- Chciałeś ze mną porozmawiać, prawda? – zapytałam go. - Chciałem i nadal chcę – oznajmił. - Dobrze. W takim razie słucham, co masz mi do powiedzenia – mówiąc to, szliśmy w stronę parku. - Usiądź – poprosił, prowadząc mnie w stronę ławki. - Rozumiem, że ta rozmowa „zwali mnie z nóg”? – pytałam żartobliwie. - Być może, a teraz pozwól…, chciałbym przejść już do konkretów. - Już, przepraszam – powiedziałam cicho, czerwieniąc się. - Jak pewnie wiesz… - zaczął, przerywając. -… Jak wiesz, podobasz mi się. – milczałam. – Podobasz i nie tylko to. Chciałbym wiedzieć… albo może inaczej… kocham Cię. Chciałbym, abyś miała tę świadomość. Kocham Cię i jesteś całym moim życiem. Przepraszam, że czasem bywam nieznośny, ale taki już jestem. Nie potrafię się zmienić, a może nigdy nie próbowałem? Przepraszam też, że mam przed Tobą tajemnicę. Postanowiłem pokazać Ci to wszystko, jak najszybciej to będzie możliwe. O ile… będziesz tego chciała? – myślałam, że teraz chciał ze mną „zerwać”, a tu proszę… „kocham Cię”. - O macho. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Myślałam… wydawało mi się, że chcesz zakończyć teraz naszą „znajomość”… sama nie wiem, co myślałam. Jak sam pewnie się domyślasz… moje uczucie w stosunku do Twojej osoby jest równie mocne, jak i Twoje. Albo może i większe? Kocham Cię. Tylko i wyłącznie dlatego jestem tu z Tobą dzisiaj. I w jakikolwiek inny z dni. - Wiesz, chciałbym mieć jasność… - Jasność, że jesteśmy razem? Jak mam Ci ją dać? - A co proponujesz? – dociekliwy, jak zawsze – pomyślałam. - Poczekam na Twoje propozycje – powiedział, uśmiechając się tak, jak lubiłam najbardziej. Łobuzersko. A, że nie mogłam wpaść na nic innego, podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach i złożyłam na jego ustach pocałunek. Przez cały ten czas myślałam tylko o tym, że pierwszy raz dotykam jego ust swymi własnymi. Jego usta wydzielały taką przyjemną woń… Słodką, ale nie tak, że było mi jej dość. Ten pocałunek trwał dość długo. W pewnym jego momencie, Oskar wpiął mi palce we włosy i czule pieścił skórę mojej głowy. To była dla mnie nowość, ale nie radziłam sobie z tym źle. Z tą całą „miłością”. Od dłuższego czasu wręcz bałam się zaangażować. A tutaj coś takiego? Szło mi to z łatwością. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie bałam się zaangażować. Chciałam dać mu całą siebie. Moje ręce również zawędrowały w jego włosy i nasz pocałunek stał się bardziej namiętny. Niczego tak bardzo nie chciałam, jak tego aby być jeszcze bliżej niego. Kiedy owy moment się zakończył, nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Siedziałam mu na kolanach, tuląc się do jego torsu. Było słychać bicie serca. Głośne i przyspieszone. - Jestem najszczęśliwszy na świecie – powiedział powoli, starannie dobierając słowa. - A to dlaczego? – zapytałam go. - Bo mam Ciebie – oznajmił z uśmiechem. - Bardzo się z tego cieszę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo – przyznałam szczerze. - To się tak nie ciesz – powiedział, próbując zrobić poważną minę. - A tym razem z jakiego powodu? – chciałam wiedzieć. - Bo mogę już Cię nikomu nie oddać. - To tym bardziej mnie to cieszy. O niczym innym tak nie marzę, jak o tym, aby zawsze być z Tobą – powiedziałam, dziwiąc się ze swoich szczerych wyznań. - Postaram się nie zepsuć Twojego uczucia – rzekł uroczyście. - Rozumiem. Wiesz… zastanawiałam się raz… kiedyś, tuż po tym, jak Cię poznałam… wtedy, na cmentarzu… pamiętasz? - Owszem, pamiętam. To nad czym się zastanawiałaś? - Nad tym, co zrobię gdybyśmy byli razem, a jesteśmy… zastanawiałam