Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wieczór z Erykiem

LittleLotta

LittleLotta

Część 8.
Podjęłam decyzje. Była trudna, ale musiałam. Serce było rozdarte, a nie mogłam nic z tym zrobić. Płakanie nie miało sensu. Po jakichś dwóch godzinach skończyły mi się łzy i czułam się jeszcze gorzej niż na początku. Wybrałam numer i czekałam. Pierwszy sygnał, a później były następne. Kuba nie odbierał. Zmartwiałam. Włączyła się automatyczna sekretarka. Zastanowiłam się chwilę. Nie byłam pewna, co powinnam zrobić, rozłączyć się czy wybuchnąć płaczem, trzasnąć z wściekłością słuchawką czy ją czule pogłaskać. W końcu zdecydowałam. Przestałam być płochliwą kobietką, a stałam się odważna i zdecydowana. Powiedziałam głośno do słuchawki, że go przepraszam i rozłączyłam. W moich oczach był to czy niemal heroiczny. Usiadłam roztrzęsiona i skryłam twarz w dłoniach. Po drodze straciłam siebie. Stanęłam w martwym punkcie, z którego nie ma wyjścia. Wszystkie mosty za mną i przede mną się paliły, a ja mogłam tylko na to patrzeć zafascynowana. Kości zostały rzucone. Pchnęłam jedną kostkę domino i rozpoczęła się reakcja łańcuchowa.
Usłyszałam kroki w holu. Uniosłam lekko głowę przepełniona radością. Moje uczucia były jak wirujące pary w tańcu. Smutek splatał się z radością, rozpacz z nadzieją, a złość i miłość stanowiły jedno. Wiedziałam i czułam, że tylko śpiewając mogę pokazać, co czuję i czego oczekuję. Wstałam, a on się zatrzymał. W moich oczach pojawiły się łzy. Otworzyłam usta i zaczęłam śpiewać. To nie były gołe słowa rozebrane do rosołu. Ubrane były w moje emocje. Przez cały czas wylewałam z siebie złość i miłość, radość i smutek. Stałam skulona, jakbym chroniła się przed jakimś niewidzialnym ciosem. Przypatrzył mi się przechylając na bok głowę. Podszedł i otarł moje policzki, po których spływały stróżki łez. Uśmiechnął się do mnie kojąco i przygarnął do swojej piersi. Rozpłakałam się w jego ramię. Nie planowałam tego. Nigdy. Staliśmy tam tak w ciszy, a mnie ogarnął błogi spokój. Chaos w duszy uporządkował się. Patrzyłam na wszystko jasno i ze zrozumieniem. Wiedziałam, że w końcu znalazłam to, czego szukałam od zawsze. Mój książę. Odnalazłam jego usta i złączyliśmy je w pocałunku. Niby nie różnił się niczym od innych, ale był wyjątkowy. Niósł ze sobą powiew miłości i czułości. Pierwszy od bardzo dawna niesprzeczny ze mną i moją wolą.
Przeszłam do kuchni i przemyłam twarz. Osuszyłam ją lekko ręcznikiem. Byłam szczęśliwa, jakbym zjadła ciężarówkę czekolady. Gdybym chciała, to bym latała. Wróciłam do pokoju i już chciałam podejść do Eryka, kiedy mnie zatrzymał. Zdziwiłam się. Przechyliłam filuternie głowę próbują zgadnąć, o co mu chodzi. Trwałam tak w napięciu już przez dłuższą chwilę. Nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi. Nagle podniósł rękę i jednym płynnym ruchem, jakby robił to już wiele razy, ściągnął maskę, a później szybko pociągnął również perukę. Zamarłam. Przyjrzałam się postaci nade mną i prawie krzyknęłam. Niczego już nie rozumiałam. Nie chodziło o to, że jest oszpecony albo coś. Był przystojny, przystojny do bólu, tak przystojny, że powinnam go była już dawno zamknąć u siebie w domu, aby żadna nie popatrzyła na niego pożądliwie. Ale to był Kuba! Pokręciłam głową i cofnęłam się o kilka kroków. Oczy znów zaszły mi łzami.
-Nie… nie… to nie może być prawda!- jąkałam. Osunęłam się na kolana. Podszedł do mnie.- Kuba! Odejdź ode mnie! Nie rań mnie nigdy więcej!- syknęłam wlewając w to całą swoją złość.
-Gosiu…- zaczął niepewnie.
-Zamknij się! Paskudny kłamca! Jak mogłeś mnie tak okłamywać?! Specjalnie to robiłeś, żeby mnie ośmieszyć?!- powiedziałam łamiącym się głosem. Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania.- Wyjdź. I… nigdy nie wracaj. Podszedł jeszcze do mnie i próbował przytulić do siebie. Odepchnęłam go jakby był jakimś obrzydliwym pająkiem. Schwycił moją dłoń. Próbowałam ją wyrwać z mocnego jak imadło uścisku, ale mi się nie udało. Pocałował jej wierzch jak jakiś dżentelmen z XIX wieku, popatrzył po raz ostatni na mnie. Odwrócił się na pięcie łopocząc peleryną i wyszedł znikając w ciemności.
Jeszcze długo siedziałam tam na podłodze. Kilka razy chciałam wstać, ale za bardzo się chwiałam. Byłam jak malutki, bezradny źrebak, który dopiero się urodził i już zaznał brutalności świata wokół. Serce tłukło mi się boleśnie w piersi, a ja sama miałam pustkę w głowie. Istną czarną dziurę, która wessała wszystko, co dobre, a pozostawiła bezkresną ciemność i lepką jak budyń szarą maź, która nie pozwalała oddychać. Ktoś coś mi zabrał z życia. Wyrwał połowę życiorysu i nawet nie pomógł zagoić ran. Będę okaleczona. Już na zawsze.
--------
P.S. Wiem, że to może wydawać się końcem, ale będą jeszcze dwie części. Bardzo Wam dziękuję za czytanie i komentowanie tego. Pozdrawiam!

2972 wyświetlenia
51 tekstów
4 obserwujących
  • DorotaB

    16 June 2010, 11:00

    Niecierpliwością czekam na te dwie części.