Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wieczór z Erykiem

LittleLotta

LittleLotta

Część 4.
Założyłam maskę i wygładziłam spódnicę. Spojrzałam w lustro. Przede mną stała śliczna kobieta o alabastrowej skórze, której twarz o wielkich zielonych oczach okalały jasnobrązowe loki. Ubrana była ona w trochę zbyt prowokującą ażurową koszulę z opadającymi ramionami. Tuż pod jej piersiami zaczynał się kruczoczarny gorset zasznurowany krwistoczerwoną wstążką. Spod niego kaskadą złotych refleksów opadała długa spódnica, której koniec ciągnął się po podłodze za właścicielką. Cała moją postać można było opisać jednym słowem. Aminta. Główna bohaterka „Don Juana triumfującego”, którą zagrała Christin.
Zapatrzyłam się na siebie wspominając ostatnie dwa tygodnie. Kilka razy spotkałam się z Kubą. Z każdym kolejnym spotkaniem zakochiwałam się coraz bardziej, ale co najgorsze, mój wewnętrzny ból też rósł. Serce było rozdarte pomiędzy dwoma mężczyznami. Eryka darzyłam namiętnym i gorącym uczuciem, wydobywał ze mnie atrakcyjną i ponętną kobietę. Kochałam go inaczej niż tego drugiego, do którego żywiłam zgoła odmienną miłość, która nie była oparta na fizycznym pociągu. Nie mogłam zaprzestać spotykania się z nimi. Nie wiedziałam nawet, czy bym zdołała. Obaj zjawiali się bez zapowiedzi. Poza tym, po czymś takim z mojego serca zostałaby kupka marnego popiołu, który przy nawet najmniejszym wietrzyku mógłby się rozwiać na cztery strony świata. Jedną utraconą przyjaźń mogłabym jakoś przeżyć, ale nie utratę dwóch adoratorów, w których zakochana byłam po uszy.
Dręczył mnie niejasny niepokój. Podświadomie czułam, że wydarzy się dzisiaj coś złego, ale nie wiedziałam co. Nigdy jeszcze nie zawiodła mnie moja intuicja. Postanowiłam zagłuszyć ten cieniutki alarmujący głosik. Za długo czekałam na tą chwilę, nie mogę stracić tego triumfu. „Ale, czy to na pewno ty będziesz górą?”- spytał głosik. Zbyłam to machnięciem dłoni i sięgnęłam po złote szpilki i długi płaszcz.
W momencie, kiedy zapinałam ostatni guzik, zadzwonił dzwonek u drzwi. Podbiegłam najszybciej jak mogłam, żeby nie połamać wysokich obcasów, na których niepewnie stałam. Pociągnęłam za klamkę. Zobaczyłam niebieskie oczy Kuby. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a na ustach złożyłam pocałunek.
- Idziemy?- spytał i ruszyliśmy do jego samochodu.
„Ostatnio nie potrafię skupić się na drodze.”- pomyślałam. Faktycznie z drogi do koleżanki nic nie zapamiętałam. Zamieniłam chyba kilka słów z Kubą, ale nic więcej nie byłam w stanie stwierdzić. Moje zmysły zaczęły pracować od momentu, kiedy wysiadłam z samochodu. Podał mi ramię i razem weszliśmy do domu.
W środku czekała już na mnie Iza. Podbiegłam do niej i powitałyśmy się dosyć wylewnie. Odsunęłam ją od siebie i popatrzyłam na nią krytycznym wzrokiem. Roześmiałam się. Ubrana była w arabski strój z turbanem zaopatrzonym w długie strusie piórko. Podszedł do niej Kuba. Już bez płaszcza. Popatrzyłam na niego zdumiona. Nigdy nie widziałam go w smokingu. Zawiesiłam w szafie płaszcz i odwróciłam się. Patrzyli na mnie z szeroko otworzonymi oczami. Spytałam ich, o co im chodzi, a oni nic nie odpowiedzieli. Przejrzałam się w wielkim lustrze i stwierdziłam, że wszystko ze mną w porządku. Czerwona róża we włosach. Długie rozcięcie do połowy uda w spódnicy. Żadnej części garderoby nie zgubiłam po drodze. Najkrócej mówiąc, wszystko było na swoim miejscu.
