Menu
Gildia Pióra na Patronite

Herbatka na dwa serca

exsilentio

exsilentio

- Dzwonił?-
- Nie. Powiedziałam, że jak tylko da znać pierwszy będziesz wiedział. Uspokój się, kochanie.

Mężczyzna stał przy kuchennym oknie. Przyglądał się, jak grupka dzieci zawzięcie rysuje kredami na asfalcie. Obok artystów przemknęły dwa rowerki. Wiosna wciskała się w każdy kąt. Zieleń młodych liści była jeszcze blada, a trawa dopiero przeciskała swoją grzywę przez wczesnowiosenną martwotę zielonych skwerków, jednak zapach wiosny, specyficzny aromat ciepłej ziemi, pierwszych kwiatów, słońca z zaplątanymi w bukiet woni resztkami zimowego chłodu, ten zapach coraz intensywniej przenikał dzień.
Kobieta podeszła i wtuliła się w pochylone lekko plecy.
- Nie martw się. Będzie dobrze. Wiesz najlepiej, jaki z niego twardziel.
Palcami przeczesywała delikatnie jego włosy.
- Taaa, wiem. Moja krew w końcu… - Przerwał na chwilę.
Do grupki dzieci podszedł uroczy, kudłaty chłopiec, trzy-, czteroletni. Za nim niespiesznie kroczył ojciec rozmawiając z kimś przez komórkę.
- Jak ja z nim! dawno temu, popatrz, tam!
Mężczyzna nagle przylgnął do szyby i zamknął oczy.
Podwórkowy gwar, szelest wiatru w koronie niedalekiego drzewa, wszystko to otuliło jego zmęczony umysł. Nagle zaczęły mu błyskać pod powiekami obrazy, odległe, wytarte, zakurzone wspomnienia.

Stoją na osiedlowym parkingu, mały zagląda z zaciekawieniem pod jakiś samochód trzymając ręką dłoń ojca.
- Tato, a co to za juja?
- To? Rura wydechowa… -
- A czemu ona ją chowa?...


Wieczorem czytał mu jak zwykle do snu. Ostatni etap czytana wyglądał tak, że obaj leżeli obok siebie w łóżku. Mały otulony kołdrą, ojciec na krawędzi jedną nogą opierając się o podłogę. W pewnym momencie chlopiec przysunął się bokiem do ojca, wsunął głowę tak, że policzkiem leżał na jego ramieniu i szepnął.
- Ale kochasz mnie?....
Ojciec aż się zachłysnął. Przestał czytać. Spojrzał na synka. Ten odpowiedział uważnym, przeraźliwie dojrzałym spojrzeniem, a w oczach miał troskę i czułość maźnięte cieniem uśmiechu.
-Oczywiście, synku... bardzo... bardzo... –
Przytulił go.


Siedzi przy komputerze. Usłyszał idącego przez pokój malca, odwraca głowę w stronę dziecka i kątem oka widzi jak mały zaplątał się o plastikowy kosz na zabawki i upada. Ojcu serce zamiera, ale ostatkiem siły wstrzymuje oddech, z wysiłkiem powstrzymuje się przed panicznym biegiem w kierunku chłopca. Przygląda się dyskretnie. Mały najpierw leżąc zaczyna standardowe
- eeeeeEEEEE! – Jednak tak zawodząc rozgląda się uważnie, a zauważywszy, że nikt nie wpadł histerię, kończy – EEEeeee tam! – I wstaje.
Dopiero wtedy ojciec odwraca się i wyciąga ręce, a chłopiec wpada mu w ramiona jak małe tornado.
- Uderzyłeś się?
- Taa, o, tu – mały pochyla głowę a paluszkiem pokazuje na strzechę rozwichrzonych włosów .
Ojciec zbliża swoją twarz do włosów chłopca i całuje czubek głowy, jednocześnie wciągając z lubością zapach dziecka.
- No i po krzyku.-

- Kochanie? Zamyśliłeś się..
- Bo on taki podobny…- Mężczyzna odsunął się lekko od okna. Na szybie został ślad policzka i mokre ślady. Przeciera twarz dłonią.
- Jezu! Mężu, płaczesz?
- Aaaa, bo by zadzwonił… cholera jasna!.. do starych i powiedział, że wszystko w porządku jest i tyle.

