Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zamknięty pokój

Lalanel

Lalanel

Do tej pory nie wiem, kim była.
Nie lubiła polityki, a kanały informacyjne wywoływały u niej dreszcze. Nie wiedziała kto jest prezydentem, a urzędy omijała szerokim łukiem.
Miała problemy z zapamiętywaniem imion i twarzy.
Nudziły ją pozytywistyczne obyczajówki, czy historyczne powieści. Nie lubiła większości przedmiotów szkolnych.
Ubóstwiała romantyzm, mówiła, że w żadnej epoce nie powstało tyle arcydzieł co wtedy.
Jej idolami byli Leonardo da Vinci z powodu talentu i Salvador Dali, którego ceniła za oryginalność i kontrowersyjność. Kochała wiele rzeczy: białą czekoladę, komedie, słoneczne poranki. Wiedziałem o niej wiele, ale tak naprawdę nie mam pojęcia kim była. Nie wiedziałem co było prawdą. Tak naprawdę wszystko mogło być misternie ułożonym wizerunkiem który niczym zbroja bronił ją przed światem zewnętrznym.
Spotkaliśmy się na rozpoczęciu roku szkolnego w liceum. Otoczona wianuszkiem dziewczyn witała się z każdym chłopakiem z naszej klasy. Przyglądałem się temu z dezaprobatą, co chciała przez to osiągnąć?
Ostatnią osobą do jakiej podeszła byłem ja.
- Jestem Mika – wyciągnęła do mnie rękę, a jej dziecięca, uśmiechnięta twarz przybrała zupełnie nowy wyraz. Trwało to tylko chwilę, ale mimo to poczułem dreszcze na karku. Do tej pory nie do końca rozumiem co wtedy się stało.
Mika do szkoły przychodziła z nie znikającym uśmiechem na twarzy. Faceci bili się o jej względy, a każda dziewczyna chciała się z nią przyjaźnić. Ja widziałem w niej jedynie pustą kukiełkę ubraną w kolorową sukienkę z namalowanym uśmiechem i szklanymi oczami. Jej zadaniem było cieszyć oczy każdego kto na nią patrzył i rzeczywiście tak było.
W drugiej klasie mój kumpel uparł się, by ją zdobyć, oczywiście nie mógł zrobić tego sam, musiał mnie wplątać w tą dziwną grę. Szczerze mówiąc, nie pochwalałem jego wyboru z wiadomych powodów. Mika, to nie była jego liga – mogła mieć każdego, więc niby dlaczego miała wybrać przeciętniaka? Jednak postanowiłem pomóc, jak można zostawić przyjaciela w potrzebie?
To właśnie przez to się z nią zaprzyjaźniłem.
Zaczęło się od spotkań w tróję, niewinnych rozmów na przerwie, wymiany liścików na lekcjach. Okazała się być zupełnie inna niż w moich wyobrażeniach. Nie była tak infantylna na jaką pozowała, nie podejmowała pochopnych decyzji a na pytania nigdy nie odpowiadała wprost, jeśli nie miała ochoty udzielać odpowiedzi. Zdawała się kokietować każdego faceta, hipnotyzowała wzrokiem, prowokowała a potem i tak olewała. Zawsze zastanawiałem się czy była świadoma tego czy raczej zachowanie jej było tak samo intuicyjne, jak pantery podczas polowania.
Czasami spotykaliśmy się wieczorami. Szliśmy na spacer, albo do cukierni na kremówki – uwielbialiśmy kremówki. Bywało, że razem chodziliśmy na wagary, włóczyliśmy się po nieczynnych torach czy zamkniętych fabrykach. Nic więcej między nami nie było.
W wakacje nasza znajomość się skończyła.
Przeprowadziłem się, przeniosłem do innej szkoły.
Nie zadzwoniła do mnie ani razu, ja zresztą też nie. Ciągle mieszkaliśmy w tym samym mieście, jednak nie dane nam było się spotkać. Słyszałem tylko, że zaczęła chodzić z znanym wszędzie półgłówkiem. Podobno się kochali. Zawsze chodzi razem. Czułem się zirytowany, może nawet trochę wściekły, że tak łatwo oplotła sobie kolejnego faceta wokół palca, że kolejny jest na jej skinienie. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to zazdrość.
