Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wieczór z Erykiem

LittleLotta

LittleLotta

Część 6.
-Zagramy w siatkę?- zapytał Kuba dziwnie rozkojarzony. Skinęłam głową. I tak nie miałam nic zaplanowane na dzisiejsze popołudnie. Nie byłam geniuszem gry, ale jakoś sobie radziłam. Piłka ciągle była w ruchu. Co jakiś czas wybuchałam salwą śmiechu rozśmieszona enigmatycznymi komentarzami Kuby. Gdyby ktoś nas zobaczył, pomyślałby, że jesteśmy parą nie do końca normalnych ludzi. Jednak szczęście nam sprzyjało i sala była pusta.
Ścięłam piłkę, która poleciała po idealnie prostej linii kończąc swój lot uderzeniem w głowę Kuby. Roześmiałam się, a on zrobił dziwną minę. Zachwiał się i upadł. Powstrzymałam kolejny atak śmiechu. Zawołałam go, a on się nie poruszył, nawet nie drgnął palcem. Podeszłam do niego i przyklękłam obok. Zdenerwowałam się. Pomimo mojej blachy ratownika i studiów medycznych nadal bałam się, że zrobię komuś krzywdę przystępując do akcji. Pochyliłam się, aby sprawdzić, czy oddycha. Jego klatka piersiowa poruszała się miarowo, spojrzałam na jego twarz. Najpierw otworzył jedno oko, jakby badał teren, później drugie, a na koniec na ustach wykwitł mu iście szelmowski uśmiech. Tak bardzo mnie to zaskoczyło i zdziwiło się, że straciłam równowagę. Na dokładkę popchnął mnie, więc siłą rzeczy musiałam się przewrócić, a uczyniłam to z siniakotwórczą mocą. Zadzwoniło mi w uszach. Przetoczył się i przygniótł mnie do poziomu gruntu. Spojrzałam na niego przestraszona, a on złożył na moich ustach słodki i czuły pocałunek. Uśmiechnął się i wstał. Podał mi rękę i już zaraz byłam obok niego.
-Nie bój się mnie.- powiedział czule lekko ściskając moją dłoń.- Wiesz, że wyglądasz teraz jak mała, porcelanowa laleczka?
-Jak mnie nazwałeś?!- krzyknęłam. Od dwóch tygodni byłam rozdrażniona, ale teraz moja irytacja osiągnęła szczyt. Od zgoła czternastu dni moje nerwy trzymały się ledwie na włosku, a włosek w tym momencie pękł. Wiedziałam, że Kuba nie będzie traktował mnie poważnie, że będę po prostu jego kolejną zabawką, ale nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
-Nie porównuj mnie do zabawki! Z każdą dziewczyną tak postępujesz? Jak z zabawką?! Pobawisz się mną chwilę, a później rzucisz w kąt?!
-Nie, to nie tak…- próbował się usprawiedliwić.
-Nie! Zamilcz! Byłam twoim kolejnym wyzwaniem? Jako jedyna się tobą nie interesowałam, kiedy wszystkie za tobą latały? To dlatego musiałeś mnie zdobyć? Miałam być po prostu twoją zdobyczą? Ja ci zaufałam! Nawet pokochałam!- wykrzyczałam. Zakryłam dłonią usta. Powiedziałam zbyt dużo. Z moich oczu zaczęły ciec grube łzy. Zamachnęłam się wymierzając Kubie siarczysty policzek. Wybiegłam zostawiając mu chwilową pamiątkę w postaci czerwonego odcisku mojej dłoni na policzku.
Szczęknął klucz w zamku i drzwi się otworzyły. Nareszcie dotarłam do domu. Po drodze trochę ochłonęłam i zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty, ale nie mogłam już nic odkręcić. Widziałam jak zmieniał swoje dziewczyny jak rękawiczki i nie miałam możliwości, aby temu zapobiec. Pocieszałam je. Wypłakiwały się w moje ramię. Teraz, kiedy coś z tym zrobiłam, dokonałam zemsty, powinnam byłam być szczęśliwa, ale nie byłam. Serce zamieniło się w krwawiącą miazgę, a ja sama ciągle ryczałam. W autobusie jeden facet podał mi nawet chusteczkę, a ja na niego nawrzeszczałam. To nie byłam już ja. Ta romantyczka, która zakopywała swoje uczucia na polu minowym, zamieniła się w kogoś innego. Teraz jej normalna osobowość wracała na swoje stałe miejsce, a poczucie winy zaczęło trawić i niszczyć od środka.
