mikroopowiadanie sto pięćdzziesiąte drugie
Dawno dawno temu, w katolickim państwie, w którym jedni biskupi kodowali, a inni jeszcze wdowy i dziewice konsekrowali, pan sierżant z żoną sierżantową szedł przez wieś, żeby na boisku piłkarskim zjeść śliwki granatowe, a wewnątrz żółte, o smaku kwaśno-słodkim i niezupełnie zrobaczywiałe, i w pewnym momencie na szybach wiejskiego banku zobaczył napis "WYSOKI KRAWĘŻNIK", zaraz więc wskazał ten napis żonie sierżantowej i oboje parsknęli gromkim śmiechem, oboje też razem po cichu pomyśleli, że przecież pomysłodawcy napisu mogli przecież od razu zażądać napisu "OFICER POLICJI".
Autor
297 709 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących