Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zaćmienie serca - cz. X

loveforever

- Chciałeś ze mną porozmawiać, prawda? – zapytałam go.
- Chciałem i nadal chcę – oznajmił.
- Dobrze. W takim razie słucham, co masz mi do powiedzenia – mówiąc to, szliśmy w stronę parku.
- Usiądź – poprosił, prowadząc mnie w stronę ławki.
- Rozumiem, że ta rozmowa „zwali mnie z nóg”? – pytałam żartobliwie.
- Być może, a teraz pozwól…, chciałbym przejść już do konkretów.
- Już, przepraszam – powiedziałam cicho, czerwieniąc się.
- Jak pewnie wiesz… - zaczął, przerywając. -… Jak wiesz, podobasz mi się. – milczałam. – Podobasz i nie tylko to. Chciałbym wiedzieć… albo może inaczej… kocham Cię. Chciałbym, abyś miała tę świadomość. Kocham Cię i jesteś całym moim życiem. Przepraszam, że czasem bywam nieznośny, ale taki już jestem. Nie potrafię się zmienić, a może nigdy nie próbowałem? Przepraszam też, że mam przed Tobą tajemnicę. Postanowiłem pokazać Ci to wszystko, jak najszybciej to będzie możliwe. O ile… będziesz tego chciała? – myślałam, że teraz chciał ze mną „zerwać”, a tu proszę… „kocham Cię”.
- O macho. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Myślałam… wydawało mi się, że chcesz zakończyć teraz naszą „znajomość”… sama nie wiem, co myślałam. Jak sam pewnie się domyślasz… moje uczucie w stosunku do Twojej osoby jest równie mocne, jak i Twoje. Albo może i większe? Kocham Cię. Tylko i wyłącznie dlatego jestem tu z Tobą dzisiaj. I w jakikolwiek inny z dni.
- Wiesz, chciałbym mieć jasność…
- Jasność, że jesteśmy razem? Jak mam Ci ją dać?
- A co proponujesz? – dociekliwy, jak zawsze – pomyślałam.
- Poczekam na Twoje propozycje – powiedział, uśmiechając się tak, jak lubiłam najbardziej. Łobuzersko.
A, że nie mogłam wpaść na nic innego, podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach i złożyłam na jego ustach pocałunek. Przez cały ten czas myślałam tylko o tym, że pierwszy raz dotykam jego ust swymi własnymi. Jego usta wydzielały taką przyjemną woń… Słodką, ale nie tak, że było mi jej dość. Ten pocałunek trwał dość długo. W pewnym jego momencie, Oskar wpiął mi palce we włosy i czule pieścił skórę mojej głowy. To była dla mnie nowość, ale nie radziłam sobie z tym źle. Z tą całą „miłością”. Od dłuższego czasu wręcz bałam się zaangażować. A tutaj coś takiego? Szło mi to z łatwością. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie bałam się zaangażować. Chciałam dać mu całą siebie. Moje ręce również zawędrowały w jego włosy i nasz pocałunek stał się bardziej namiętny. Niczego tak bardzo nie chciałam, jak tego aby być jeszcze bliżej niego. Kiedy owy moment się zakończył, nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Siedziałam mu na kolanach, tuląc się do jego torsu. Było słychać bicie serca. Głośne i przyspieszone.
- Jestem najszczęśliwszy na świecie – powiedział powoli, starannie dobierając słowa.
- A to dlaczego? – zapytałam go.
- Bo mam Ciebie – oznajmił z uśmiechem.
- Bardzo się z tego cieszę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo – przyznałam szczerze.
- To się tak nie ciesz – powiedział, próbując zrobić poważną minę.
- A tym razem z jakiego powodu? – chciałam wiedzieć.
- Bo mogę już Cię nikomu nie oddać.
- To tym bardziej mnie to cieszy. O niczym innym tak nie marzę, jak o tym, aby zawsze być z Tobą – powiedziałam, dziwiąc się ze swoich szczerych wyznań.
- Postaram się nie zepsuć Twojego uczucia – rzekł uroczyście.
- Rozumiem. Wiesz… zastanawiałam się raz… kiedyś, tuż po tym, jak Cię poznałam… wtedy, na cmentarzu… pamiętasz?
- Owszem, pamiętam. To nad czym się zastanawiałaś?
- Nad tym, co zrobię gdybyśmy byli razem, a jesteśmy… zastanawiałam się, co zrobię, gdy mnie zostawisz. Co ja wtedy zrobię? – pytałam go z wyraźnie słyszanym smutkiem w głosie.
