Menu
Gildia Pióra na Patronite

„Na zawsze”

filutka

Dzień jak dzień. Wyszła z pracy, bezduszny czytnik kart pokazał 15.04, szybko do samochodu, włączyła radio. Jest, balsam dla duszy, nie skupiła się na modlitwie, nie dała rady uczestniczyć tylko słuchała. Jak zwykle na drodze ruch, ktoś uprzejmy ustąpił pierwszeństwa, wiec „wbiła się” okazując grzeczność. Popędziła szybko do domu.

Miała do kogo wracać.
Jej dzisiejszy stan emocjonalny był lekko „ruszony”. Rano w biurze pojawiła się nowa koleżanka, mało tego będzie jeszcze jedna. I tak z pokoju spokoju, skupienia i medytacji zrobiło się lotnisko. Poniekąd dobrze, ubędzie jej pracy, zainteresowanie jej osobą zmaleje, a może nawet zniknie. „Wrócę do swojego normalnego życia, bez pytań, udawanej troski i nieszczerej przyjaźni”- dodawała sobie otuchy.
Po obiedzie kawa, słodycze i odpoczynek - należne po pracy. Brzmiało to jak dyrektywa, nigdy tak nie miała, ale cóż nowa rzeczywistość, nowe życie. Poddała się temu, było to miłe. Wszystko pięknie.
Zaczęli coś czytać, wesoło rozmawiali i gdzieś z ciągu wyrazów wypatrzyła „na zawsze”. Na zawsze czyli razem. Myśli zaczęły jej pulsować. Mimo woli wróciła do pochopnie podejmowanych decyzji, do tej przygotowanej rozmowy.
- Nie chcę do końca życia być kochanką – prawie wykrzyczała.
- Kochanka to takie, to takie nieużywane już dzisiaj słowo. Co to właściwie znaczy?- był przygotowany na atak.
- Nie wiesz co to znaczy kochanka? Nie rozśmieszaj mnie. Co masz mi do zaproponowania? Zbyt wiele mnie to kosztuje – argumentów nie brakowało, ale nie chciała wyskakiwać ze swoimi archaicznymi zasadami, przekonaniami, które właściwie nie pasowały do niej. Była sama, nie samotna. Rozpalająca energia musiała zostać zagospodarowana. Jak? Rozmowa z najmłodszą córką postawiła ją do pionu.
- Muszę Ci coś powiedzieć- wyznała ze strachem.
-Co? – zapytała w pośpiechu.
-Ktoś do mnie jutro przyjedzie – wydusiła ciężko.
-Kto?
- Znajomy.
- Skąd?
- Z daleka, ponad …- zaczęła się motać.
-Skąd go znasz, pytam?- tego pytania bała się najbardziej.
- Z … - tej odpowiedzi już nie wydukała z siebie.
- Jak długo się znacie?- klasyczne przesłuchanie, brakowało tylko „tego się po tobie nie spodziewałam”.
- Pięć dni – zapłonęła ze wstydu.
- Nieźle, znam lepsze wyniki - uśmiech córki pozwolił odzyskać równowagę.
- Nie jesteś zła?- nieśmiało zapytała.
- Mamo, to jest twoje życie. Rób co chcesz, tylko obiecaj, że jak to będzie psychopata to go wywalisz.
- Dobrze - to była jedna z najtrudniejszych rozmów. Zachowanie córki było dla niej zaskoczeniem.
„Efekt dobrego wychowania. Powinnaś być dumna.” Usłyszała to już kilka razy z Jego ust.

Uklęknął przed nią, chwycił za rękę i usłyszała:
- Nie poddam się …będę walczył … – zapadła niezręczna cisza.
- Nie obiecuj sobie zbyt wiele – wydarty slogan zabrzmiał fałszywie.
Oczywiście rozpracowanie jej zasad nie zajęło mu wiele czasu.

„Na zawsze”- nie dawało jej to spokoju. Właściwie nie usłyszała żadnej pewnej deklaracji kreującej przyszłość. „Poukładany świat, wszystko na swoim miejscu, a tu masz wszystko wiruje”- to było wbrew niej.
- Ubierz się ciepło. Rękawiczki i czapkę masz?- zapytała troskliwie.
- Rękawiczki mam, czapki nie potrzebuję – odpowiedź była krótka.
- Powiedz mi, dlaczego używasz słów które są „otwarte”- zadała pytanie nie z tego świata.
- Doprecyzuj, bo nie wiem o co Ci chodzi.
- No bo jak mówisz to otwarcie, nieszczegółowo, tak jakbyś zostawiał sobie furtkę- brnęła dalej.
- Powiedz o co Ci chodzi, bo nie „łapię”.
- Chodzi mi o „na zawsze” – odpaliła.
Zamyślił się. Był inteligentny, ale jej „wyrwane” pytania wymagały wyjątkowego skupienia.
- O papier Ci chodzi. Będziesz go miała – zaripostował.
- Nie, sam wiesz, że papier nic nie znaczy. Mówisz mi „kocham cię”, ale to jest dzisiaj, a jutro i dalej - jej świat zawirował.
- Boisz się, że Cię zostawię?- to bardzo bolało.
- Lubię mieć wszystko doprecyzowane – odpowiedziała ratując swój honor.
- Kocham Cię do końca świata. Dobrze?- usłyszała.
- Dobrze- przytaknęła, trochę bez przekonania.

