Menu
Gildia Pióra na Patronite

Skrzydła łowcy

LittleLotta

LittleLotta

Część 4.

Powrót ze snu do świadomości zawsze jest trudny, ale ten był szczególnie. Wszystko mnie bolało. Począwszy od nogi, poprzez plecy, a kończąc na pulsującej głowie. Spałam w moim łóżku i w swojej ulubionej pościeli. Poczułam to. Nikt inny nie używał takiego zmiękczacza do prania i proszku jak ja. Uchyliłam lekko oczy, aby upewnić się, że na pewno jestem u siebie. A jednak. Tylko nie wiedziałam, dlaczego nie pamiętałam nic z drogi do mieszkania. Jakoś wrócić musiałam.
Podniosłam się w swoim posłaniu i wtedy zobaczyłam nieproszonego gościa. Michaił. Siedział w moim ulubionym fotelu i wpatrywał się we mnie. Pomacałam szybko pod poduszką szukając swojego sztyletu i dopiero, kiedy go znalazłam, mogłam znów popatrzeć w oczy tego człowieka.
- Co tu robisz?
- To tak odwdzięczasz mi się za uratowanie życia?- Wstał i podszedł do mnie. Na czole poczułam jego chłodną dłoń i na powrót padłam na poduchy.- Jak się czujesz?
- Dobrze- powiedziałam i próbowałam się uśmiechnąć, jednak coś mi nie wyszło.
- Kłamiesz.
- No dobrze. Czuję się jakby przejechał po mnie pociąg. Zadowolony?
- Tak.- Usiadł znowu w fotelu.- A teraz powiedz mi, skąd masz ten tatuaż na plecach?
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Był pierwszym mężczyzną, który o to pytał. Jakby nie patrzeć, był też pierwszym mężczyzną, który zwrócił na niego uwagę. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się wojownikowi. Był dziwnie spokojny.
- Nie wiem. Mam go odkąd pamiętam, czyli od 5 roku życia, kiedy to miałam wypadek. Wszystko, co było wcześniej jest dla mnie białą kartką. Łącznie z moją matką.- Mój głos się załamał. Nigdy się nie martwiłam tym, że nie znam swoich rodziców, ale nagle zapragnęłam poznać prawdę ogarnęła mnie przemożna chęć, żeby choć raz zobaczyć rodziców.
- Mój Boże.- Te słowa nie wydobyły się z moich ust. Więc z czyich? Popatrzyłam na Michaiła, który też się we mnie wpatrywał.- Co ja narobiłem?
- Ale co się stało? Chyba mogę wiedzieć- dociekałam.
- Raczej musisz.- powiedział i wstał. Nagle z jego pleców wyrosły cudowne, kruczoczarne jak tatuaż na moich plecach skrzydła.
- Co do licha…
- Tak, jestem Aniołem… i jestem… Twoim ojcem.
***
Zapadła długa chwila ciszy, w której słychać było tylko muchę uderzającą o szybę. Popatrzyłem na swoją córkę. Teraz rozumiałem jej podobieństwo do siebie. Wiedziałem, dlaczego czułem się przy niej tak dobrze i wiedziałem, dlaczego chcę ją ciągle chronić.
- Cholera! To nie może być prawda! Anioły nie istnieją.- zająknęła się.
- Nie bądźmy śmieszni. Wierzysz w istnienie strzyg, wilkołaków i innych cudactw, a w anioły nie możesz uwierzyć?
- Poczekaj, daj mi chwilę na zastanowienie się.
Wyszła z pokoju, a po chwili dało się słyszeć szum wody w rurach. Po pięciu minutach urwał się, a Mira trzasnęła drzwiami łazienki. Przeszła do kuchni, gdzie z lodówki wyciągnęła sok. Zaraz też wróciła i siadła z kartonem w ręku w fotelu. I gapiła się, nawet nie kryła się z tym, że mnie obserwuje. Po prostu siedziała tam sobie i wpatrywała się we mnie jakby chciała przeanalizować każdy najdrobniejszy szczegół mojego ciała.
- Ok. W Anioły jestem skłonna uwierzyć, ale w jaki sposób możesz być moim ojcem? To jest chyba niemożliwe.
- Nazywają Was Nefilim- zacząłem. Z najgłębszych zakamarków pamięci wygrzebywałem urywki wiedzy na ten temat.- Rodzicie się ze związku kobiety z Aniołem. Jesteście szybsi, sprawniejsi i zręczniejsi niż ludzie. Mało kto może Was pokonać. Często odstajecie od reszty społeczeństwa.
- Cholera. To już wiem, czemu jestem taka- szepnęła i ukryła twarz w dłoniach.- Co zamierzasz teraz zrobić? Zająć się mną jak troskliwy tatuś? Ustawić mi godzinę policyjną i czekać z zegarkiem w ręku aż wrócę do domu?
- Nie, wrócę tam, skąd przybyłem. Na górę- powiedziałem wskazując na sufit. Żal mi się jej zrobiło, bo zrozumiałem, co musiała czuć. Wyrzutek, odmieniec. Tułała się od jednej rodziny zastępczej do drugiej, nigdy nie poznała domu.- Teraz nic nie mogę już zrobić. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że jest ktoś, kto dba o Ciebie…
- Do widzenia- szepnęła zza palców. Ciągle nie chciała na mnie spojrzeć. Była przytłoczona prawdą. Z resztą, po co ja jej to w ogóle mówiłem? I tak nic to nie zmieniło, nie wniosło do jej życia. Może po prostu chciałem, żeby była jakaś sprawiedliwość? Żeby poznała choć jednego swojego rodzica? Żeby wiedziała, że gdzieś jest ktoś, kto nad nią będzie czuwać? Bo przecież nie zostawię jej tak. Będę chronił i strzegł jej życia. Aż zgaśnie.
***
- Coś ty tam tak długo robił, Michael?- spytał anioł o złotych skrzydłach.
- A nic takiego. Po Meduzie pojawił się jeszcze Fenrir i w ogóle.
- Coś przede mną skrywasz…- powiedział oskarżycielskim tonem Raphael.
- Wiesz, że… że mam córkę?
- Nie wiedziałem, ale to bardzo miło. Prawda?- popatrzył na mnie lśniącymi oczami.- Bycie Archaniołem jest strasznie nudne, a tak teraz masz kim się opiekować. To jest jakieś zajęcie.
- A ty miałeś kiedyś dziecko?
- Tak…- Raphael zawahał się zanim odpowiedział. Przez chwilę stał i patrzył w dal jakby nie był pewny, czy może wyjawić swój sekret.- Niedawno, ale to nieważne.
- Jak to? Przecież to Twoje dziecko.
- Został ugryziony i wstąpił w szeregi Mroku, dlatego nie mogę się już nim zajmować.- pokręciłem z niedowierzaniem głową.
- Jaki pech… A jak miał na imię?
- Eric.

2972 wyświetlenia
51 tekstów
4 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!