Menu
Gildia Pióra na Patronite

Antek

czarna_owca

czarna_owca

Dzisiaj role się odwróciły. To ja zawsze siedziałam skulona w kocu, wpatrzona w twarz babci, którą oświetlały ciepłe ogniki z kominka. Rejestrowałam każdy jej ruch i nasłuchiwałam każdego wyrazu. Skupiona na jej gestach i mimice, na uśmiechu i charakterystycznym ruchu brwi, kiedy mówiła o swojej przeszłości. Jej wspomnienia były tak żywe i tak kojące po ciężkim dniu w szpitalu. Dzięki niej znajdowałam się w zupełnie innym świecie, którego kolejne świty i poranki przesiąknięte były tajemnicą. Uciekałam od łez i przeciwności, od bólu który mi teraz towarzyszył. Jednak dziś przyszła moja kolej na odświeżanie wspomnień. Westchnęłam głęboko. Skupiona na jednym punkcie obok kominka, otwarłam usta i sięgnęłam pamięcią wstecz.

- Ogromny dom, kilka pokoi, salony, łazienki. Wszystko utrzymane w nieskazitelnej czystości. Od progu czuć było zapach lilii wypełniających wszystkie pomieszczenia. Letnia praca tutaj wydawała się być wspaniałą przygodą. Mieszkająca tu miła, elegancka kobieta proponuje ci, byś choć raz poczuła się ważna i wyjątkowa. Co robisz? Oczywiście, że korzystasz. Nie zastanawiasz się nad typowym za i przeciw. Po prostu bierzesz sprawy w swoje ręce i ruszasz przed siebie. To nie było nic na wielką skalę, po prostu zwykła praca polegająca na utrzymaniu czystości tego miejsca. Miałam stać się jedną z pokojówek. Niby nic, a jednak okazało się tak wiele. Dostałam dach nad głową i możliwość poznania luksusu, kiedy doszło zaufanie pojawiły się i niespodzianki.
Budzik zadzwonił idealnie punkt piąta. Zerwałam się na równe nogi. Przemyłam twarz, dokładnie wyszorowałam zęby. Patrząc w lustro zobaczyłam na swojej głowie kompletny nieład. Wylałam na ręce kilka kropel jedwabiu i wtarłam go we włosy. Stały się sprężyste i wygładzone. Burza ciemnych loków okalająca moją twarz została doprowadzona do porządku. Szybki, delikatny makijaż tak dla dodania twarzy świeżości i kolorytu i już wskakiwałam w swój wyprasowany uniform. Przez myśl przeleciało mi tysiące spraw, które muszę dzisiaj załatwić, ale które teraz odchodzą na bok, bo w kuchni już czeka na mnie lodówka i kucharz niecierpiący spóźnialskich.
- Antonina zapomniała o której to jemy śniadanie? – zapytał szczupły nad wyraz i podlizujący się pani domu kucharz. Zrobiłby wszystko, żeby tylko zatrzymać posadę. Ambicje miał zawsze na większą skalę, ale trafił tutaj i przekonał się, że w takich warunkach dobrze mu się powodzi, został i trzyma się kurczowo.
- Jestem punktualnie. – odezwałam się bez specjalnego wysiłku.
- Minutę po. – zaznaczył z naciskiem. Usiadłam koło niego przy stole razem z resztą służby. Pomodliliśmy się przed jedzeniem i… zaczęło się. Nie byłam jedyną młodą pracownicą w tym domu. Wiele z nich było w moim wieku i w tej chwili każda z nich zainteresowana była jednym – nim. Syn wrócił do domu. Bogaty dziedzic, który właśnie rozpocznie pierwszy rok studiów. Miał tu zabawić kilka dni przed wyjazdem wraz z kolegami na Jamajkę. Czego się spodziewały dziewczyny? Oczywiście miłości. Burzliwego romansu z młodym przystojnym spadkobiercą, który porwie je w nieznane. Schemat powtarzający