się, co zrobię, gdy mnie zostawisz. Co ja wtedy zrobię? – pytałam go z wyraźnie słyszanym smutkiem w głosie. - Zostawię? Ja Cię nigdy nie zostawię. Nawet tak nie mów. Ba, nie myśl tak. Nigdy. Pamiętaj, nigdy. Obiecuję. - Niczego mi nie obiecuj. - A to dlaczego? - Dlatego, że jesteśmy w takim wieku, że pewnie… no, że nie jestem tą „jedyną”. - Nie ufasz mi – zarzucił. - Ufam, ale… - Ale co? - Po prostu się boję. Ja Cię kocham. Naprawdę Cię kocham. Nie chcę Cię stracić. Boję się tego – wyznałam jak najbardziej szczerze. - Ja nigdy Cię nie zostawię, wiedz to. Zaufaj mi. Ja wiem, że to nie jest takie łatwe, bo to są „tylko” słowa. Ale chociaż spróbuj mi zaufać. - A myślisz, że dlaczego tu jestem? Właśnie to robię. Ufam Ci. Ufam Ci i jestem z Tobą. - Czuję się tym zaszczycony – oznajmił poważnie. - A to z jakiego powodu? - Z takiego, że jesteś teraz i tutaj ze mną. Z niczego tak bardzo się nie szczycę. - Nie mów tak. To ja się z tego cieszę. To ja myślałam o Tobie od naszego pierwszego spotkania. Nie Ty. - Oj, tego ostatniego akurat powiedzieć nie możesz, bo nie wiesz tego. Tylko ja wiem, czy i od kiedy myślę o Tobie. - Chciałabym wiedzieć. - Na pewno? - T… tak – powiedziałam, trzęsącym się głosem. Nie wiedziałam, co też mogę usłyszeć. - Skoro chcesz. Pierwszy raz pomyślałem o Tobie jakieś dwa lata temu, kiedy to nasza Arletka powiedziała mi o Tobie. - Powiedziała… Tobie? O mnie? – zdziwiłam się. Mi nigdy o nim nie mówiła – dodałam sobie w myślach. – Ach tak… - powiedziałam jeszcze na głos. - A, tak. Nie wierzysz mi? - Wierzę, wierzę, ale… - Ale co? - Mnie nigdy o Tobie nie mówiła. - No cóż, ona miała przed wszystkimi jakieś tajemnice. - W sumie tak – zgodziłam się, wiedząc, że to prawda. - Jak to łatwo idzie się zakochać… - oznajmił, zmieniając jednocześnie temat. - Dokładnie – odpowiedziałam, rozmarzonym głosem. Po mojej odpowiedzi, tym razem on złożył pocałunek na mych ustach. Nie powstrzymywałam go, bardzo tego pragnęłam. On chyba także. - Wiesz czego jest mi szkoda? – zapytałam po chwili. - Słucham Cię. - Tego, że Arleta nie może tego zobaczyć – przyznałam załamującym się głosem. - Na pewno to widzi i cieszy się z Twojego szczęścia – powiedział, przytulając mnie. - Z naszego szczęścia, z naszego – powiedziałam cicho. - Z naszego – usłyszałam cichy głos, a zaraz potem ujrzałam w Jego zielonych oczach iskierki, które budziły we mnie tak ogromne emocje. – A to dobre… - zaczął, patrząc mi w oczy. -… zakochałem się. Uwierzysz w to? – mówił z uśmiechem na twarzy. - Chyba uwierzę. – zadawalając się w duchu, odpowiedziałam mu. – A czy i Ty uwierzysz, że pomimo wszystkich dziwnych sytuacji jakie mi się ostatnio przydarzyły, ja również się zakochałam? - A to w kim? – zapytał w żartach. – Znam tego szczęściarza? – pytał, nadal w wyśmienitym humorze. - Jasne, głuptasie. W Tobie. - Miło mi to usłyszeć. - Wiesz… robi się już późno. Powinnam była już wracać… - powiedziałam ze smutkiem. Widać było to po moich oczach i równie smutnej minie. - Rozumiem. Odprowadzę Cię. - No to chodźmy – ucieszyłam się na myśl, że spędzę z nim jeszcze trochę czasu. Chociażby w drodze do domu. Zawsze coś. Zepchnął mnie delikatnie z siebie, łapiąc jednocześnie za rękę. Potem powędrowaliśmy ramię w ramię w stronę mojego domu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy tego dnia. Jemu także. Bardzo się z tego cieszyłam. Z tego, ze jest przy mnie szczęśliwy. Jak na razie. I miałam też nadzieję, że nigdy się na mnie nie zawiedzie. Miałam też nadzieję, że i ja nigdy nie zawiodę się na nim. Oskar jest moim życiem, moją nadzieją.