Czasami przeraża mnie to, jaka potrafię być naiwna. Narzekam na popełnione błędy w przeszłości, a nie zauważam, że znów postępuję tak samo. Co musiałoby się stać, żebym wreszcie otworzyła oczy?! Dlaczego buduję w myślach wspólne życie z każdym facetem, który okazał się tylko być dla mnie miły? I tłucze mi się po głowie pytanie, czy on robiłby to wszystko, gdybym go nie obchodziła, czy podwoziłby mnie autem, czy flirtowałby ze mną, czy podchodziłby do mnie i siadał na podłodze obok, kiedy może usiąść z kilkunastoma innymi osobami, które zna znacznie dłużej ode mnie? A może to moje wygłodniałe miłości serce szuka pretekstu, by zabić mocniej, po każdym miłym geście? I gdy znów okazuje się, że to nie to, że przecież otaczają go jakieś demony przeszłości, o których ja nie mam pojęcia, czuję się jak idiotka. Bo on nie jest dla mnie. Zaledwie po kilkuminutowej rozmowie z nim ufałam mu bardziej niż wieloletnim znajomym. A potem się żalę, że przyjaciel okazał się „niby przyjacielem”. Nie rozumiem. Gdy jesteśmy obok traktuje mnie jakby mnie naprawdę lubił, a jak się nie widzimy, jakbym nie istniała nigdy w jego świecie. Najgorsze jest to dziwne uczucie, które zagościło gdzieś pod paką żeber. I wiem już, że to się źle skończy dla mojej psychiki. Na początku tylko mi kogoś przypominał, dlatego mnie zainteresowała jego osoba. Gdyby tak pozostało, szybko mogłabym zawrócić. Niestety okazał się lepszym człowiekiem od zjawy, którą mi przypominał. Chyba jestem szczęśliwa, gdy jestem nieszczęśliwa…
Napisała w swoim pamiętniku i zamknęła go z hukiem. Jeszcze raz spojrzała na ekran monitora: On ze swoim urzeczywistnionym demonem z przeszłości. Uśmiechnięty… Zamknęła przeglądarkę internetową, wyłączyła komputer. Pokój i jej naiwne serce zalała ciemność.
Miło mi bardzo. Rozpływam się;) Bardzo lubię, jak ludzie piszą, że odnajdują w tych tekstach siebie, swoje myśli. O to mi chodziło od początku. To strasznie budujące.
"Dlaczego buduję w myślach wspólne życie z każdym facetem, który okazał się tylko być dla mnie miły? I tłucze mi się po głowie pytanie, czy on robiłby to wszystko, gdybym go nie obchodziła, czy podwoziłby mnie autem, czy flirtowałby ze mną, czy podchodziłby do mnie i siadał na podłodze obok, kiedy może usiąść z kilkunastoma innymi osobami, które zna znacznie dłużej ode mnie? A może to moje wygłodniałe miłości serce szuka pretekstu, by zabić mocniej, po każdym miłym geście?" "ie rozumiem. Gdy jesteśmy obok traktuje mnie jakby mnie naprawdę lubił, a jak się nie widzimy, jakbym nie istniała nigdy w jego świecie." matko...nie myślałam że w którymś z Twoich opowiadań mogę znaleźć siebie...;) po raz kolejny, super! chyba staję się Twoją fanką...:) i nie mogę się oderwać od Twoich tekstów:D
To samo co przy ostatnim opowiadaniu, nie będe się powtarzać.
Co do miłości... Przyjaźń też jest rodzajem miłości proszę państwa , a najłatwiej przyczepia się do Nas hołota kiedy trudno jest i trzeba kogoś obok za wszelką cenę. Ale uczymy się na błędach, nie możemy być otoczeni tylko wspaniałymi osobami , bo różne negatywne przygody pozwalają Nam poznawać się na ludziach.
Zgadzam się z Tobą całkowicie. Zresztą, gdy patrze na moją starą przyjaźń z facetem, po latach zauważam, że od początku dla mnie to nie była tylko przyjaźń. A z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego. I nie wynikło... Pozdrawiam:)
Żadnej przyjaźni nie zamkniesz w ramki. Każda jest inna.. jak miłość... a może to miłość.. Dementuje swoją- TO NIE MIŁOŚĆ... i z przyjaźnią też nie bardzo. Raczej małe załamanie i pojawienie się osoby w odpowiednim czasie... W takiej syt. każdy może być najlepszym przyjacielem. Dlatego "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" trochę mi nie pasuje. Owszem jeżeli chodzi o "starych"- próba sil i charakteru. Dobra kończę, bo można o tym wieki gadać...
Ale ciągle pytam się, czy to prawda? Czy przyjaźń może istnieć, gdy mi zależy żeby wszystko było ok, gdy staram się, a on wie, że może na mnie polegać, że jak on potrzebuje pomocy, to mu jej udzielę. Bardzo lubię z nim rozmawiać, bo często na różnych wyjazdach (biwaki, rajdy, sejmiki) jest czas gdy długo rozmawiamy.
Ale czy to jest prawdziwa przyjaźń, jeśli zlewa mnie gdy tylko przyjdzie mu na to ochota?
może trochę nie na temat, ale zawsze
poza tym: sytuacja opisana przez Ciebie oczywiście znajduje odwzorowanie w moim życiu :)
Dziękuję Ci. Przyłapałam się na tym, że po każdym swoim dodanym tekście czekam na Twój komentarz, Albercie:) Często mówię, że kieruję się zasadą ograniczonego zaufania, a potem się okazuje, że... i tak jest już za późno. :)
Zadecydowanie masz ten dar wśrubowania się w ludzkie przeżycia. Popieram, też teraz przechodzę iluzjonistyczną przyjaźń. Niesamowite jak bardzo można zaufać obcej osobie niż długoletniej znajomości... I lekcja dla mnie- przestrzegać zasady ograniczonego zaufania. Tekst świetny. Porusza.