Chodzą pogłoski, że to ja Ją zabiłem... Zawsze była obok mnie. Mimo, że przecież Jej nie widziałem, ciągle czułem Jej obecność. Czuwała, bym Jej nie stracił, starała się podnosić mnie na duchu. Gdy nie wiedziałem co robić, stawiałem na Nią wszystkie karty. Jednak były też momenty, w których głęboko się na Niej zawiodłem. Czasami sprawiała, że gdy już zaryzykowałem wszystko, co miałem, nagle dzięki niej.. po prostu wygrywałem. Nigdy się ode mnie nie odwróciła. Czy tego chciałem czy nie, stale trwała blisko mnie... Jej cudowna woń oplotła wokół mnie swe ramiona, a ja chciałem by tak zostało już na wieczność. Liczyłem na Nią, gdy wszyscy inni odwrócili się ode mnie, była moim największym wsparciem. Mówią, że Ją zabiłem. Ale.. to nie ja... Ona sama. Moja nadzieja sama popełniła samobójstwo.