Menu
Gildia Pióra na Patronite

Dan

grzechr

Dwudziestopięcioletni wówczas Dan stał u progu wielkiej kariery w finansach. Dopiero co ukończył studia, a oferty pracy zaczęły spływać do niego rwącym strumieniem. Wszystko to za sprawą kilku inwestycji, wyjątkowo udanych, które poczynił pracując jako stażysta w firmie finances.com. Jego pracodawca początkowo ograniczał praktyki do kursu obsługi ekspresu do kawy. Wyjątkowo powolnego, długiego procesu. Gdy jednak Dan, podając kawę szefowi, podpowiedział nazwy trzech firm, które miały tego dnia znacząco zyskać, oraz pięciu kolejnych, na których można było jedynie stracić, Chris zainteresował się chłopakiem. Początkowo nieufny, szybko jednak zmienił zdanie, gdy Dan dzień po dniu grał na giełdzie lepiej od jego najlepszych i najbardziej doświadczonych pracowników. W mgnieniu oka firma zyskała sławę i wielkie uznanie, a wieści o "młodym proroku" błyskawicznie dotarły do innych firm zarządzających finansami.

"Młody prorok" to chyba rzeczywiście najlepsze określenie dla Dana. Od najmłodszych lat pokazywał swoje zdolności, trafnie przewidując wyniki spotkań piłkarskich, nawet tych najmniej prawdopodobnych. Problemem jednak była jego chimeryczność. Dan nie zawsze potrafił powiedzieć, kto wygra, a najczęściej robił to tuż przed spotkaniem. Jego zdolności nie ograniczały się jednak do samego sportu. Parokrotnie uprzedzał ojca, by ten zabrał ze sobą parasol do pracy, choć za oknem świeciło słońce, a niebo było bezchmurne. Po powrocie do domu jednak ojciec zawsze był zadowolony, gdyż nigdy nie mókł, podczas gdy jego koledzy byli przemoczeni do szpiku kości.
Oczywiście finances.com doceniło umiejętności Dana, oferując mu bardzo dobrą pracę z wysokim wynagrodzeniem. Ten jednak odrzucił propozycję twierdząc, że najpierw chce ukończyć studia. Zgodził się jednak wrócić do tematu po uzyskaniu dyplomu.
Do tego jednak nie doszło. Firma, tuż po odejściu Dana ze stażu, straciła wszelkie pieniądze na kilku inwestycjach i pół roku później już nie istniała. Taki rozwój wypadków tylko podsycił zapał innych firm do zatrudnienia go w swoich szeregach. Dan stanowczo jednak odmawiał i kazał czekać do końca studiów. Dzień po obronie (i wielkiej popijawie z tej okazji), mężczyzna wyruszył w drogę powrotną do domu, w którym czekać na niego mieli ojciec z bratem. Matka, która zmarła kilka lat wcześniej, byłaby z pewnością dumna z jego sukcesów na uczelni. Jednak im bliżej celu, w Danie zamiast narastać przyjemne uczucie powrotu, rosło szaleńcze uczucie zaniepokojenia. Gdy taksówka zatrzymała się przed jego domem, serce łomotało mu niemiłosiernie. Wreszcie auto stanęło.
- 17,5$. - zakomunikował taksówkarz. Dan sięgnął do portfela, wyciągnął z niego dwa banknoty dziesięciodolarowe i wręczył kierowcy. Spojrzał na dom. Czarne okna na piętrze zdawały się być oczami, które nie chcą go tu oglądać. Przez chwilę przebiegła mu myśl o tym, żeby zawrócić, póki jeszcze ma okazję.
- Panie, wysiadasz pan? - usłyszał ponownie głos taksówkarza. Jego brzmienie rozbudziło go z półsnu, w który powoli zapadał. Przecież to jego dom, miejsce, w którym się wychował. Nie wycofa się.
- Tak, już, oczywiście. Już wysiadam. - odparł Dan, sięgając do drzwi samochodu. Otworzył je z lekkim trudem. Wystawił jedną nogę, potem drugą, podparł się ręką, wyszedł z pojazu. I wtedy poczuł coś jakby uderzenie, podobne do silnego podmuchu wiatru. Ktoś... nie. Nie "ktoś". Dom nie chciał go tu. To było jego ostatnie ostrzeżenie. Miał tu nie wchodzić, nigdy się nie zjawiać. Był pewien, że w środku wydarzyło się coś niedobrego. Po chwili usłyszał w głowie głos kobiety.
"To nie miejsce dla Ciebie! Uciekaj stąd!"
Jednak nie posłuchał rady. Groza, którą czuł od wyjścia z samolotu, otaczała go teraz szczelnie. Podszedł do bagażnika, wyciągnął torbę podróżną. Obklejona naklejkami z różnych części świata, ledwo się trzymała, jednak on nie chciał się jej pozbywać. Przypominała mu wiele dobrych chwil, które przeżył w różnych miejscach świata. Pamiętał o imprezach na studiach, pamiętał o odwiedzinach u dziewczyny. Jakże mógłby zapomnieć o wizycie w Illinois, podczas szkolnych zawodów futbolu, na których zdobyli puchar? Odetchnął głęboko parokrotnie. Zamknął bagażnik i poczekał, aż taksówka zniknie za najbliższym zakrętem. Ta chwila, choć w rzeczywistości nie dłuższa niż kilka sekund, w jego oczach trwała wieki. Wiedział, że zaraz wydarzy się coś niedobrego. Wziął do lewej ręki torbę podróżną i zrobił kilka kroków w kierunku drzwi. Każdy kolejny był cięższy od poprzedniego. Z trudem unosił stopy. Nogi powoli zaczynały odmawiać mu posłuszeństwa. Niebo, które ledwie kwadrans temu było bezchmurne, nagle pociemniało. Zupełnie jakby słońce nie chciało być świadkiem tego, co zaraz się wydarzy. W końcu Dan stanął u drzwi.
- Tato, wróciłem! - krzyknął, lecz głos był jakby wykrzyczany przez kogoś innego, kogoś w oddali. Tu i teraz, obok niego, nie było nikogo. Tylko on i drzwi. Po prawej coś błysnęło, a po chwili rozległ się grzmot. Chwilę później z granatowych chmur lunął deszcz. Dla Dana wszystko to działo się jak w filmie w zwolnionym tempie. Uchylił się i z lewej ręki wypuścił torbę.
- Wróciłem... - powtórzył do siebie szeptem. Gdyby krzyknął i tak nikt by go nie usłyszał. Ulica opustoszała, a szum deszczu zagłuszał wszystkie dźwięki. Dan wyprostował się. Patrzył na drzwi uważnie, jak nigdy. Zaczynał dostrzegać wiele detali - obtarć i bruzd, które zdobiły wejście tak, jak zmarszczki twarz starego człowieka. Nic dziwnego. Przecież cały ten dom był jak człowiek. Staruszek zmęczony życiem. Solidne, drewniane drzwi. Stały na straży, od kiedy tylko pamięta. Podświadomie czuł jednak, że dziś są wrogiem - pierwszym, z którym musi się zmierzyć. Powoli sięgnął prawą ręką do klamki. Ponownie usłyszał ostrzeżenie w głowie. Tym razem kobieta krzyczała do niego z całych sił. Dan jednak wiedział, że musi nacisnąć klamkę i otworzyć dom.

1142 wyświetlenia
12 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!