się w każdej epoce, jak świat światem młodość pragnie miłości w wielkim stylu. Nie wzięłam udziału w ich rozmowie. Byłam pewna, że ktoś taki jak on musi mieć już dziewczynę i tym samym nie zainteresuje się zwykłymi pokojówkami. Dokończyłam posiłek i wyszłam do ogrodu po kwiaty. Był naprawdę imponujący. Wielkie klomby róż za każdym razem wprowadzały mnie w zachwyt. Ucięłam parę z nich. W jadalni zawsze stały świeże kwiaty. Pani uwielbiała ich widok i wprawiała się w dobry nastrój widząc je na stole. Pan bardzo kochał żonę. Widać to było w każdym jego geście i spojrzeniu. Nie był to obraz sztuczności i fałszu. To bardzo dobre małżeństwo, którego miłość pogłębia się a nie zatraca wraz z czasem. To również dobrzy i wyrozumiali ludzie, którzy z życzliwością odnoszą się do każdego z domowników. W sali konferencyjnej, pani urządzała spotkania z dziećmi, którym zawsze czytałyśmy bajki. Ludzie bardzo zaangażowani w życie swojego miasta i otwarci na nowe pomysły. Mieli jedynego syna. Przebywał w prywatnej szkole. Nie pytałam nigdy jakiej i gdzie. Dlaczego miałabym się tym interesować? To nie należało do moich obowiązków.
- Tośka. – powiedziała Martyna. Dla rówieśników byłam Tośką, dla państwa i kucharza Antoniną. Nigdy nie zastanawiałam się, która wersja mi bardziej przeszkadza. Było jak było.
- Tak? – zapytałam. Dziewczyna z błękitnymi oczami i dołeczkami w policzkach popatrzyła na mnie niezdecydowana.
- Pani prosi, żebyś dzisiaj podawała do stołu. – odpowiedziała. Pierwszy raz od kiedy tu pracuję, padła ta propozycja. Skinęłam głową z przyzwoleniem i ruszyłam do kuchni po zastawę. Starałam się by wszystko było gotowe do godziny dziewiątej, kiedy to państwo razem zasiadali do stołu. Srebrne sztućce, porcelanowe i nieskazitelnie białe talerze oraz kolejny „przebłysk geniuszu” kucharza musiały być już na stole, by nikt nie musiał czekać.
- Dzień dobry. – Przywitałam się z właścicielami, którzy odpowiedzieli mi na to tym samym, dodając jeszcze uśmiech. Usiedli przy stole. Zorientowałam się, że jednak pospieszyłam się z nakryciem dla trzeciej osoby. Niewiele myśląc ruszyłam w stronę stołu. – Przepraszam, sądziłam, że będzie więcej osób. – Powiedziałam zabierając zaczynia.
- A ja z czego będę jadł? – Usłyszałam za sobą mocny męski głos. Chłopak jakby się nagle zmaterializował. Odwróciłam się. Porcelana prawie wypadła mi z rąk. Był zdecydowany i pewny siebie. Jakże różny od rodziców. Mocno zarysowane kości policzkowe dodawały mu męskości i szlachetności. Mimo czarnych dżinsów i luźnej koszuli widać było, że jest dobrze zbudowany i wysportowany. Dłuższe włosy dodawały mu chłopięcego uroku, który ginął gdy spojrzało się mu prosto w oczy. Nie tak roześmiane i pełne miłości jak u ojca do matki, ale bystre i zimne. – Hej! Dostanę ten talerz czy nie? – Spytał z niecierpliwością. – Kogo wy zatrudniacie. – Mruknął na tyle głośno, bym usłyszała to podchodząc do niego. – Uraził mnie, ale nie chciałam robić scen, tutaj przy jego rodzicach, zbyt ich szanowałam.