Kobieta troskliwie objęła mężczyznę i odciągnęła go od okna
- Chodź, napijemy się herbatki.
W salonie oboje usadowili się na kanapie.
Mężczyzna popijając powoli herbatę patrzył ślepo na wyłączony telewizor.
W końcu otrząsnął się i powiedział ze zdziwieniem.
- Boli to bycie rodzicem, jak cholera boli, nie?
- Szczególnie jak ich nie ma i nie wiesz co się z nimi dzieje, to rzeczywiście piecze. A pamiętasz, że chcieliśmy jeszcze więcej dzieci? … A może do siostry dzwonił? –
Mężczyzna skrzywił się
- Nie, córunia już z dwadzieścia razy dzwoniła i tak go obsobaczyła za to milczenie, że mówię ci! jak stary marynarz i to do mnie, do ojca, takimi strzelała tekstami, że na jego miejscu sam bym się wykastrował. – Roześmiali się głośno.
Kobieta pokiwała głową ze zdumienia.
- Jakim cudem ma taką niewyparzoną buzię?! Do dziś się zastanawiam. Przecież od kiedy rozumieli już pierwsze sylaby w domu nie usłyszeli złego słowa… chyba, że tatuś coś pod nosem walnął? Przyznaj się...

- No przestań. Nawet na budowie się śmiali ze mnie, że kląłem jak przedszkolak… Taki charakterek ma dziewczyna po prostu. Piękna i groźna. Cała mamusia…
- Ty, ty, kolego, uważaj sobie – Kobieta złapała za poduszkę i udała, że rzuca.
Zamilkli. Po chwili mężczyzna zgrzytnął zębami.
- Szlag by to, nie mógł księgowym zostać? Tylko ratownik, cholera, górski i strażak się zrobił. Po diabła pozwalałaś mu oglądać strażaka Sama? Co?...
Kobieta spojrzała niepewnie na męża. Potem uśmiechnęła się pod nosem
- Taa, ja pozwalałam. Tatusiu.
Odłożyła kubek, podeszła do męża, delikatnie wyjęła kubek z jego dłoni i też postawiła na stoliku. Potem usiadła mu delikatnie na kolanach i przytuliła się.
- Im bardziej się je kocha, tym bardziej człowiek się boi… To co mamy robić? Przestać kochać?
Mąż objął ją serdecznie i głaskał.
- Nigdy w życiu. Za nic. Niech boli. A co mamy cenniejszego od tego bólu, kochana żono i matko moich dzieci?
- No to o co chodzi? O ten ból? Mężu?... O niego chodzi? To ma być nagroda?... Mężu mój mądry, powiedz, czy o to chodzi?...

Ktoś zapukał do drzwi mieszkania.
- Dobra, kochanie, nie zasypiaj mi na kolanach. Pójdę otworzyć. Może przysłał telegram, albo co…
Kobieta ożywiła się. Wstała i rzuciła idąc do kuchni
- Dobra, ty otwórz, a ja zrobię coś do jedzenia.

Mąż podszedł do drzwi. Otworzył.
Na klatce stał wysoki, postawny, młody mężczyzna. Ogorzała, brudna twarz, zmierzwione włosy, zakurzona, mocno wyeksploatowana skórzana kurtka, brezentowa torba. Wyglądał jak połączenie Indiany Jonesa i członka motocyklowego gangu. Wokół głowy, zakrywając jedno ucho, zawinięty miał bandaż, który łobuzersko zadzierał włosy nad czołem. Usta gościa rozciągnęły się w uśmiechu.
- Cześć tato. Niespodzianka!

Starszy mężczyzna eksplodował! złapał go w ramiona, ściskał z całej siły, głowę oparł na ramieniu syna i klepiąc go po plecach, krzyknął
- Kobieto zrób więcej jedzenia, gościa mamy! Synku!... Łobuzie…
Ta niemal wyfrunęła z kuchni. Z jej oczu płynęły ciurkiem łzy, a usta zdobił szeroki uśmiech.
Szarpnęła za mężowskie plecy, wciąż wciśnięte w stojącego roześmianego syna.
- Puść go stary! daj się przywitać! ..

Mąż oderwał się od gościa, odwrócił do żony, chwycił ją w pół i, śmiejąc się głośno, powiedział gromkim głosem
- To O TO chodzi w tym wszystkim, kochanie! O TO WŁAŚNIE CHODZI!

41 959 wyświetleń
581 tekstów
6 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!