Menu
Gildia Pióra na Patronite

Oszaleć można z tej miłości

Inel

Inel

„Czasem gdy wszystko oddala się w głęboki sen
przychodzi przebudzenie, a reszta jest prawdą.” (J. Morrison)

Muzyka: Lacuna Coil – „ Falling again”
http://www.youtube.com/watch?v=YGyzOnKBGP8

Nie była w stanie nawet pić do lustra. Bała się własnego odbicia w tej bezdusznej tafli. Szyderczo pustych oczu, drżących popękanych warg, dopalającego się w kąciku ust papierosa. Poczucie jakiegokolwiek bezpieczeństwa gwarantowała jej tylko wszechobecna czerń. Wdrążona w tęczówki tunelem bez światełka nadziei na końcu, otulająca szczelnie jej blade ciało. Ciało, które nienawidziła.

- I czego ryczysz, głupia! – warknęła w stronę swojego odbicia, gdy po bladych policzkach spłynęły pierwsze łzy. – Masz, co chciałaś!

Dobrze wiedziała, że swoje blaknące tęczówki zawdzięcza właśnie tym zbyt wielu łzom.

Oszaleć można z tej „miłości” – pomyślała, ostrożnie ścierając kropelkę, która mogła zniszczyć cały staranny makijaż uczernionych rzęs i przypudrowanych policzków.

„Miłość”… Słowo, które powinno kojarzyć się z bezpieczeństwem ukochanych ramion, uśmiechem wpływającym na usta zupełnie bez powodu. Najpiękniejsze uczucie, jakim został obdarzony człowiek. Uczucie zdolne kształtować charaktery, szlifować ludzkie serca na wzór doskonałości. A jednak… Miłość powierzona w nieodpowiednie ręce staje się tylko barwną bańką mydlaną. Owszem, możesz w jej wnętrzu jakiś czas dryfować w stronę chmur, ale nieuchronnie czeka cię pęknięcie bańki. A spadanie z wysokości podniebnej miłości na grunt ziemi, ba, często nawet zatapianie się po uszy w błoto, grozi złamaniem serca i nieuleczalną bezsilnością.

Nagle jakby dreszcz przeszył jej ciało. Zawibrowała komórka, a dziewczyna drżącymi dłońmi wygrzebała ją z kieszeni czarnych dżinsów. Szybko odczytała wiadomość, telefon wypadł z jej rąk i rozpadł się na „części pierwsze”. Łzy spływały po policzkach dziewczyny coraz obficiej. Spojrzała z wyrzutem na swoje „rozmazane” oblicze i bezmyślnie wymierzyła mu cios prosto w serce. Drobiny szkła wyprysnęły spod zaciśniętej pięści, rozsypując się z brzękiem na podłogę. Dziewczyna z zainteresowaniem przyjrzała się swojej krwawiącej ręce, po czym wybuchnęła bezdusznym śmiechem pozbawionym radości.

Godzinę później zmierzała w sobie tylko wiadomym kierunku, przenikając ciemności późnojesiennej nocy i wtapiając się w nie. Srebrna poświata księżyca prześlizgnęła się niepewnie po niewielkiej czarnej sylwetce, wydobywając z mroku bladą twarz z mocno podkreślonym czernią błękitnym spojrzeniem. Refleks pobliskiej latarni zagrał przez chwilę na długim czarnym warkoczu, którego właścicielka z cichą satysfakcją rozchlapywała wszystkie kałuże swoimi glanami, poruszając się szybkim krokiem, w rytm słuchanej muzyki. Skręciła za kolejny róg i wpadła na kogoś z takim impetem, że wylądowała czterema literami na spękanym chodniku. Już miała obrzucić przechodnia oburzonym spojrzeniem, gdy natrafiła na tak dobrze jej znane tęczówki.

Tylko nie rób nic głupiego! – wrzasnęła sobie w duchu do rozsądku.

Było chyba jednak za późno. Pewnie chwyciła wyciągniętą dłoń i wspierając się na niej, wstała.

- E, cześć – burknęła niepewnie w stronę swojego chłopaka.

Chłopak rozpromienił się i poprosił o spacer.

No, to wpadłam po uszy – westchnęła bezgłośnie dziewczyna.

Ledwie weszli do parku, usiadł na ławce. Nigdy nie lubił spacerków, w zasadzie niczego, co byłoby romantyczne. Nawet nowe buty nie-glany były jego zdaniem głupotą.

- Wiesz, M., ja wszystko przemyślałem… - zaczął, a czarnowłosa automatycznie się wyłączyła.

Już teraz pluła sobie w twarz, że dała się namówić na ten debilny spacer. A miała tylko wyskoczyć na piwo lub dwa, kupić jeszcze czteropak w drodze powrotnej i rozkoszując się samotnością spowitą czekoladowym dymem papierosowym z wciąż obecną nutką mocnej kawy w tle, oddać się we władanie tak słodkiemu upojeniu alkoholem i muzyką. Ale nie, oczywiście LOS chciał, że wpadła AKURAT na niego!

-… ja nadal cię kocham, M. i nigdy bym ciebie nie skrzywdził – ostatnie z jego słów sprawiły, że zaprzestała kopania czubkiem glana leżącego w pobliżu kasztana.

Znieruchomiała, jak rażona prądem, spojrzała na niego wylęknionymi tęczówkami, po czym odwróciła wzrok i prychnęła ironicznie.

- Nie wierzysz mi? – spytał z jakąś rozpaczą w głosie.