Przez resztę dnia nie musiałam oglądać pyszałkowatego chłopca rodziny Jabłońskich, ponieważ inteligentnie go unikałam. Nie miałam zamiaru stracić tak dobrze płatnej pracy jak ta, przez zarozumiałego faceta. Kolejne stanięcie z nim twarzą w twarz mogło zakończyć się ze skutkiem fatalnym. Niestety było dobrze tylko do wieczora. Kończyłam właśnie prasować, gdy do pokoju weszła Anita z nieskrywanym grymasem na twarzy.
- Max cię szuka. – Powiedziała z nutą uszczypliwości. Zdziwiły mnie jej słowa jednak natychmiast spytałam gdzie jest.
- U siebie. – Odpowiedziała niedbale. Jej ironiczny uśmiech tylko mnie rozdrażnił. Cały dzień dobrze mi szło. Nie wchodziłam mu w drogę i nagle… Eh. Nie podobało mi się to. Zdecydowanie. Stanęłam pod drzwiami i zapukałam. Najwyraźniej aż tak pilnie nie byłam mu potrzebna, skoro ani się nie odezwał ani nie otwarł drzwi. Poczekałam jeszcze chwilę i zniecierpliwiona zapukałam ponownie.
- Skoro nic nie mówię, to wchodzisz. – Powiedział zamaszyście otwierając drzwi. – Nie jestem twoim służącym. – Jego słowa były zbyt bezczelne. Zacisnęłam ręce i weszłam do środka. Miałam ochotę uderzyć go w twarz. – Jesteś niemową? – Zapytał. Znów nie odpowiedziałam. – Dla mnie nawet lepiej. – Stwierdził. – Masz. – Powiedział wręczając mi duże pudło. – Przebierz się. Za pięć minut wychodzimy. – Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Słucham? – Odezwałam się w końcu, kompletnie zaskoczona jego słowami.
- Wow, czyli jednak gadasz? – Powiedział z ironią, a cwaniacki uśmieszek zagościł na jego twarzy. – Czyli teraz, co głuchą będziesz udawać? – Spytał retorycznie. – Ok, powtórzę głośniej. Za pięć minut wychodzimy! – Prawie krzyknął.
- Nigdzie z tobą nie idę. Za kogo ty się uważasz? – Odzyskałam świadomość myślenia.
- Chodź. Kumpel urządził imprezę. – odpowiedział. Jakby to miało cokolwiek zmienić.
- Chyba nie sądzisz, że będę twoją panienką do towarzystwa. – Zakomunikowałam. – Połowa tutaj pracujących to młode dziewczyny, idź wybierz sobie którąś, na pewno będzie zachwycona. – Skomentowałam.
- Masz mnie totalnie gdzieś, ta jak ja ciebie. – Denerwował się. – Jeden wieczór cię nie zbawi. I tak już dzisiaj skończyłaś.
- Co nie znaczy, że muszę z tobą gdziekolwiek iść. – Zakończyłam i obróciłam się na pięcie w stronę wyjścia. Chłopak złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie.
- Powiedz lepiej, że się boisz. – Powiedział tuż nad moim uchem. Ewidentnie rzucił mi wyzwanie.
- Powiedz lepiej, że brakło chętnych i teraz wstyd ci przed kumplami. – Wytknęłam mu. Rozluźnił uścisk i obrócił mnie w swoja stronę.
- Nie. Po prostu chcę tam iść z tobą. – Odpowiedział spokojnie. – No chodź. – Nalegał. W jego spojrzeniu było coś dziwnego. Jakby zawahanie czy ta okazana szczerość cokolwiek da.
- Jesteś beznadziejny. – Skomentowałam. Złapałam pudełko i poszłam się przebrać. To był impuls. Może chciałam zobaczyć jak to jest żyć jego życiem, może chciałam czuć się potrzebna, a może po prostu chciałam mu zaimponować.
To nie było nasze ostatnie wspólne wyjście. Zaczęliśmy spędzać coraz więcej czasu razem. Zaczęliśmy się nawet w pewien sposób od siebie uzależniać. Wszystkie imprezy, wyjazdy. Zawsze on ze mną zawsze ja z nim. Tocząca się w nas gra pozorów i obojętności. W pewnym momencie poczułam, że to sprawia mi przyjemność. Nie wypady z jego kolegami, nie drogie restauracje i wizyty w teatrach, operach i kinach, nie możliwość pokazania się z nim. Przyjemnością było samo przebywanie z nim. Skąd niby taki pomysł?
