Często tamtędy przechodziłam. Z witryny zapraszał czerwony neon "Cafe". W swoim kącie, on. Na małym stoliczku leżał elegancki kapelusz, stała czarna. Majestatycznie wrzucał trzy kostki cukru a czwartą moczył, po czym ją ssał. Jakby chciał się zaszczepić na gorycz całego świata. Próbowałam wyczytać z jego twarzy, gdzie teraz jest, kogo odwiedza. To raz zagryzał wargi, reagując rozszerzeniem źrenic, to znowu śmiał się w głos wycierając ukradkiem łzę z przekrwionego policzka. Innym razem zastygał w bezruchu z przekrzywioną na bok głową, pogłębiając bruzdy na czole. Pewnego ranka go nie było. Na stoliku stała niedopita kawa i przełożona w połowie książka zakładką z aniołem.
Wieczorem zobaczyłam w wiadomościach: "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Zaginął, około 2 lata temu."