Czym była dla niego miłość? Czymś, co stanowiło ukojenie dla smutnego serca. Osiągnięta harmonia, która pozwalała iść do przodu. Uwielbiał ją. Wszystkie słowa, ważne i będące rodzajem rzetelności, skupiały się wokół niej. Zmysły także nie protestowały. Była uosobieniem fajnej rzeczywistości, gdzie łączą siły, aby życie stało się znośne. Takim promieniem słońca na chłodne dni. Blaskiem tak silnym, że najpiękniejsza z gwiazd nie jest w stanie takiego z siebie wydobyć. Ale nie ideałem. Bo ktoś idealny nie widzi zagrożeń. I tym samym, nie dostrzega bólu innych. On też miał sporo rys na swoim charakterze. Nie szukał wrażeń, lecz stabilności. I dlatego chciał bardzo do niej. Wtedy te skazy nie byłyby tak widoczne, bo stanowiliby jedność. Najmocniejszy pomnik nie bojący się upływającego czasu. Tak będzie. Właśnie tak.