Menu
Gildia Pióra na Patronite

Z Kaziemierzem

fyrfle

fyrfle

Często dopiero po spotkaniu Weny z Kazimierzem długo rozmawiałem przy jego samochodzie pod biblioteką, albo szliśmy do jego mieszkania i tam naprawdę się rozkręcał opowiadając anegdoty z życia Weny, z dziejów Ksantypy, Bęc Wuja w czoło, czy innych pomysłów artystycznych. Przede wszystkim opowiadał o swojej fascynacji Wysockim i o tłumaczeniach jego tekstów, których był autorem. Przez całe te spotkania puszczał mi jego utwory, a potem podsyłał na mój komputer. Tak samo uwielbiał Brela, Okudżawę czy Kaczmarskiego, Nohawice, Poniedzielskiego czy Daukszewicza.

Był genialnym literatem i czuł poezję , którą czytał. Kiedyś Gazeta Wyborcza organizowała konkursy na pisanie wierszy w stylu jakiegoś poety i Kazimierz posyłał im swoje, no i przeważnie wygrywał, a raz wprowadził w konsternację jury, bo napisał jakiś wiersz tak, że oni byli przekonani , iż on im przysłał jakiś oryginalny nieznany wiersz owego twórcy. Opowiadał o swojej współpracy z pewną redaktor Polskiego Radia, która, to w swoich audycjach dzwoniła do niego do domu i był jej ekspertem w wielu tematach. Uwielbiał też tematykę morza. W pewnym momencie zaproponował mu współpracę kabaret Elita i Studio 202, ale wybrał rodzinę. Potem chciał wrócić do współpracy, ale już byli obrażeni na niego. On zaraził mnie pięcioksiągiem Karola Olgierda Borchardta i historią polskiej floty od czasów Jagiellonów. Pisał sam szanty i często były tłem dla naszych rozmów. Wspominał początki i dzieje kabaretu "Ksantypa" oraz kapeli "Bęc Wuja w Czoło", których był motorem, dla których pisał genialne teksty i z którymi wojażował po Polsce i zwłaszcza ZSRR. No więc miał zawsze coś do opowiedzenia o Rosji, o Rosjanach, o tamtejszych kulinariach czy trunkach albo obyczajach. A ja słuchałem i chłonąłem, też kocham wschód.

Ksantypa i Bęc Wuja w Czoło, to były marki i symbole Namysłowa porównywalne w tamtych czasach z piwem "Rycerskim" i "Zamkowym". tak jak piwo było słynne w całej Polsce, tak kabaret i kapela , które współtworzył Kazimierz też niosły Namysłów w Polskę i jeszcze Europę. Kazimierz opowiadał, jak to nie sami głupcy na ich występy przychodzili i jak to nie raz omal im się nie oberwało za kpienie z polskich, a zwłaszcza wiejskich przywar.

Talent się ma albo nie ma. Kazimierz go miał. Potrafił napisać wszystko i jeszcze do tego muzykę i nie potrzebował do tego studiów polonistycznych, literackich czy muzycznych. Pisał genialne metafory, rymy, zdania i co tam jeszcze oraz rewelacyjną muzykę, wiec czyta się go i słucha wspaniale.

Jeszcze tworzył genialne nalewki, był znakomitym kucharzem i komponował doskonałe mieszanki ziół i przypraw.

Chodzenie do Kazimierza był samą przyjemnością , bo opowiadał i opowiadał, jak choćby o konfliktach z lokalnymi politykami i bonazmi, bo był wrażliwcem i obok krzywdy nie przechodził w czym pomagała mu Gazeta Ziemi Namysłowskiej, no więc tracił pracę, a gdy wiatry się zmieniały odzyskiwał ją, ale jednak trwał w tym srodowisku małej małomiasteczkowości do końca, bo jednak wyrastał tutaj wyżej niż wieże kościoła Piotra i Pawła, i boskim zrządzeniem zaczęli sobie z tego zdawać sprawę bossowie miasta i powiatu, więc dostał Kazimierz Cymesa Namysłowskiego za całokształt pracy na rzecz Kultury Namysłowa. Nomen omen zastanawiam się - czy na pogrzebie którenś odważy się zabrać głos...A historii z dziejów Kaziu - władza bez liku...hi hi hi.

Lubiany być nie mógł, bo na przykład polonistą nie był, a polonistą był genialnym, wykształcenia literackiego nie miał, a wiedział o krytyce literackiej i o literaturze wszystko i dawał temu wyraz w stosownych tekstach i wystąpieniach, wykształcenia muzycznego nie miał , a pisał genialną muzykę i rozmawiał o niej jakby był przy tm na przykład jak Brel ją pisał czy Mahler. No i tez przecież uwielbiał folklor irlandzki, a spełniłem jego takie marzenie, że zabrałem go do Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu na widowisko taneczne Lord of the Dance Michaela Flatleya. Był wtedy wniebowzięty, ja zresztą też.

Okazja zawsze się znalazła, żeby pójść do Kazimierza i oderwać go od komputera, bo cały czas siedział przy nim i tworzył coś dla biblioteki, domu kultury, miasta, składał czyjś tomik lub przygotowywał scenariusz finału konkursu "O Różę Karoliny", "Poetyckich Zaduszek", "Poetyckich Walentynek", "Poetyckiego Dnia Kobiet", "Poetyckiego Dnia Matki", "poetyckiego Dnia Dziecka", ciągle dzwonił do szkół, aby ich zdolniachy brały udział w tych imprezach, uświetniając je zwłaszcza muzycznie i wokalnie. Szedłem do niego z butelką Rioji , jak gdzieś jakąś fajną wyczaiłem, bo ogromnie lubił RIOJĘ, ale i bardzo lubił owoce i warzywa, które mu z działki przynosiłem wiadrami lub w postaci gotowych przetworów, za co odwdzięczał mi się nową perełką Brela czy Wysockiego wynalezioną gdzieś w kosmosie internetu lub cudną opowieścią na przykład o przesławnych czynach admirała Dickmana.

Angażował się w inne działania domu kultury czy biblioteki, bo był niezrównanym choćby recytatorem, zresztą jego interpretacje wierszy krążą po internecie i są genialne, zapraszany więc do czytania dzieciom i wszelkich narodowych czytań, robił to chętnie i pięknie.

Uważam, że nie będąc szanownym gronem, to był znakomitym wychowawcą młodzieży, bo on realnie uświadamiał im ich wrażliwość i wyjątkowość, pokazał, że talenty powinny być dostrzegane i szlifowane oraz podlewane paliwem docenienia, bo jak dziewczyna ma naście lat i wydaje się je tomi z cudownym wieczorem poetyckim, który okraszony jest muzyką bardów, to ona wie już, że jest kimś i wie, że dając życiu ma prawo oczekiwać, że od niego dostanie. Kaziu tworzył ludzi wielkich nie roboli, tworzył tych co w błocie na kolanach taplać się nie chcą, ale śmiało tworzą siebie i świat kreują dookoła siebie. Tylko, że On był Herosem, Jego odejście do Pana obawiam się, że wielu uwolni od konieczności uczestniczenia w dobru.

297 711 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!