- Wyglądasz… prześlicznie.- bąknął Kuba, uśmiechnęłam się i jeszcze raz spojrzałam w tafle szkła. Delikatnie podpięte włosy spadały łagodną kaskadą na lekko odsłonięte plecy. Nie umalowałam się. „Chyba naprawdę jestem dziś ładna.”- pomyślałam i roześmiałam się. Podeszłam do niego. Zdjęłam z szyi łańcuszek z wisiorkiem i włożyłam go w jego dłoń. Nakryłam ją swoją.
- To kluczyk do mojego serca.- szepnęłam i pociągnęłam go na salę.
Popatrzyłam zdumiona i aż zakręciło mi się w głowie. To pomieszczenie nigdy nie było tak kolorowe i pełne ludzi. Rozejrzałam się w poszukiwaniu znanych twarzy. Zauważyłam Weronikę tańczącą z kimś w czarnym smokingu. Włosy splotła w drobne strączki i poprzewiązywała je barwnymi wstążkami. Oczy zasłoniła czarną, ażurową maską. Kiedy robiła obroty jej sukienka wyglądała jak wir zrobiony ze złoto-czarnych pasków materiału. Zaraz po tym jak przestąpiłam próg oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Rozmowy umilkły, a wirujące pary się zatrzymały. Kobiety patrzyły na mnie z zazdrością, a mężczyźni z pożądaniem. Zarumieniłam się tak mocno, że moje policzki przybrały prawie barwę maski, która zakrywała mi oczy. Przypominała ona krew sączącą się z głębokiej rany. Spuściłam zawstydzona oczy. Kuba pociągnął mnie na środek, gdzie poddaliśmy się pierwszym taktom walca. Dopiero wtedy wszystko wróciło do normy.
Pomiędzy kolejnymi obrotami zauważyłam kilku moich znajomych. Spostrzegłam Olę w stroju anioła Małej Meg, której biała, falbaniasta suknia wiła się po ziemi. Zaraz obok niej stał Piotrek, którego długie włosy zebrane były w zgrabnego kucyka i przewiązane czarną wstążką. Widziałam również Madzię i Ilonę, które dzisiaj były swoimi przeciwieństwami. Pierwsza z nich udawała pastereczkę w krótkiej, kloszowatej i seledynowej sukieneczce, druga straszyła nas jako diablica, siostra Mefistofelesa. Przez naprawdę długą chwilę wpatrywałam się w upudrowanego jegomościa w różowym surducie, białych rajstopach i w tego samego koloru peruce. Nad lewym kącikiem ust miał pieprzyk w kształcie serduszka. Stary cap z Il Muto! Artur! Wybuchłam salwą śmiechu. Każdy był kimś innym. Gdziekolwiek popatrzyłam, widziałam same kłamstwa.
Przez cały wieczór tańczyłam praktycznie tylko z Kubą. Czasem nalegałam tylko namowom innym. Byłam zdziwiona, bo tylko ja przebrałam się za Christin. Jakby ta rola była dla mnie zarezerwowana. Rozglądałam się na boki, ale nie mogłam znaleźć również żadnego Upiora, ale to akurat mnie nie zszokowało. Byłam w doskonałym humorze. Rozdawałam uśmiechy na prawo i lewo wybuchając co chwilę salwą śmiechu.