„Na zawsze”, „Do końca świata” – to nie było to. Jej spokój był zburzony.

„Aż do śmierci”- to byłoby najtrafniejsze. To chciała usłyszeć.

16 804 wyświetlenia
250 tekstów
3 obserwujących
  • 4 November 2015, 10:39

    Każda miłość jest prawdziwa i inna, czy dozgonna, czy do śmierci to zależy od wielu czynników, na które nie zawsze mamy wpływ. Natomiast jeśli chodzi o dzisiejszość to ja zderzyłam się ze sprawą spadków, postawą "bliskich" i mniej bliskich. Nie powiem było to brutalne. Kwestia zachowania dzieci (córek w moim przypadku) wprawiła mnie w zdziwienie. Pełna akceptacja,chociaż warunki były niekorzystne. Podobno to dobre wychowanie. Moja rodzina również bardzo pozytywnie nastawiona. Reasumując nie będę ukrywać, że obarczanie bliskich swoim życiem nie jest w moim stylu. Trzeba mieć odwagę, aby najpierw powiedzieć prawdę sobie, a potem przedstawić ją innym. Uczucie zaściankowości i dulszczyzny jest mi obce. Żyję w prawdzie z sobą i robię wszystko, aby to przekładało się na relacje z innymi. Najbardziej cieszy mnie to, że uśmiech na mojej twarzy wywołuje uśmiech na twarzach moich najbliższych. Wiem, że chcą abym była szczęśliwa. Każdy zasługuje na szczęście.

  • Irracja

    4 November 2015, 08:06

    ... w sumie, to chciałem powiedzieć, że "do końca świata" jest (według mnie) bardziej cenne niż "do śmierci"... a co przyniesie rzeczywistość życia, po " stracie" partnera/partnerki, to czas okaże... drzewiej nie wytykano wdowców/wdów za drugi związek... ci co nie zawierali drugiego związku byli przedstawiani trochę lepiej jako ta "wielka, prawdziwa i dozgonna miłośc"... inna sprawa, że często ta samotność nie zawsze bywała ich wyborem... majątek, postawa dzieci, itp. robiły swoje... ale to już inna bajka...

    ;-)

  • 4 November 2015, 07:44

    Trudny temat. Bardzo osobisty. Moje podejście do tego tematu bardzo ewaluowało przez rzeczywistość, która mnie spotkała, ale mam wrażenie, że ścieżka którą wybrałam może pod wpływem "chwili zapomnienia" byla wyborem optymalnym. Jestem potrzebna drugiemu człowiekowi i to jest dla mnie najważniejsze. W poprzednim "życiu" zrobiłam dokładnie wszystko co było można żeby pomóc, ratować. Wykorzystałam wszystkie możliwości. Pozostało mi tylko czytać świadomie umieszczony napis na płycie " Bog sam wybrał czas". Czytać bo zrozumieć się nie da. Życie toczy się dalej. Pewnych rzeczy nie rozumiem, są niewytłumaczalne logicznie. Może to jest ta tajemnica ...

  • fyrfle

    4 November 2015, 07:38

    Myślę, że to kwestia świadomości i "otwartości" związku. Takie słowa wypowie ktoś kto kocha i rozumie. Nie można być psem ogrodnika, ale trzeba nad tym codziennie pracować i uświadamiać sobie, że tu nie wieczność, a życie tych co zostają toczy się dalej i powinno być radością. Uważam, że gorzkim był smak tego szacunku, jakby cykutą odważaną tak żeby bolało, ale nie zabiło.

  • Irracja

    4 November 2015, 02:35

    ... nie o zmarłych mi chodziło, w tym kontekście... miłość jest egoistyczna i zaborcza, w wielu sprawach... czyż nie rani, nie budzi zazdrości myśl, że po naszej śmierci partner może pokochać kogoś innego?... czy tak łatwo powiedzieć (na łożu śmierci) pokochaj znów inną/innego?... czy też, raczej/może podświadomie oczekujemy miłości i wierności i po naszej śmierci?... choć może bardziej tutaj chodzi o pamięć, o ten pewien surogat "ziemskiej nieśmiertelności"... kiedyś większy szacunek mieli wdowy/wdowcy którzy nie zawierali ponownych związków... dziś inaczej to spostrzegamy, patrząc z boku... ale gdy myślimy o sobie... no właśnie, gdy myślimy o sobie?...

    ;-)

  • 3 November 2015, 19:46

    Myślę, że o tych którzy umarli nie ma co się zamartwiać, bo i tak już nic nie pomożemy.

  • Irracja

    3 November 2015, 17:07

    ... hmm, aż do śmierci... a po śmierci to co?... zwłaszcza jak się jest wierzącym... koniec świata to "sąd ostateczny", podobno...

    ;-)

  • fyrfle

    30 October 2015, 13:45

    Rozpalająca energia musiała zostać zagospodarowana - Jedno z najlepszych zdań jakie kiedykolwiek napisano na tym portalu.

  • fyrfle

    28 October 2015, 21:00

    Deja Vu, abo co?

  • onejka

    28 October 2015, 12:15

    Przeczytałam i właściwie wyrwało mi się na koniec - ech Kobiety ! Ale to tak ze zrozumienia, bo kto bardziej niż druga kobieta wie o co może chodzić w słowach "do końca", a właściwie czym się one różnią od " do śmierci".
    :)