Menu
Gildia Pióra na Patronite

Droga Donikąd- Wydawnictwo Zacisze - Marek (Fragment)(26)

Grażyna P.

Grażyna P.

Dziewczyna, uważnie słuchała jego głosu, przytulona do ukochanego.
- Uważaj na siebie szepnęła,
- zawsze to robię, odpowiedział Marek.
Następne dni, nie pozwalały znowu im na przebywanie razem, oboje żyli swoimi sprawami.
Czarny z Szymkiem zrobili następny skok, tym razem na właściciela kantoru w Nowej Soli.
Tak jak już kiedyś zwierzając się, Marek opisywał ze szczegółami Matyldzie. Kiedy właściciel, kantoru uciekał, to zaczęli strzelać do niego, dosięgły go trzy gumowe kule. Czarny szybko, zwinął torbę z 350 tysiącami złotych
- jesteśmy bogaci, powiedział do Szymka
- o i jeszcze jak, teraz szybko zabierajmy się stad, odpowiedział Szymek. Uciekali autem, czerwonym moskwiczem, który kiedyś ukradli, prowadził Czarny.
- Nie wierzę, udało się, krzyczał Marek,
- wariacie, patrz na drogę ostrzegał Szymek nerwowo żując gumę. Samochód pędzący z zawrotną szybkością jęczał i piszczał, ślizgając się na zakrętach w pewnej chwili, wpadli w poślizg i wylądowali na drzewie.
Marek cichutko jęczał, leżał z zakrwawioną głową na kierownicy, ze skroni płynęła mu jedna smuga czerwonej krwi, nagle poczuł mocne szarpnięcie, to Szymek złapał go za ramie
- żyjesz? Zapytał
- tak, a Ty? odpowiedział Czarny, podnosząc głowę.
Mam chyba zmiażdżoną nogę i złamaną rękę, po chwili, usłyszeli głośny wybuch i przeciągły sygnał karetki, poczuli ból i dym.
Na szpitalnej sali, panował okropny zaduch. Salowa, wysoka blondynka w niebieskim fartuchu z plakietką o imieniu Mirka, weszła, żeby otworzyć okno.
Obudzony z twardego snu Marek, leżał z obandażowaną głową, kiedy otworzył oczy, rozejrzał się, wtedy kobieta uśmiechnęła się do niego.
- dzień dobry, powiedziała i zaraz zapytała jak pan się czuje?
-Chyba dobrze, odpowiedział z trudem. Teraz obok na łóżku, zobaczył Szymka.
- Stary żyjesz? zapytał cicho Marek. Szymek podniósł głowę, spojrzał na Czarnego
- ale była jazda powiedział niemal szeptem,
- tak, mogliśmy zginąć przeze mnie, odpowiedział marek, oglądając liczne rany na swoim brzuchu, które powstały w wyniku poparzenia.
Mijały dni, a ciało jego zaczęło się goić, dzięki maściom którymi był nacierany. Przez uchylone drzwi zwłaszcza wieczorem, korytarz szpitalny był prawie niewidoczny, panowała cisza i można było tylko usłyszeć, oddechy śpiących pacjentów.
Jednak nie wszyscy spali Marek i Szymek rozmawiali,
- ucieknijmy tej nocy, wyszeptał Czarny.
-Nie ma sensu i tak nas znajdą , odpowiedział Szymek,Marek podszedł do okna, które po chwili otworzył na oścież, do sali wtargnęło przyjemne rześkie powietrze. Za szpitalnym ogrodzeniem, widok parku i ławek sprawił mu wielką przyjemność, w oddali było słychać śpiew ptaków, przez park przebiegł czarny kot a za nim ujadający głośno rudy, kudłaty pies. ( Ciąg dalszy nastąpi)

3819 wyświetleń
48 tekstów
1 obserwujący
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!