Koło północy Kuba przeprosił mnie na chwilę i wyszedł. Przysiadłam na krześle i wdałam się w pasjonującą rozmowę z Ola, Izą i Weroniką. Omawiałyśmy wszystko, co przyszło nam do głowy. Dekoracje, kostiumy, studia i inne drobnostki oraz błahostki, które na co dzień absorbują ludzi. Nie zauważyłam, kiedy ktoś puścił piosenkę z Maskarady, a wszystkie pary ustawiły się w barwnym korowodzie. Zapatrzyłam się na pewną dziewczynę, która tańczyła jakieś wymyślne figury, kiedy zlękniony tłum rozstąpił się. Popatrzyłam w ślad za wzrokiem innych i zobaczyłam go. Stąpał jak Czerwona Śmierć, w rytm „Why so silent”. Zbladłam. Wstałam i zaczął śpiewać, a pary cofały się ustępując mu miejsca. Jego głos wyrażał tyle emocji, tyle sprzeczności. Podeszłam do niego niepewna, co robić. Czułam się jak aktor, który zapomniał roli. Stąpałam wylękniona wiedząc, że wszyscy patrzą na nas. Zakończył i spojrzał na mnie ciepło. Teraz nie wahałam się, jego uśmiech powiedział mi wszystko. Z ukrytych gdzieś na sali głośników popłynęły pierwsze akordy muzyki z Don Juana Triumfującego. Przypatrzyłam się mu krytycznym wzrokiem. Przez moje ciało przebiegła błyskawica i rozpaliły się płomienie namiętności. Wyglądał cudownie. Podobny był, wręcz identyczny, do głównego bohatera tej opery. Począwszy od wysokich, czarnych oficerek, brązowych spodni i krótkiej marynarki do pasa w tym samym kolorze, poprzez ciemny płaszcz z haftowanym karczkiem i kończąc na kruczoczarnej masce zakrywającej jego oczy i uwydatniającej kształtny nos. Był taki przystojny. Pasowaliśmy do siebie, nawet bardzo. Don Juan i Aminta, jego ostateczny triumf. „Passarino- odejdź…” zaczął piosenkę. Śpiewał ją dla mnie. Przez mój umysł przepływały kolejne fale uczuć, których nawet nie próbowałam identyfikować. Czułam się jak Christin. Nie. Ja już nią byłam. Znalazłam się w tym samym miejscu, co ona, w tym samym punkcie zwrotnym życia. Byłam tylko ja i on. Opowiadałam mu historię mojej miłości ubierając ją w słowa arii. Opisywałam wszystkie problemy, decyzje, wahania i kłopoty, które z niej wynikały. Wreszcie przełamałam się i pokazałam prawdziwą siebie, którą zawsze ukrywałam. Wszyscy zobaczyli, że mogę być atrakcyjna i namiętna, a nawet pociągająca i zmysłowa. Zbliżaliśmy się coraz bardziej do siebie. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie władczo. Trzymał mnie mocno i pomimo grubej warstwy ubrań czuliśmy żar bijący z naszych ciał. Stanął przede mną i wziął moje dłonie w swoje. Spojrzałam mu w oczy, w których widać było głęboką, bezgraniczną miłość. Gdzieś za nią pojawiały się i znikały ogniki namiętności.
Ostatnie słowa wybrzmiały, a on zmienił się nie do poznania. Przybrał maskę obojętności i nic nie można było wyczytać z jego twarzy. Stał się nieprzenikniony i nieprzystępny. Odsunął się, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona. Nie wiedziałam, co się stało. Sięgnął po coś do kieszeni na piersi. Wziął to w palce i poczekał na moją reakcję. Przyjrzałam się temu przedmiotowi. Zamarłam ściętą grozą. „Kluczyk do mojego serca!”- pomyślałam.
- Co? Jak?- spytałam i popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, który zamglony był przez łzy cisnące się do moich oczu. Po policzku spłynęła mi samotna łza.
- Myślałaś, ze nie wiem?! Myślałaś, ze ukryjesz coś przede mną?! Kłamliwa i niewierna Dalila!- syknął.- Należysz do mnie. Zapamiętaj to.
Moje serce się zatrzymało. Próbowało wyrwać się rozpaczliwie. Nie mogłam wykrztusić żadnego słowa. Ścisnęło mi się gardło, jakby próbowało zabronić mi mówienia czegokolwiek. Łzy spływające po moich policzkach żłobiły sobie coraz głębsze dróżki. W jednej chwili zmieniłam się. Po tej pewnej siebie i prowokującej kobiecie nie pozostało zgoła nic. Wszyscy wokół zobaczyli dziewczynę w ostatnim stadium rozpaczy. Kupkę nieszczęść. Wstrząsały mną kolejne spazmy szlochu, a jego niebieskie oczy błyszczały niebezpiecznie i przewiercały mnie na wylot. Zatriumfował. Pokazał, że to on jest górą. „Przecież wiedziałam, że tak będzie.”- pomyślałam i załkałam żałośnie. Cała się trzęsłam, jednak opanowałam się w końcu na tyle, aby móc cokolwiek powiedzieć. Zacisnęłam ręce w pięści tak mocno, że na wewnętrznej stronie moich dłoni wykwitły czerwone półksiężyce. Uniosłam wysoko głowę przygotowana na kolejny cios. Patrzył na mnie z podziwem, który prześwitywał przez maskę zimnej obojętności.
