Menu
Gildia Pióra na Patronite

Odchodząc pożegnac się z M.

jarekpodtynie

Dziś, siedząc na świeżo skoszonej trawie, podczas zgiełku, harmideru i ogólnie pojętej dezorientacji , dezaprobaty szczęścia – może istnienia, kiedy każdy nie cedził ostrych slow, kiedy świat wydawał się walić, kiedy wszystko sens traciło, kiedy mego serca ze mną już nie było, kiedy spoczęło w kieszeni duszy mi bliskiej, siedząc spokojnie na trawie – bez serca które zostało boleśnie wyrwane, egzystując, chociaż nie wiedząc dlaczego i po co? Egzystując bez nadziej bez szansy na jaka kol-wiek poprawę siedziałem na świeżo skoszonej trawie o odcieniu zieleni tak jasnym tak głębokim, wpadającym w błękit, kiedy patrzyłem na chmurę tak samotnie błądzącą po niebie, kiedy wiedziałem, ze już ledwo – istnieje , kiedy wiedziałem ze to już prawie koniec, kiedy serca nie miałem, kiedy nagle znalazłem się po za mym ciałem, lecz to nie był zwykł lot astralny, nie miałem łańcucha byłem wolny, wiec poszybowałem, w przestworzach, w ogólnym harmiderze na ziemi nikt nie zauważył ze ciało przestało oddychać swą monotonią, a ja czułem się coraz bardziej wolny, dziękowałem bogu ze dał mi siłę - odwagę, aby połknąć wszystkie tabletki, być tak silnym i odważnym i nie dać po sobie poznać, Ciało leżało na zielono błękitnej świeżo skoszonej trawie a ja szybowałem, do niej. Do duszy bliźniaczej, szukałem jej długo - chodź czas stał w miejscu, nigdzie nie mogłem jej znaleźć, czas płynął, dla nich nie dla mnie, ja byłem w wieczność, zapragnąłem wrócić do Ciała, wróciłem, lecz co zastałem?, plastikowy kubek z napisem Jarek i lata mego życia na karcie białej jak papier wypisane, a w kubku garstka popiołu z mych kości, nie było odwrotu, i nawet ksiądz na Tym gotyckim cmentarzu uronił łzę za osobą tak małą, wszyscy płakali, ci, co gnębili, Ci co kochali i ci co nie znali, i nikt nie znał prawdy, powodu mego Cierpienia, ona żyła daleko nie czując mego odejścia, i odbył się pogrzeb, i cóż to, to światło to Bóg na niebie tak jasny – Cignie mnie do siebie, ja nie mogąc się opanować, podążam do niego, lecz oto z oddali, widzę ją na ziemi, dusze mą bliźniacza, mą miłą kochaną, wsiada właśnie do samochodu, to światło mnie ciągnie ja na łańcuchu, opieram się mocno i wyciągam rękę, zapisuje jedynie ślad swój na lustrze w łazience: kochałem Cię, Twój Jarek, na wieczność. Światło to było silniejsze ode mnie I stało się, co nieuniknione. W ciągło mnie do siebie, już nie istnieje….
P.S: Żyłem dla Ciebie, Kochałem tylko Ciebie, gdy odeszłaś z mym sercem, me Życie – ma egzystencja sens całkiem straciło, nic mnie nie pocieszyło, musiałem odchodząc, odnaleźć Cię i udowodnić, że kochałem Cię szczerze i prawdziwie. Żegnaj na zawsze ma miła – duszo bliźniacza.

M. - Moja jedyna prawdziwa miłość wirtualna.

8853 wyświetlenia
100 tekstów
4 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!