Menu
Gildia Pióra na Patronite

...::upierdliwy pęcherz::...

Przemio

Przemio

- Cześć, jestem Ania.
Ściskając Ani dłoń, nie wiedziałem, że w przyszłości owa dłoń uratuje mój pęcherz przed eksplozją. Tak, tak, gdyby nie Ona, dziś śmiejąc się, popuszczałbym mocz do foliowego woreczka.
Po krótkim i treściwym wstępie, chyba nadszedł czas na rozwinięcie akcji.
Był to prawdopodobnie najlepszy dzień tygodnia, bo piątek, tygodnia koniec i początek. Po skończonej Oazie, stanęliśmy przed problemem, który nęka ludzkość od stuleci: co robić ?
- Chodźmy nad Zalew – zaproponował Karol. Chociaż w tamtej chwili Karol jeszcze się z nami nie włóczył, jednak jako Narrator, postanowiłem wpleść Go w to opowiadanie.
- No to chodźmy.
I poszliśmy. Szybko nasz entuzjazm jednak został ostudzony przez czarne chmury, które pojawiły się znikąd. Z nich spadł soczyście mokry deszcz, który po chwili zmienił się w delikatną mżawkę. Mijając krople deszczu, poczułem napięcie w pęcherzu. Do tej pory dzielnie zaciskałem zęby ale mój pęcherzyk rozciągnął się do granic możliwości i nie pozwalał zwinnie maszerować, krokiem równym przed siebie. Postanowiłem zwierzyć się z problemu:
- Chce mi się sikać !
Zamiast współczucia, usłyszałem śmiech i liczne złośliwości:
- Ha, Ha !
- Idź pod drzewko !
- Nasikaj do Zalewu.
- Etc. etc. etc.
Mimo niezrozumienia i braku współczucia, kontynuowałem swe wyznanie:
- Ej, na serio chce mi się sikać.
Po kolejnych drwinach, w końcu doczekałem się zrozumienia:
- Idź do Elizy – wspaniałomyślnie zaproponowała Ania.
Dla niewtajemniczonych, Eliza to domek jednorodzinny, który ze względów komercyjnych, został przerobiony na kawiarnię.
Pomimo oporów, postanowiłem rzucić okiem do środka. Wróciło szybko jak bumerang z krótką wiadomością: za dużo ludzi.
- Już mi się odechciało sikać.
- Idź ! – rozkazała Monika.
- Wstydzę się.
- Wstyd masz zakryty – podsumował Karol, który tu występuje gościnnie.
- Kamiński idź sikać ! – szorstko przypomniał o sobie Kuba.
- W sumie, to jeszcze troszkę wytrzymam.
- Jejku Przemek – powiedziała Ania – patrz, pójdę otworzyć ci drzwi.
Otwarte drzwi jakoś wcale mnie nie zachęciły. Nie spowodowały też zmniejszenia liczy ludzi. W końcu Ania straciła cierpliwość i złapała mnie za rękę. Gdyby ktoś tak złapał Czerwonego Kapturka, z pewnością zdążyłaby uratować babcię a Alicja z Krainy Czarów nie zgubiłaby się przy lustrze.
Skrępowany i zawstydzony zaistniałą sytuacja, bezpiecznie dotarłem do drzwi. Niestety tu Ania mnie pozostawiła i dalej musiałem sobie radzić już sam.
Lżejszy o dwa litry, wyszedłem ze znajomymi aby kontynuować nasz spacer nad Zalewem. Deszcz przestał padać a na niebie pojawił się kot Nyan, pozostawiający za sobą tęczę.

Owa historia wydarzyła się na serio a została spisana z okazji osiemnastych urodzin Ani.

21 105 wyświetleń
173 teksty
45 obserwujących
  • Albert Jarus

    1 July 2012, 19:58

    No nareszcie... szkoda tylko, że aż takie okazje muszą się dziać żebyś wpuścił tutaj trochę pozytywnej energii
    pozdrawiam

  • Sheldonia

    29 June 2012, 13:43

    Przemku, jak zwykle bardzo pozytywne uczucia wzbudza Twoje pisanie:)
    Pozdrawiam.
    Ps. Wszystkiego najlepszego dla Ani;)