- Czy Kubie, czy jemu nic się nie stało?- spytałam drżącym od emocji głosem i powtórzyłam już pewniej.- Czy nic mu nie jest? To jest sprawa pomiędzy nami. On nic nie zrobił, jest niewinny.
- Tak Ci się tylko wydaje.- odparł z bladym uśmiechem.- Pamiętaj, że tam gdzie jest miłość, muszą być dwie osoby, nie jedna. Dobrze powiedziałaś, że jest to sprawa pomiędzy nami, bo on się przypałętał jak jakiś nędznik, marny robak.
W moich oczach zakwitła iskierka nadziei i przestały spływać po policzkach łzy. „Czyli nic mu się nie stało!”- pomyślałam.
- Jednak zawinił.- dodał Eryk widząc moje poruszenie i zgasił mnie tym jednym stwierdzeniem.- Zapamięta tą lekcje do końca życia, a ty należysz do mnie!
Stałam tam i próbowałam zrozumieć sens jego słów, a gdy go pojęłam, przeraziłam się. W moim umyśle rozpętał się istny huragan. Wszystko się plątało i rwało. Przestałam słyszeć cokolwiek oprócz upiornego śmiech, który był produktem wyobraźni. Podłoga i sufit zamieniły się miejscami, zaraz później pociemniało mi przed oczami. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam, był przeraźliwy ból głowy, która uderzyła w podłogę mieszając wszystkie emocje w jedną papkę. Moja świadomość zgasła.
Kiedy podniosłam powieki cały świat zawirował. Oślepiła mnie żarówka wiszącą nad jakąś postacią, która pochylała się nade mną. Przypominała ona złowrogi cień. Przyjrzałam się mu. Zauważyłam parę niebieskich oczu i szybko odwróciłam modląc się, żeby to nie była prawda. Moją uwagę zwrócił głos, który próbował mnie uspokoić. Obróciłam głowę i spojrzałam jeszcze raz na tego kogoś. „Kuba!”- krzyknęło radośnie moje serce i odetchnęłam z ulgą. Spróbowałam się podnieść, ale zatrzymał mnie stanowczym gestem ręki. Odkąd zobaczyłam, że nic mu nie jest, mój puls wrócił do normy, a lód zaciskający się na umyśle stopniał. Myśli zaczęły swobodnie płynąć. Liczył się tylko ten jeden mężczyzna, jego kojący głos i ogrzewające moje lodowate dłonie usta. Mój świat ograniczył się do tego chłopaka, który w tym momencie przypominał mi anioła.
- Słyszałem, co się stało.- szepnął.- Czy chcesz mi coś wyjaśnić?
Odwróciłam wzrok. Nie chciałam nic nikomu tłumaczyć, a szczególnie jemu. Powiedziałam, że nie, a on nie naciskał. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę w tej przytłaczającej ciszy. Po jakichś pięciu minutach zaczęła mi za bardzo ciążyć. Zdecydowałam się ją przerwać.
- Jak straciłeś ten srebrny kluczyk na łańcuszku?- zagadnęłam przełykając głośno ślinę i spodziewając się najgorszego.
- Miałem go w kieszeni marynarki, którą zostawiłem wychodząc z sali.- odpowiedział spokojnie.- Nie wiedziałem, że ktoś mi go zabrał, dopóki Iza nie opowiedziała mi o tym, co się wydarzyło po tym jak wyszedłem.
Spojrzał na mnie ciepło i pocałował w czoło. Po policzku spłynęła jedna, gruba łza, później następna i następna. W tej chwili pojęłam ogrom konsekwencji tego wszystkiego. Zobaczyłam w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. Miałam ochotę z tym skończyć, wyrzucić do najbliższego kosza. To, o czym kiedyś marzyłam, teraz mnie przerażało. Pojęłam, że z uczuciami, tak jak z ogniem, nie można igrać. Sparzyłam się mocno. Wiedziałam, że nadal stoję za blisko płomienia i tylko jeden, nawet najmniejszy, nieostrożny krok może mnie zgubić. Na zawsze.

2972 wyświetlenia
51 tekstów
4 obserwujących
  • DorotaB

    19 April 2010, 13:50

    Czekam na część 5. Pozdrawiam.