Menu
Gildia Pióra na Patronite

Najlepsi przyjaciele

whyou

whyou

Czekam na niego pod sklepem, niedaleko pasów na dość ruchliwej ulicy. Bardzo dobrze wiem, że przechodzi obok niego codziennie o siódmej rano, spiesząc się na autobus. Bardzo dobrze też wiem, że mniej więcej w tym miejscu, w którym stoję, spojrzy na zegarek, żeby upewnić się, że ma jeszcze czas. Za chwilę przyspieszy kroku, bo odkryje, że zostały mu tylko trzy minuty.

Jakiż on przewidywalny. Znam go niemal od urodzenia i muszę powiedzieć, że w ogóle się nie zmienił. Przez cały czas nosi kolorowe skarpetki w paski, nawet wtedy, gdy ubiera garnitur. Nie potrafi zawiązywać krawatu, dlatego kupuje przyczepiany albo prosi swoją dziewczynę, aby mu zawiązała. Rano pije kawę rozpuszczalną, którą słodzi czterema łyżeczkami cukru. A śpiąc, chrapie. Nigdy nie przyznał się do tego na głos, ale ja wiem, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Kto inny zna go lepiej ode mnie? Nawet ta jego Jola nie wie tylu rzeczy, co ja. Znam wszystkie jego tajemnice, najskrytsze myśli. Mówi mi wszystko.
I jestem z tego dumny. Nie musi mówić o naszej przyjaźni, ja to po prostu wiem.
Bo kto był osobą, która opowiadała mu te straszne historie, gdy wracaliśmy późnym wieczorem z podwórka do domu? Kto mu podpowiadał, że leżący na ziemi śmieć to głowa jakiegoś zwierzęcia, a nie rzecz? Kto go popychał na ulicę, żeby szybciej przechodził, bo się spóźni? Kto śmiał się z niego, gdy się przewracał? Kto mu mieszał w głowie, gdy, mając siedem lat, poszedł do lasu i się zgubił? Kto go nakłaniał, by wrześniowego dnia ukradł ze sklepu batona? Kto mu kazał nauczyć się jeździć na motorze i przyspieszać do stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę? Kto go straszył, gdy był sam w domu? Kto podjudzał pijaków, gdy wracał późno z kina? Dzięki mnie to wszystko przeżył. Często się za to obrażał i w ogóle nie chciał mnie widzieć, ale ja wiedziałem, że długo to nie potrwa. Były dni kiedy się prosił o moją obecność. Ja byłem przy nim wtedy, gdy płakał, bo pokłócił się z Jolą. I to ja byłem z nim wtedy, gdy zmarł mu ojciec. Byłem z nim zawsze, od zawsze. Jesteśmy nierozłączni. Najlepsi przyjaciele.
I gdy zobaczyłem go w oddali, niemalże biegnącego, od razu na moich ustach pojawił się uśmiech. Prawdopodobnie mnie nie zauważył, ale nie przeszkadzało mi to. Zaraz normalnie rzuci się w moje objęcia, bardzo dobrze o tym wiem! Przecież go znam.
Zbliża się do mnie coraz to szybszymi krokami. Widzę właśnie jak podnosi rękę, by spojrzeć na zegarek, po czym przeklina pod nosem, bo jak zwykle odkrywa, że zostały mu tylko trzy minuty na autobus. Pewnie sobie myśli, że musi kupić auto.
Ale dalej mnie nie zauważa.
Dalej, tym samym przyspieszonym krokiem, idzie w moim kierunku. Jeszcze raz zerka na zegarek i zaraz kręci głową, zdruzgotany, że ma coraz mniej czasu. Mija mnie i podchodzi szybko do krawędzi chodnika. Czuję jak przepływa przeze mnie fala złości, że o mnie zapomniał.
Nie powinien.
– Nie rozglądaj się, musisz zdążyć na autobus – mówię mu, po czym dotykam go lekko w ramię, by wszedł na ulicę.
W ogóle się nad tym nie zastanawia. Nie zwalnia więc kroku i wchodzi na ulicę, wciąż mając w głowie kierującą nim myśl – musisz zdążyć na autobus!
Potem tylko stoję i na niego patrzę. Na to, co się dzieje na ulicy. Przypominają mi się nagle wszystkie chwile, które razem spędziliśmy, wszystkie piękne wspomnienia, momenty godne zapisania i uwiecznienia. Przeżył je ze mną. Ze swoim najlepszym przyjacielem. Ze śmiercią.

2.09.2011

7456 wyświetleń
85 tekstów
17 obserwujących
  • Sheldonia

    24 February 2012, 11:57

    Cały tekst trzymała mnie ciekawość, kim jest ten On. Zaskoczyłaś mnie;)