Któregoś dnia siedziałam w ogrodzie. Akurat była idealna pełnia księżyca. Uwielbiam ten czas. Noc była wyjątkowo ciepła, a niebo czyste i pełne gwiezdnych konstelacji. Bez makijażu z rozwianymi włosami, ubrana w za dużą, starą bluzę, oparta o jedno z drzew w ogrodzie podziwiałam uroki nocy. Miałam chwilę tylko dla siebie. Chwilę wyciszenia.
- Zajęłaś moje miejsce. – Tę właśnie ciszę przerwał głos tuż za moimi plecami. Wzdrygnęłam się, chociaż za chwilę dotarło do mnie, kim jest ta osoba. – Nie sądziłem, że aż tak się mnie dalej boisz. – Max najwyraźniej chciał mnie wyprowadzić z równowagi, chociaż jego ton był tym razem pozbawiony drwiny i szorstkości.
- Celowo to zrobiłeś. – Zauważyłam. – Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – Spytałam zauważając dwa kieliszki z winem w jego dłoniach. Niemożliwe żeby sobie przyniósł drugi na zapas. Raczej przyszedłby z butelką w drugiej dłoni.
- Prawie codziennie tu przychodzisz. – Odpowiedział jakby nigdy nic i podał mi kieliszek, siadając koło mnie. W tej chwili nie wyglądał jak bogaty dupek. Zwyczajny, dosyć znoszony, biały t-shirt pokazywał go w zupełnie innym świetle. Już nie był facetem w garniturze z żelaznymi zasadami. Teraz był beztroskim chłopcem na urlopie. Popatrzyłam podejrzliwie w jego stronę.
- Spokojnie, gdybym chciał ci coś tam dosypać, to już dawno temu bym to zrobił przy innej okazji. – Powiedział pogodnie. Był zupełnie inny. Taki normalny, ludzki. Przyłapałam się na niebezpiecznej myśli. Poczułam, że cieszy mnie jego obecność i mam ochotę wtulić się w jego ramię bez słowa. Nagle dotarło do mnie, że wcale nie jest mi obojętny.
- Obserwowałeś mnie? – Spytałam wracając do poprzedniego wątku. Jednak nic nie odpowiedział. Wiedziałam, że już nie odpowie. Taki był. Wypiłam łyk alkoholu. Dobre, jak każde wino, które podawali tutaj do stołu. Spojrzałam na jego nadgarstek, miał na nim wytatuowaną datę. Nie zauważyłam go wcześniej. Zwykle rękaw garnituru albo zegarek maskowały ten szczegół. – Co ważnego się wtedy stało? – Spytałam, odruchowo łapiąc go za nadgarstek. Chciałam dokładniej zobaczyć cyfry, które oświetlało światło księżyca. Chłopak popatrzył na mnie, lecz znów nie odpowiedział. Speszyłam się i puściłam jego dłoń. Nasze rozmowy często tak wyglądały. On zadawał pytania, a ja odpowiadałam tylko na te, które chciałam, inne popadały w niepamięć i oboje udawaliśmy, że w ogóle nie zostały wypowiedziane. Tym razem on milczał. Wbiłam wzrok w kieliszek. Poczułam jego dłoń odgarniającą moje włosy na bok. Poruszył się. Znów spojrzałam w jego stronę. Patrzył na mnie w wyjątkowy sposób. Ostatnio łapałam go na takim spojrzeniu. Zwykle natychmiast wtedy przyjmował postawę obronną i niszczył magię chwili rzucając kilka uszczypliwych słów. Jednak tym razem jego ręka pozostała przy mojej twarzy a on sam przybliżył się do mnie. Byliśmy blisko, bardzo blisko. Po raz pierwszy poczułam się kimś ważnym w jego życiu. I wtedy on… roześmiał się. Odebrałam to jako obelgę. Najgorszą, na jaką było go stać. Poczułam się jak nic nie warty przedmiot, którym on zabawia się jak chce. Nie wytrzymałam. Pierwszy raz potraktował mnie tak perfidnie. Z całej siły uderzyłam go w twarz, a po moim policzku spłynęła słona łza. