysz – tak będzie lepiej, dla wszystkich.
Już za długo był w jej życiu. Wykorzystał już swój przydział czasu. Zdążyła się do niego przyzwyczaić i przywiązać. A on pewnego dnia odejdzie. Wszyscy zawsze odchodzą. A ona już tego nie przeżyje – niczego nie bała się bardziej niż tego odbierającego chęć życia, rozdzierającego wszystko, bólu w piersi, gdy pęka serce. Jej już pękło – nie raz. Nie chciała już czuć bólu. Bała się go. Bała się jak nikogo i niczego na świecie. Bała się tego pustego wzorku skierowanego w sufit, warg przygryzionych bezmyślnie do krwi, włosów wyrywanych garściami w napadach rozpaczy. Już nigdy i przez nikogo. Nikomu na to nie pozwoli, a już zwłaszcza nie jemu. Skończyło się. Finito i basta – wyjedzie, pozna nowych ludzi i zapomni o nim, tak jak o wszystkich przed nim. Wyjedzie, on będzie pisał jeszcze bez najbliższych parę dni, a później też zapomni. Wróci do swoich przyjaciół, dziewczyny i studiów. Rzuci się w wir pracy i ledwo będzie pamiętał o jej istnieniu.
To dobrze. Tak miało być. Bez westchnień, tkliwych pożegnań, wspomnień czy tęsknoty. Każde z nich będzie żyło swoim życiem.
Odwróciła się napięcie i szybkimi krokami dopadła windy. Czekała parę sekund, nerwowo wpatrując się w metalowe drzwi. Szybciej! Wpadła do widny, agresywnie wciskając przycisk „-2”, gdy tylko otworzyły się drzwi. Spojrzała na siebie w lustrze i pospiesznie odwróciła wzrok. Nienawidziła łez.

Była już setki kilometrów od mieszkania, gdy dostała wiadomość:
Nawet nie wiem, kiedy wyjechałaś. Przepraszam, że nie wstałem. Do zobaczenia, niedługo! Napisz, jak będziesz wiedziała, kiedy masz samolot, to przyjedziemy cię pożegnać na lotnisko. Szkoda, że dziś się nie zobaczyliśmy…
Wyłączyła ekran telefonu. Mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy, uparcie wpatrując się w samochód przed nią, stojący na czerwonym świetle.
- Potrafię znieść nieodwzajemniona miłość przykrytą przyjaźnią i wzajemnym dbaniem o siebie – pomyślała. – Ale czy da się znieść jednostronną, niczym nieodwzajemnioną tęsknotę?

15 733 wyświetlenia
178 tekstów
20 obserwujących
  • WilceeQ`

    5 November 2015, 09:39

    Nie podoba mi się...
    zanim dodałam komentarz - znikną.
    Wychodzi, że mamy coś wspólnego...
    Nie zostawiamy śladów.

    Opowiadanie miejscami zgrzyta, czasem ma za wiele "i" czy dziwny szyk zdań. Temu można zaradzić czytając je na głos. Przeciwnek, to okrutna bestia. Mimo to zaskoczyłaś mnie.
    Ledwie przed chwilą przeskakiwałam po tytułach opowiadań czy wierszy - do zniechęciłam się dawno temu. Nic mnie nie zatrzymywało, do tej chwili.
    Nie o tym jednak miałam mówić...
    Bawiąc się kursorem palce samy zaczęły pisać o talencie;
    Reasumująć,
    masz go. Nie zmarnuj.

  • Gaia

    29 October 2015, 23:54

    Biegłam, skradałam się i przestawałam oddychać i bałam się w ślad za Twoimi słowami. Jednak na końcu przestałam rozumieć samą siebie...
    Hmm czasem jesteśmy okropicznie zakodowani.
    :)

  • Smoky Blue

    29 October 2015, 13:10

    Pierwsze co uderza tu niczym lawina, to świetny styl, nie sposób nie wyobrazić sobie wszystkiego krok po kroku. Czytając Twoje opisy, jedyne co mogę rzec c'est magnifique. Do tego fabuła się klei, więc mamy komplecik.
    Nad czym warto popracować, to niewielkie lapsusy składniowe i interpunkcyjne... Wydaje mi się, że można co nieco poprawić, ale zdaję sobie sprawę, że swoje teksty najtrudniej się redaguje :)
    Oby więcej opowiadań na tak wysokim poziomie.

    Pozdrawiam gorąco

  • 29 October 2015, 13:09

    Myślałam, że trochę inaczej to zakończysz. I trochę mi smutno tego zakończenia, że było... właśnie takie jakie jest.

    Nie wiem jak to robisz... Ale układanie zdań od zawsze Ci wychodziło. Lubię Cię czytać, pomimo tego zakończenia.