Spotkałem ją, kilka lat później w parku miejskim. Siedziała pod płaczącą wierzbą. Wyglądała zupełnie inaczej, ledwo ją poznałem. Była ubrana w wysokie czarne buty i tweedowy płaszcz. Idealnie wystylizowane włosy zastąpiła krótką fryzurą w punkowym stylu. Wyglądała zupełnie inaczej. Mniej kobieco, przez to też mniej atrakcyjnie. Mimo to, nie mogłem oprzeć się by nie podejść do niej i przynajmniej się przywitać, przyciągała mnie do siebie jak magnes. Już wchodziłem na trawnik, kiedy podniosła twarz, a ja zobaczyłem łzy spływające po jej policzkach.
Chyba się wystraszyłem. Co się mogło stać. Mika nigdy nie płakała. Odwróciłem się na pięcie, usiadłem na ławce i czekałem.
Nie wiedziałem co robić. Mogłem jedynie patrzeć jak cierpi. To bolało. Irytowała mnie moja bezużyteczność, ale jak mógłbym jej pomóc skoro nawet nie wiedziałem co jej jest?
Gdy wróciła na drogę i zobaczyła mnie oglądającego uparcie falująca delikatnie wodę w stawie, uśmiechnęła się. Podszedłem do niej i zaprosiłem na kremówkę. Jak kiedyś. Zgodziła się.
Na moje pytania na temat przeszłości odpowiadała bardzo lakonicznie z marmurową maską na twarzy. Ze spokojnym uśmiechem nie sięgającym oczu mówiła, że nie wierzy w ludzi, czy uczucia takie jak miłość lub przyjaźń. Mówiła, że marzenia są dla głupców.
Nie mogłem uwierzyć, że to ta sama osoba, z którą byłem w klasie. Była inna. Zupełnie inna. To było jak nasze pierwsze spotkanie, siedziałem z zupełnie mi nieznaną osobą, która mimo, że tak zgorzkniała intrygowała mnie coraz bardziej. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, tak jak kiedyś.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie. Jej głos drżał zupełnie jakby powstrzymywała płacz. Powiedziała mi, że ma dosyć grania. Że radykalna komedia głupców właśnie dobiega końca, został tylko jeden akt. Czas na ostatni ukłon- dodała i rozłączyła się.
Gdy tylko ocknąłem się z osłupienia w jakie wprawiła mnie ta dziwna wypowiedź ubrałem się szybko i pobiegłem do jej domu, gdy tylko okazało się, że wyszła intuicyjnie pobiegłem do starej fabryki.
Siedziała tam, oparta o fragment ścianki działowej, wzrok skierowany miała ku górze, patrzyła na niebo przez dziurę w dachu. Często kiedyś tu przychodziliśmy, siadaliśmy właśnie tam i oglądaliśmy ten mały wycinek nieba gadając o bzdurach. Chyba właśnie w tym momencie, patrząc na jej bladą cerę oświetloną blaskiem księżyca, wspominając tych kilka dni spędzonych razem, uświadomiłem sobie, że ją kocham. Zakochałem się w niej już wtedy, gdy pierwszy raz spojrzała mi w oczy.
Kochałem ją, ale to nic nie zmieniało. Miłość to nie jest wcale takie magiczne uczucie, nie czyni cudów, nie niesie ze sobą szczęścia.
Wolno podszedłem by przyjrzeć się jej twarzy.
Mika nigdy nie była sobą, nie mogła być sobą. Jej uśmiech nigdy nie był szczery. Grała tylko swoje role, jak marionetka, po to by zadowolić wszystkich. Była uwięziona w tym świecie, jej życie było jedną wielką farsą uszczęśliwiania innych. Dobra uczennica, miła koleżanka, wspaniała córka. Nigdy Mika.
Kiedyś mi powiedziała, że prawdziwie wolnym jesteś tylko wtedy, gdy umierasz. Nie sądziłem że to prawda.

121 wyświetleń
4 teksty
0 obserwujących
  • Lalanel

    12 June 2012, 23:21

    Pokój już został zamknięty, dlatego zakończenie takie a nie inne (:
    Ciesze się, że Ci się podoba (: bardzo miło to przeczytać (:

  • Albert Jarus

    11 June 2012, 12:49

    Urzekło mnie, choć chciałem doczekać jakiegoś miłego zakończenia.
    Pasuje mi styl pisania, dobrze się czytało :)