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Po chwili moją rękę przeszył ból. Spojrzałam na nią. Cała była we krwi. Niechcący zgniotłam kieliszek. – Cholera. – Powiedziałam pod nosem. Max popatrzył i złapał mój nadgarstek. – Zostaw! – Wyszarpnęłam się i zasyczałam z bólu.
- Trzeba to zatamować. – powiedział.
- Zostaw! – powtórzyłam dobitniej. – Niby kim ty jesteś, że tak mnie traktujesz? Mam tego dosyć. – Chłopak znów zrobił gest w moim kierunku, jakby chciał mnie pocałować. Tym razem uderzyłam go drugą ręką, odruchowo. Zapomniałam, że ta jest poraniona. Na jego policzku zostały ślady. Wstałam i pobiegłam do domu po apteczkę. Słyszałam, że jest tuż za mną. Nie obchodziło mnie to. Upokorzył mnie, po raz kolejny. I co ja sobie głupia myślałam? Nie chciałam go zmieniać, chciałam tylko, by był, nie drwił, jak do tej pory. Weszłam do łazienki i wyciągnęłam z szafki co potrzeba. Nieporadnie starałam się opatrzyć rany. Max wszedł do środka.
- Zajęte. – powiedziałam zdenerwowana.
- To moja łazienka. – zauważył głucho. Rzeczywiście była jego, ale w momencie kiedy przekraczałam jej próg nie przyszło mi to do głowy.
- Umyj twarz. – burknęłam tylko. Max nie poruszył się ani o milimetr. Jeszcze bardziej mnie to rozdrażniło. Ręce trzęsły mi się z nerwów, łzy napływały do oczu. Byłam upokorzona, przegrana. Chłopak kucnął przy mnie i zdecydowanie chwycił moją dłoń. Przemył ją i wytarł dokładnie. Nie odezwałam się ani słowem. Żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Nie miałam nawet ochoty na niego patrzeć. Brzydziłam się nim.
- Nie zrozumiałaś mnie. A nawet jeśli, to wolałaś wyjść z tej sytuacji z godnością. Wystraszyłaś się, że cię odtrącę, wcześniej się bawiąc. Śmiech był odzwierciedleniem mojej głupoty, bo to dziwne, że codziennie pytam się ciebie jaką założyć koszulę i nie ubieram żadnej innej oprócz tej, którą wskazałaś, to niezrozumiałe, że nie potrafię się nigdzie bez ciebie ruszyć, choć praktycznie nie jesteśmy parą, to dla mnie nienaturalne, że kiedy wracamy z imprezy, a ty idziesz do ogrodu odetchnąć, ja dwa kroki dalej, nie mogę oderwać od ciebie wzroku, to idiotyczne, że można pokochać kogoś z kim wymienia się tyle uszczypliwych komentarzy, to… to jest po prostu absurdalne. – Zaczął mówić, a jego twarz skoncentrowana była na opatrywaniu moich ran. Słuchałam go, nie będąc w stanie nawet się poruszyć. Zamilkł na chwilę, zastanawiał się czy może kontynuować. - Uwielbiam, kiedy kosmyki opadają ci na twarz, ale nienawidzę, kiedy prowadzisz auto. Wtedy kompletnie nie zwracasz uwagi na mnie, a ja muszę udawać, że jest ok. Skąd data na nadgarstku? W tym dniu cię zobaczyłem. Zobaczyłem twoje oczy będące zagadką i przyciągające mnie jak magnes. Musiałem cię poznać, zupełnie nie wiedząc czemu. – Westchnął. Znów szukał słów. - Wtedy w jadalni z trudem przychodziło mi bycie sobą. Przeszywałaś mnie wzrokiem. Pierwszy raz czułem, że tracę język w gębie.
