Dziwna depresja mnie ogarnia, gdy to piszę. Ból wewnętrznego jutra. Smak za niedługiej porażki. Lęk. Słucham muzyki i w słowach jej dopasowuję moją sytuację do tychże wyrazów. Albo po prostu boję się. Płachtą ktoś mnie zakrywa. Płachty tej imię spleen. Albo po prostu melancholia.
Szłam ze sklepu i przechodziła obok mnie kobieta. Zaczęła rozmowę ze mną. Mówiła o pogodzie. Że jakie to lato było, a jaka zima będzie. Gdy nasze drogi się rozdzieliły, życzyła mi miłego dnia. Rozmowa z nią mi wiele dała, ale potem musiałam powrócić do swej depresji.
Czas tak szybko leci, że pamiętam, co było rok temu. A już nie mówiąc, co dwa lata temu. Źle mi ze mną, bo myślę przeszłościowo.
Chciałabym odlecieć w wielką przestrzeń kosmiczną. W próżni problemów znaleźć się.
Od jakiegoś czasu w nocy śnię, że latam. Cudne uczucie. Oderwanie od podłoża. Jakaś lekka adrenalina. Przełamanie swej człowieczej niepełnosprawności, jakiejś fizycznej bariery, uniesienie nad problemami.
Widzę często ludzi bezdomnych. A gdzie oni w zimnie schronienie znajdą? A gdzie święta spędzą? Widziałam pewnego razu, jak bezdomny człowiek karmił psa suchym chlebem. Skurczone, małe życie.
Depresja jest dziwna, bo wywija człowieka na lewą stronę. Dezorganizuje wszystko. Psuje plany.
"I tak to jest" - mawiał Janek Pradera w "Siekierezadzie". Taka przystawalność i zgoda na wszystko. "I tak to jest" - mówione jakby z ulgą, że trzeba się zgodzić z rzeczywistością. Odetchnąć.
"Żyjemy w czasie dziwnej depresji"* - osamotnieniem zwana ta depresja. A dziwna tym bardziej, gdy jej nie znamy, i gdy przez deszczowe okna z tęsknotą spoglądamy...
*Saluminesia - "Stojąc na rękach"