Menu
Gildia Pióra na Patronite

Czy mogę co noc, do snu kolejną z części opowiadać?

Starlight

Starlight

Dziadek usiadł na krześle, które na przywitanie wydało kilka jękliwych odgłosów. Chwilę wpatrywał się w ciemność, zastanawiając się, na czym skończył wczorajszą opowieść.

- Ach, tak. Były to jej pierwsze odwiedziny na naszym dworze, w pałacu, w którym nie było smutku, ni radość, był tylko pan i jego wierny sługa, snujący się pomiędzy czernią kolumnad, posadzek, fioletowych, przestronnych sal i wysokich sufitów. I zdarzyło się, że ona jedna, przyszła, przekraczając progi jego pałacu, królestwa...

Przerwał w półzdaniu, po czym wstał i spokojnym krokiem podszedł do okna. Tęsknym wzrokiem patrzył w dal i znów wydawał się być tak bardzo nieobecny. Spod lekko nostalgicznej monotonni mówienia wydobył się ten akcent, który nadawał każdej historii autentyczność. Jakby po latach, na nowo przeżywając minione chwile, mógł dochodzić przy nich do kolejnych wniosków.

- Jakże to dziwne było - kontynuował - wcześniej nie poznałem osoby bardziej czułej niż ona, nie poznałem też wcale takiej, która przeszłaby przez ogromne wrota, wiodące w głąb jego pałacu. A ona, jakże pewnym krokiem, ale to niepewność, bo skryte tam były obawy, choć zaciekawiona spoglądała, zastanawiając się, co jeszcze może ujrzeć gdy pójdzie przed siebie.
Tak zostawiała za plecami barwy żywsze o chłodne światła nocy. O jakże ona była pełna smaku, aromatu, estetycznej powabności i kobiecego wyczucia.
I tak, ujrzał ją, gdy spokojnie szedł przed siebie, choć każda najdrobniejsza część jego aż drżała, by nie iść, a biec, biec jak najszybciej w obawie, że jeśli się zaraz przed nią nie zjawi, ona rozmyje się jako mgła i pozostanie tylko ulatniający się zapach minionej obecności.
Obdarował ją tedy bukietem, a ona, nazbyt może przestraszona takim zachowaniem, bukiet ten upuściła, on spadł na ziemię, jednym cierniem zahaczył wcześniej tylko o rąbek sukni, zadzierając go i kradnąc z niego nić aksamitną. Może przyszła się jeno z nim przywitać, a on, samotny, chciał okazać swa zgrabność i ogładę, a okazało się, że jest zbyt zuchwały w zachowaniu.
Siedział po tym zdarzeniu w sali, na stole kładąc kwiaty, które jej wcześniej z rąk wypadły. A pomiędzy palcami trzymał nić, która zaplątała się pomiędzy ciernie różane.
Lecz, gdy ona tak wybiegała, widziałem jak dobroć za nią idzie, bo nie nadąża za nagłym zlęknieniem, które ją ku wyjściu wypycha. Tam czułem, że ta dobroć szeptem mi na ucho powiedziała: "Wrócę...".
I wróciła, lecz mój pan już nie wyszedł, a czekał. Czekał, nie wiedząc, co czynić. Wiele nim miotało wtedy, od zdziwienia, że jakże tak, o najdrobniejsze słowo z samym sobą się spierać i spierać się o milczenie. O krok za żywy, za pewny, o krok zbyt wolny, o wszystko się spierać, byle jej postać została chociaż na słowo, którego wcześniej nie zdążyła sobą wyrzec.
I wiedziałem, co się z nim dzieje, choć on tego nawet nie nazywał i widziałem, co skryte w jej głębi, choć ona nawet po to nie sięgała. Tyle lęków okrytych w dumne płaszcze, na tkaninie których nie było miejsca na obawy, a wyniosłe spojrzenie, po to, by jego ciężar giął głowę, gdy dookoła pozostawała już samotność.
Przygotowałem ja dla niego, dla niej, przestronny taras z widokiem na nocne niebo, gdzie na odległość przyzwoitości i rodzącej się znajomości, zbliżali się ku sobie, nie robiąc nawet kroku, a coraz to barwniejszym głosem opowiadając i pytając o siebie... Zafascynowani i zachłanni siebie nawzajem, głębi, duszy, która była udziałem tego zjawiska.
Nie, nie było w nim nic lubieżnego, nic także zwyczajnego jak magnez, który przyciąga inne do siebie. To było piękne, naturalne i ponadzmysłowe, odległe wielu ludziom, nieobecne, nieosiągalne. Oni z zamkniętymi oczyma potrafili patrzeć na siebie, bez słowa opowiadać o tym, co skrywali przed innymi w słowach...

Wargi mu zadrżały, zaszkliły się oczy, ale po krótkiej pauzie opowiadał dalej, jakby zobowiązany przez kolejne słowa, które niczym spowiedź śpieszyły się ku końcowi...

- Lubiła burzyć spokój jego oczu, bo tylko jej się to udawało, a potem, pobłażliwym śmiechem, łagodzić zmierzwione włosy u czoła. A on sam nie wiedząc, co lubi, dlaczego, a tym bardziej co przy niej i czego pragnie, lekko się uśmiechał i zerkał na nią... Oboje mówili o głębi pełnej lęków, o cudownościach, które można pomiędzy nimi znaleźć i o tym, ile tychże cudowności widzą w oczach drugiego. Pewniejsi o swoje ciepło, przeszli na drugą stronę istnienia, w której ciemność jest sprzymierzeńcem sekretów i tajemnic.
I przyglądałem się im, parząc aromatyczne herbaty w porcelanowym imbryku, jak siedzą, otuleni kocami i myślałem, że będąc koło siebie, wcale nie chcą mówić, wcale tego nie potrzebują, to, co próbują wypowiedzieć jest ciszą zawartą pomiędzy nimi. Ciszą, bo tak lekkość, która ich otaczała jak wiosenny powiew wiatru kołyszący polanami, a oni byli jak roztańczone źdźbła trawy...

Spojrzał wreszcie na zamknięte oczy wnuczki, której obiecał każdego dnia nową historię. Dziś zrozumiał, że wszystkie się skończyły. Zbyt krótko znał tych, o których opowiadał, zbyt mało oni poznali siebie... Odgarnął z oczu dziecięcia kosmyk włosów, delikatnie całując w czoło.

- Z tą ciszą zaśnij Kruszynko, gdy ja Ciebie słowem swym tulę.

11 952 wyświetlenia
86 tekstów
26 obserwujących
  • PetroBlues

    24 April 2020, 20:19

    E tam, ludzie się nie zmieniają, tylko cyferka w metryce sie co jakiś czas zmienia. W duchu jesteśmy tacy sami przez całe życie. Mamy tylko z wiekiem troszkę więcej doświadczeń :)

  • Starlight

    24 April 2020, 19:15

    nowa Starlight nie ma czasu dla... wolę określenie "dawnej", ale to tylko pokazuje, że stara się zrobiłam ;)
    Brakuje mi jej czasem. Wtedy zapraszam żeby przyszła w kilku literach... Może każdy ma w siebie takiego kogoś, za kim czasem się tęskni...?