- A jednak inteligentnie się odezwałeś. – Zaznaczyłam. Nie mogłam się pohamować. Musiałam mu przerwać.
- Tak i żałowałem tego. – Odpowiedział akcentując ostatnie słowa. Skończył opatrywać moją dłoń. Zrobił to z niezwykłym wyczuciem i delikatnością. – Ty wiesz jaki jestem i akceptujesz to. Dlaczego? – zapytał.
- Bo wiem, jaki jesteś. – odpowiedziałam powtarzając jego słowa jakby to wszystko miało wyjaśnić. On jednak czekał aż to rozwinę. – Wiem, że jesteś bezczelny i pewny siebie, wiem, że nie lubisz kiedy ktoś dyktuje ci co masz robić, że patrzysz z politowaniem na dziewczynę, która ci się narzuca, ale w tańcu uśmiechasz się do niej by nie poczuła się urażona. Wiem, że zawsze robisz to co chcesz, że denerwujesz się, kiedy nie reaguję na twoją szybką jazdę, i że denerwujesz się jeszcze bardziej kiedy ja prowadzę w ten sam sposób. – chłopak uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że doskonale go podsumowałam, ale nie przeszkadzało mu tych kilka słów.
- Pamiętasz jak powiedziałem, że ty masz mnie gdzieś i ja ciebie również? – Spytał nagle. Oczywiście, że pamiętałam jak mogłabym zapomnieć. – Kłamałem. – Odpowiedział. - Tak naprawdę potrzebowałem twojej obecności. – Dokończył i pochylił się nade mną. Lekko musnął wargami moje usta…
To wspomnienie naszego pierwszego pocałunku wywołało uśmiech na mojej twarzy. Minęło tyle lat, a ja wciąż czułam jego dotyk, czułam jego dwudniowy zarost i ciepłe dłonie. Spojrzałam na babcię. Miała pogodny wyraz twarzy. I nagle cały czar prysł, mój spokój zniknął, do świadomości dotarły wydarzenia sprzed tygodni, a z oczu popłynęły łzy.
- Dlaczego chciałaś to usłyszeć? – spytałam rozgoryczona.
- Bo widzisz wnusiu, dzięki temu przekonałaś się, że tylko prawdziwy pocałunek, ten pierwszy, tak wyczekiwany i wytęskniony potrafi rozjaśnić twarz człowieka. To ciężkie chwile dla was wszystkich, ale nie pozwól odejść w niepamięć pozostałym. – odpowiedziała. Spojrzałam na grawerowaną obrączkę na moim palcu. - Czas, kiedy się poznawaliście był początkiem wspaniałej przygody.
- Przygody, która nie trwała długo. – Powiedziałam cicho. Po moim policzku spłynęły łzy, a przed oczami przeleciały kolejne obrazy. Do pokoju wbiegł sześcioletni chłopiec w kolorowej piżamce.
- Dziecko, czemu ty jeszcze nie śpisz? – odezwała się babcia.
- Mama miała mi opowiedzieć bajkę. – Wytłumaczył się i wtulił w moje ramiona. Każdego wieczora po przyjściu ze szpitala najpierw szłam do jego pokoju. Dziś smacznie spał, ale jak widać przebudził się właśnie i przypomniał o rytuale. – Czemu płaczesz? – Zapytał dostrzegając moje łzy. – Tata mówi, że ty nigdy nie płaczesz, bo on cię zawsze kocha. – Powiedział. Jego słowa namalowały na mojej twarzy uśmiech. Pocałowałam chłopca w czółko. Antek bardzo tęsknił za ojcem, ale cierpliwie czekał aż wróci. Od dwóch tygodni czekał na wiadomość, że tata już nie śpi i może iść mu pokazać ile obrazków dla niego namalował.
- Widzisz wnusiu wasza przygoda wciąż trwa. – Zauważyła babcia. Miała rację. To nie była pierwsza stłuczka samochodowa, to był tylko pierwszy tak poważny jej skutek, ale Max zawsze wracał, więc i teraz wróci, on wie, że ma do kogo wrócić. Dlatego się przebudzi.