- Zostawię? Ja Cię nigdy nie zostawię. Nawet tak nie mów. Ba, nie myśl tak. Nigdy. Pamiętaj, nigdy. Obiecuję.
- Niczego mi nie obiecuj.
- A to dlaczego?
- Dlatego, że jesteśmy w takim wieku, że pewnie… no, że nie jestem tą „jedyną”.
- Nie ufasz mi – zarzucił.
- Ufam, ale…
- Ale co?
- Po prostu się boję. Ja Cię kocham. Naprawdę Cię kocham. Nie chcę Cię stracić. Boję się tego – wyznałam jak najbardziej szczerze.
- Ja nigdy Cię nie zostawię, wiedz to. Zaufaj mi. Ja wiem, że to nie jest takie łatwe, bo to są „tylko” słowa. Ale chociaż spróbuj mi zaufać.
- A myślisz, że dlaczego tu jestem? Właśnie to robię. Ufam Ci. Ufam Ci i jestem z Tobą.
- Czuję się tym zaszczycony – oznajmił poważnie.
- A to z jakiego powodu?
- Z takiego, że jesteś teraz i tutaj ze mną. Z niczego tak bardzo się nie szczycę.
- Nie mów tak. To ja się z tego cieszę. To ja myślałam o Tobie od naszego pierwszego spotkania. Nie Ty.
- Oj, tego ostatniego akurat powiedzieć nie możesz, bo nie wiesz tego. Tylko ja wiem, czy i od kiedy myślę o Tobie.
- Chciałabym wiedzieć.
- Na pewno?
- T… tak – powiedziałam, trzęsącym się głosem. Nie wiedziałam, co też mogę usłyszeć.
- Skoro chcesz. Pierwszy raz pomyślałem o Tobie jakieś dwa lata temu, kiedy to nasza Arletka powiedziała mi o Tobie.
- Powiedziała… Tobie? O mnie? – zdziwiłam się. Mi nigdy o nim nie mówiła – dodałam sobie w myślach. – Ach tak… - powiedziałam jeszcze na głos.
- A, tak. Nie wierzysz mi?
- Wierzę, wierzę, ale…
- Ale co?
- Mnie nigdy o Tobie nie mówiła.
- No cóż, ona miała przed wszystkimi jakieś tajemnice.
- W sumie tak – zgodziłam się, wiedząc, że to prawda.
- Jak to łatwo idzie się zakochać… - oznajmił, zmieniając jednocześnie temat.
- Dokładnie – odpowiedziałam, rozmarzonym głosem. Po mojej odpowiedzi, tym razem on złożył pocałunek na mych ustach. Nie powstrzymywałam go, bardzo tego pragnęłam. On chyba także.
- Wiesz czego jest mi szkoda? – zapytałam po chwili.
- Słucham Cię.
- Tego, że Arleta nie może tego zobaczyć – przyznałam załamującym się głosem.
- Na pewno to widzi i cieszy się z Twojego szczęścia – powiedział, przytulając mnie.
- Z naszego szczęścia, z naszego – powiedziałam cicho.
- Z naszego – usłyszałam cichy głos, a zaraz potem ujrzałam w Jego zielonych oczach iskierki, które budziły we mnie tak ogromne emocje. – A to dobre… - zaczął, patrząc mi w oczy. -… zakochałem się. Uwierzysz w to? – mówił z uśmiechem na twarzy.
- Chyba uwierzę. – zadawalając się w duchu, odpowiedziałam mu. – A czy i Ty uwierzysz, że pomimo wszystkich dziwnych sytuacji jakie mi się ostatnio przydarzyły, ja również się zakochałam?
- A to w kim? – zapytał w żartach. – Znam tego szczęściarza? – pytał, nadal w wyśmienitym humorze.
- Jasne, głuptasie. W Tobie.
- Miło mi to usłyszeć.
- Wiesz… robi się już późno. Powinnam była już wracać… - powiedziałam ze smutkiem. Widać było to po moich oczach i równie smutnej minie.
- Rozumiem. Odprowadzę Cię.
- No to chodźmy – ucieszyłam się na myśl, że spędzę z nim jeszcze trochę czasu. Chociażby w drodze do domu. Zawsze coś. Zepchnął mnie delikatnie z siebie, łapiąc jednocześnie za rękę. Potem powędrowaliśmy ramię w ramię w stronę mojego domu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy tego dnia. Jemu także. Bardzo się z tego cieszyłam. Z tego, ze jest przy mnie szczęśliwy. Jak na razie. I miałam też nadzieję, że nigdy się na mnie nie zawiedzie. Miałam też nadzieję, że i ja nigdy nie zawiodę się na nim. Oskar jest moim życiem, moją nadzieją.

9858 wyświetleń
121 tekstów
2 obserwujących
  • PetroBlues

    23 September 2011, 17:34

    :)

  • Irracja

    17 September 2011, 08:21

    :-)