- A dziwisz się? – prychnęła i przeszyła zimne powietrze lodowatymi słowami: - Ja już ciebie nie kocham. Żegnaj.

Odwróciła się na pięcie i odeszła, nie zwracając uwagi na jego wołania.

Miał już swój czas – pomyślała, podejmując decyzję o zatraceniu się w alkoholu jak najszybciej.

Z trudem wdrapała się na trzecie piętro kamienicy i dopadła drzwi własnego mieszkania, otwierając je po kilku nieudanych próbach. Opadła wprost na stłuczone resztki lustra, nie przejmując się tym wcale. Zrzuciła z siebie ubrania i z westchnieniem ulgi katowała ciało zimnym prysznicem. Po kilkunastu minutach stwierdziła, że nie był to trafny pomysł. Otrzeźwiała i z przyjemnie bezmyślnego szumu w głowie nie pozostało nic. Bolało ją za to coraz bardziej serce, a po głowie tłukły się myśli, obrazy, a słowa odbijały się echem, przemieniając się w szyderczy śmiech. Zrezygnowana zaparzyła sobie kubek mocnej kawy i zapaliła czekoladowego papierosa, odkładając rzucanie uzależnień na kolejny dzień, na lepszy moment.

Usiadła na parapecie w otwartym oknie i z zadumą odwzajemniała spojrzenie okrągłego księżyca. Uśmiechnęła się nawet do niego pokrzepiająco, a on mrugnął do niej zawadiacko gwiazdami. Po raz kolejny analizowała swoją „miłość”, wypełniając serce kawą, papierosowym dymem i blaskiem nocy.

- W gruncie rzeczy świat się nie zawalił – oznajmiła księżycowi – mogło być gorzej…

Tak, mogło. Mógł ją zostawić z dzieckiem, które nie byłoby wynikiem miłości. A przecież to ona odeszła, choć on, pewnie zupełnie tego nieświadomy, oddalał się od niej z każdą wizytą, której przyświecał w jego mniemaniu tylko jeden cel: spełnienie własnego pożądania, nasycenie własnych żądz. Nie mógł wiedzieć, że po każdym jego odjeździe spędzała bezsenną noc, wpatrując się w niebo i szukając wśród gwiazd zrozumienia dla bólu i łez.

- A przecież byliśmy szczęśliwi – wymówiła te słowa z goryczą, jakby sama już w to nie wierzyła. – Słuchał mnie, nawet rozumiał, a jego ramiona pachniały bezpieczeństwem…

Złudzeniem bezpieczeństwa. Miłość nie zdążyła zapłonąć, wyżarzyła się, jak ten papieros, którego zgnieciony niedopałek wyrzuciła właśnie za okno. Jak ten papieros, którego dym niszczy ciebie, rozwija w tobie raka, a i tak rozkoszujesz się nim, bo smakuje spokojem… Wszystko złudne. I w miarę jak docierała do niej ta prawda, czuła się coraz gorzej. Bo oddała się z ufnością czemuś, co nie było miłością. Dlatego nie mogła spojrzeć sobie w oczy, dlatego kolejne bezsenne noce rozgwieżdżała swym coraz bardziej wyblakłym spojrzeniem. I dlatego też nienawidziła swoje ciało, z pasją oddając się wyniszczaniu go na różne sposoby. Nienawidziła tego ciała, które wciąż nosiło na sobie piętna jego dotyku.

Nastał świt. Zszarzały świat zbudził się do życia. Słońce z trudem przedzierało się przez warstwy chmur. Pierwsze samochody z niezadowolonym warkotem przemierzały jeszcze rozespane ulice, a poranni przechodnie przecierali zaspane oczy, spiesząc w pogoni za życiem.

M. stała naprzeciwko swojego odbicia w wielu okruchach krzywo sklejonego lustra. Uśmiechnęła się na próbę. Wargi wykrzywiły się, ale nie mogły naprostować uśmiechu. Zgasł. W oczach już nie płonął ogień. Została pustka. Próżnia. Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się i napotkała spokojne oblicze L., zapewniającego o swojej obecności…

Wypadła w biegu z kamienicy i z prawdziwym zalążkiem uśmiechu na twarzy sczytywała z chmur nowe, obiecujące historie rysującego się gdzieś w dali szczęścia.

22 631 wyświetleń
434 teksty
46 obserwujących
  • Inel

    9 November 2012, 19:30

    Panna M. wiary uczy się na nowo. Początki są trudne. ;)
    Poza tym, chyba wyszłam z wprawy w pisaniu opowiadań. -.-
    Pozdrawiam,
    M. ;)

  • Lacrimas

    9 November 2012, 19:10

    Bo L. nie zniknie.
    Panna M. powinna nieco bardziej wierzyć.
    W końcu mają kiedyś spojrzeć na chmury razem...
    :)

  • Inel

    8 November 2012, 20:10

    Bo wierzę w optymistyczne zakończenie tej historii. ;)
    Można śmiało powiedzieć, że jestem silnie związana z M., dlatego życzę jej jak najlepiej. ;)
    Dziękuję Ci bardzo, Laura. ;)
    Pozdrawiam,
    M. ;)

  • CzerwonaJakKrew

    8 November 2012, 20:06

    Ładnie... I takie optymistyczne zakończenie nam napisałaś...
    Pewnie,że oszaleć można... :))

    Pozdrawiam,
    CzerwonaJakKrew

  • Inel

    8 November 2012, 12:17

    Otulona, dziękuję. Masz rację, dziś wartości materialne są ważniejsze niż mentalne. Niestety.
    Pozdrawiam,
    M. ;)