Cichutko weszła do sypialni, widok jaki zobaczyła w ogóle jej nie zdziwił. Na łóżku wyciągnięty jak kot, oczekujący pieszczot leżał jej mężczyzna - boski Apollo. Bezwstydnie rozebrany, jak to było w jego zwyczaju. Zamyślony, nie wiadomo czy się modlił, czy robił sobie wizualizację planów, które potem spontanicznie realizował, czy też kreślił w wyobraźni szkic swoich pięknych dzieł. Usiadła na krawędzi nieprzyzwoicie wielkiego łóżka, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nie czekała długo, mocne ramiona wciągnęły ją i przytuliły. Już była bezsilna i szczęśliwa. Szepnęła cichutko; - Liczysz na coś? -Myślałem, że wiesz - usłyszała niewinną odpowiedź. Wybuchnęli gromkim śmiechem, radosnym i niewinnym, a potem gdy zegar wskazywał, że to pora gdy sen jest najgłębszy, oni rozmawiali. Rozmawiali luźno, swobodnie, a konkluzja była taka: - Co innego miałem na myśli, ale nie szkodzi, lubię takie pomyłki. Jej mina mówiła wszystko, więc pochopnie dodał: - Żartowałem.