- Cześć, jestem Ania. Ściskając Ani dłoń, nie wiedziałem, że w przyszłości owa dłoń uratuje mój pęcherz przed eksplozją. Tak, tak, gdyby nie Ona, dziś śmiejąc się, popuszczałbym mocz do foliowego woreczka. Po krótkim i treściwym wstępie, chyba nadszedł czas na rozwinięcie akcji. Był to prawdopodobnie najlepszy dzień tygodnia, bo piątek, tygodnia koniec i początek. Po skończonej Oazie, stanęliśmy przed problemem, który nęka ludzkość od stuleci: co robić ? - Chodźmy nad Zalew – zaproponował Karol. Chociaż w tamtej chwili Karol jeszcze się z nami nie włóczył, jednak jako Narrator, postanowiłem wpleść Go w to opowiadanie. - No to chodźmy. I poszliśmy. Szybko nasz entuzjazm jednak został ostudzony przez czarne chmury, które pojawiły się znikąd. Z nich spadł soczyście mokry deszcz, który po chwili zmienił się w delikatną mżawkę. Mijając krople deszczu, poczułem napięcie w pęcherzu. Do tej pory dzielnie zaciskałem zęby ale mój pęcherzyk rozciągnął się do granic możliwości i nie pozwalał zwinnie maszerować, krokiem równym przed siebie. Postanowiłem zwierzyć się z problemu: - Chce mi się sikać ! Zamiast współczucia, usłyszałem śmiech i liczne złośliwości: - Ha, Ha ! - Idź pod drzewko ! - Nasikaj do Zalewu. - Etc. etc. etc. Mimo niezrozumienia i braku współczucia, kontynuowałem swe wyznanie: - Ej, na serio chce mi się sikać. Po kolejnych drwinach, w końcu doczekałem się zrozumienia: - Idź do Elizy – wspaniałomyślnie zaproponowała Ania. Dla niewtajemniczonych, Eliza to domek jednorodzinny, który ze względów komercyjnych, został przerobiony na kawiarnię. Pomimo oporów, postanowiłem rzucić okiem do środka. Wróciło szybko jak bumerang z krótką wiadomością: za dużo ludzi. - Już mi się odechciało sikać. - Idź ! – rozkazała Monika. - Wstydzę się. - Wstyd masz zakryty – podsumował Karol, który tu występuje gościnnie. - Kamiński idź sikać ! – szorstko przypomniał o sobie Kuba. - W sumie, to jeszcze troszkę wytrzymam. - Jejku Przemek – powiedziała Ania – patrz, pójdę otworzyć ci drzwi. Otwarte drzwi jakoś wcale mnie nie zachęciły. Nie spowodowały też zmniejszenia liczy ludzi. W końcu Ania straciła cierpliwość i złapała mnie za rękę. Gdyby ktoś tak złapał Czerwonego Kapturka, z pewnością zdążyłaby uratować babcię a Alicja z Krainy Czarów nie zgubiłaby się przy lustrze. Skrępowany i zawstydzony zaistniałą sytuacja, bezpiecznie dotarłem do drzwi. Niestety tu Ania mnie pozostawiła i dalej musiałem sobie radzić już sam. Lżejszy o dwa litry, wyszedłem ze znajomymi aby kontynuować nasz spacer nad Zalewem. Deszcz przestał padać a na niebie pojawił się kot Nyan, pozostawiający za sobą tęczę.
Owa historia wydarzyła się na serio a została spisana z okazji osiemnastych urodzin Ani.