14 339 wyświetleń
129 tekstów
17 obserwujących
  • teee

    18 February 2013, 23:07

    Kocham Twoje opowiadania. Krótkie, ale potrafią poruszyć jak np to...łezka w oku się zakręciła.

  • pierdzielsie

    14 August 2012, 22:10

    Dawno nie czytałam tu opowiadań, więc na dobry początek sięgnęłam po coś Twojego (w domyśle- pewniaka). ;) Nie zawiodłam się. Wciąga. Jest przewidywalne, ale ma swój urok. Zakończenie bardzo, bardzo OK! Pozdrawiam, Owieczko i gratuluję!

  • czarna_owca

    18 June 2012, 17:30

    Tak, Max akurat może być bardzo podobny do jednego z poprzednich to prawda. Pozostałych bohaterów staram się kształtować różnych, aczkolwiek nie wiem jak mi to wychodzi. :) Czasem się wzoruję, ale zawsze na kimś innym.

  • Zenons

    17 June 2012, 23:31

    Właśnie. Widać to świetnie na przestrzeni tekstów. Popieram!
    A i jeszcze mnie zastanowiło... Wzorujesz na kimś bohaterów męskich? Czy z każdym opowiadaniem to całkiem inna osoba? Max przypomina mi jednego z poprzednich...

  • czarna_owca

    17 June 2012, 23:24

    To opowiadanie było ograniczone ilością stron, stąd ta szybko, wręcz błyskawicznie rozwijająca się akcja.
    Myślę, że każda z postaci w danych utworach zawiera w sobie część mnie. W końcu to świat, który widzę, w którym czuję, rozmawiam i myślę. Mam kontrolę nad całą tamtejszą rzeczywistością.

  • Zenons

    17 June 2012, 22:39

    Sporo czasu już minęło od ostatniego spotkania z Twoją twórczością i widzę, że dorosła. Trochę, ale jednak. Podkreślę wciąż dobry i wciągający styl, jednak dla mnie akcja tego opowiadania ma trochę zbyt duże tempo. Ledwie Max wchodzi do jadalni, a już po chwili są w łazience. I jest coś jeszcze, co pozostawia u mnie straszny niedosyt, jednak ciężko mi dokładnie określić to uczucie. Nie wiem skąd ono się bierze...
    Ale mniejsza z nim. Jeszcze tylko kwestia postaci.
    Wszystkie bohaterki są Tobą? ;)

  • WilceeQ`

    7 January 2012, 15:55

    Od czego by tu... gdy zaczęłam czytać, przez myśl od razu przemknęło mi jedno "bajka jak z disneya" gdzie uboga dziewczynka, nie będzie się interesować chłopcem a on ją pokocha- tak też było. Tyle,że wczepiłaś w to wiele odczuć i oprawiłaś w ramkę, nawet tą szklaną. Dzięki czemu zainteresowało mnie to i dało uśmiech mimo lekkiego dreszczu. Dobre jest, nie powiem kapitalne ale dobre, bo treść choć oklepana to piękna.

  • Seneka 18

    7 January 2012, 15:09

    Kapitalna treść i forma...bardzo staranne i wciągające opowiadanie...jestem pod wielkim wrażeniem...piszesz fantastycznie.
    Zafascynował mnie sposób w jaki przedstawiłaś początkowe relacje między chłopakiem a dziewczyną...Ten jego chłód był pewnie powodowany nieśmiałością wynikającą z narodzin uczucia...Hmmm...świetne,świetne...