Rzuciłam się na łóżku i zaczęłam moczyć łzami poduszki. Nie mogłam i nie chciałam się pozbierać. Dotąd jeszcze nigdy nie byłam taka smutna. Źle zrobiłam, ale wydawało mi się to jedyną opcją. Nie chciałam popełnić błędu Christin wybierając Kubę. Raoul nie był jej wart.
Czułam się jak zombie. Wyzuta z emocji. Wyzuta z łez i sił. Przeszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Trochę oprzytomniałam, ale oczy nadal miałam zamglone. Potarłam ramiona, zrobiło się dosyć zimno. Wzięłam z półki pled i siadłam przed telewizorem. Patrzyłam bezmyślnie w ekran i przeskakiwałam z kanału na kanał. I tak płynęła jedna godzina za drugą. Głowa opadła mi na ramię. Kakofonia dźwięków z brazylijskiego tasiemca nie przeszkodziła mi w zaśnięciu. Przez całą noc męczyły mnie koszmary, w których stałam na rozstaju dróg. Skręciłam we śnie w prawo. Po kilku krokach zauważyłam przepaść i zawróciłam. Pobiegłam szybko w lewo, bo stamtąd dochodził śpiew Eryka. Nie zauważyłam kolejnej przepaści i w nią wpadłam. Spadałam i spadałam, a dookoła mnie była ciemność. Zaraz po tym sennym majaku przyszedł następny. Tym razem znajdowałam się w jakimś ogrodzie. W powietrzu unosił się ciężki zapach kwiatów. Usłyszałam gdzieś głos Kuby. Pobiegłam tam. Zaraz też wokół mnie wyrósł potężny labirynt z żywopłotu. Zaczęłam kluczyć. W pewnym momencie w jakimś odgałęzieniu pojawił się Kuba. Poszłam szybko za nim. Po chwili znikł, ale wyrósł przede mną Eryk. Minął mnie, jakby w ogóle nie zauważył mojego istnienia. Krzyknęłam. Nadal mnie ignorował. Podeszłam do niego. Chciałam go chwycić za rękę, ale coś w połowie ruchu mi przeszkodziło. Pomiędzy nami wyrosła gruba, szklana ściana. Obudziłam się zlana zimnym potem. Drżałam również jak osika na wietrze. Podciągnęłam wyżej koc i spojrzałam w okno.
Cały świat przykrył się białym puchem. Ziemia została otulona śnieżnym kożuszkiem. Była teraz niewinna jak panna młoda. Uśmiechnęłam się do swoich myśli, które wreszcie się rozjaśniły. Odrobinę. Mogłam zastanowić się, co z tym fantem, czy też phantom’em dalej robić. Sprawy przedstawiały się jasno. Z głupiego błahego powodu porzuciłam Kubę. Pomimo tego, że myślałam nad tym „x” czasu, doszłam do bardzo niepokojących wniosków. Teraz nie mogłam już nic zmienić. Pozostało mi tylko czekać aż przyjdzie dar zapomnienia i pogłębić swoją znajomość z Erykiem.
Po ośmiu godzinach uciążliwej jazdy zaparkowałam wreszcie pod znajomym domem. Ciocia. „Ona nie będzie się pytać, po co tu przyjechałam.”- pomyślałam i poszłam przywitać się z domownikami.
Po jakiejś godzinie, kiedy wszyscy zaspokoili już swoją ciekawość wyciągają ze mnie wszelki możliwe informacje na temat pozostałej części rodziny, wyszłam na dwór. Mroźne powietrze szczypało mnie w policzki. Wyłączyłam komórkę i poprawiłam kaptur na głowie. Padał gęsty śnieg, ale byłam przyzwyczajona do tego. Taki już jest urok Podhala. Zimno i górzyście. Ruszyłam przed siebie przedzierając się przez głębokie zaspy. Przez jakiś czas był widoczny za mną piękny, góralski dom, ale teraz już znikł, a ja brnęłam dalej. Tylko w tym miejscu mogłam zapomnieć o wszystkim. Moje ukochane góry dawały mi poczucie bezpieczeństwa i przynależności do czegoś. Poprawiłam grube rękawiczki i kontynuowałam wspinaczkę. Weszłam na swój mały szczyt i zobaczyłam je w całej swej okazałości. Tatry wraz z powagą i majestatem, które je otaczają. Stałam tam i czułam się tak mała, jak mrówka. Wreszcie dotarło do mnie, co mam zrobić. W końcu po to tu przyjechałam. Zrozumiałam, że miłość do Kuby, to efekt przyzwyczajenia i że nie ma ona sensu. Zdobyłam się na odwagę i wykrzyczałam w pustkę słowa, które dotąd dźwięczą mi w głowie. „Kocham Eryka i nic tego nie zmieni!”.

2972 wyświetlenia
51 tekstów
4 obserwujących
  • DorotaB

    11 June 2010, 08:44

    Cierpliwie czekam na kolejną część, ponieważ wciągnęło mnie to opowiadanie.