Menu
Gildia Pióra na Patronite

DEPRESJA cz.5 (Ustroń)

fyrfle

fyrfle

Była druga dekada kwietnia 2018 roku. Pan Kleofas Manderla mieszkał z żoną Anną w Rewie. Był marynarzem, który zarobił tyle, że mógł sobie pozwolić na zejście na ląd, bez konieczności liczenia w przyszłości się na ZUS lub tym bardziej KRUS. Żona prowadziła z córkami pensjonat. Przyjaźnili się z małżeństwem z sąsiedztwa. On kolejarz - maszynista, ona nauczycielka klas jeden trzy. Też prowadzili pensjonat ze swoimi dziećmi.

Sąsiad na szkolenie zawodowe miał jechać do ośrodka kolejarskiego w Ustroniu, ale nie było wolnych terminów, więc zorganizowano je w niedaleko położonym ośrodku lasów państwowych. Jego żona postanowiła wziąć trzy dni urlopu i też pojechać z nim na drugi koniec Polski. Zaproponowali swoim przyjaciołom i sąsiadom, że może wybraliby się odpocząć z nimi kilka dni i pospacerować w górach i nad Wisłą. Przejechać się do samej Wisły i złożyć hołd miastu Pilcha i Małysza. Ci nie dali się prosić i szybko zadzwonili do ośrodka lasów państwowych, w którym udało im się zamówić pokój. O ile sąsiad z żoną wybierali się do Ustronia we wtorek, no to oni postanowili pojechać już w niedzielę i nie autem, tylko autobusem linii 146 do dworca PKP w Gdyni, a potem Pendolino do Bielska - Białej i z Bielska - Białej taksówką do Ustronia przez Buczkowice, Szczyrk, Wisłę.

2018 rok. Szczyt bumu gospodarczego w Polsce. Gospodarka szaleje w swoim rozwoju. Firmy państwowe i prywatne mają wiele pieniędzy do wydania na potrzebne szkolenia i robią to w atrakcyjnych miejscach. Dochodzą jeszcze wyjazdy integracyjne i przeróżne święta branżowe i państwowe. Branże turystyczne, gastronomiczne i tak zwane iwentowe kwitną jak nigdy przedtem. Ludzie pracują, są wydajni w swojej pracy i szczęśliwi, bo mogą się rozwijać, a przy okazji zwiedzać kurorty i korzystać z ich atrakcji. Pan Kleofas jakby na uboczu tego wszystkiego. Owszem wie to co się dzieje z portali informacyjnych w internecie, ale po prostu cieszy się życiem,kiedy ono mud dane. Pomaga w pensjonacie jako konserwator, operator pralek i kosiarek, ogrodnik, a nawet jak trzeba jest przewodnikiem turystycznym dla gości, gdy poproszą go oprowadzenie ich po trójmieście lub , aby pojechał z nimi gdzieś na Kaszuby. Mniej lub więcej znał historię i tradycję swojego regionu, to chętnie służył swoją osobą. Mieli zasadę, że zamykają ośrodek na każdego openera i wtedy wyjeżdżali na wczasy, najczęściej w Karkonosze lub do Rumunii lub Mołdawii. Jeszcze pisał i wyplatał koszyki z wikliny.

Miał od wielu wielu lat przypadłość. Zaburzenia depresyjno - lękowe. jego własne mózg produkował na przykład myśli, które kazały mu się przed całym światem przyznawać, że coś niedobrego zrobił w dzieciństwie czy później albo sprawdzić czy faktycznie coś było takim jakim opowiadał jego tata i dlaczego tak było. Nagle odczuwał przymus i winę za brak szacunku do czynu zbrojnego na Monte Casino i przymus z przytłaczającym lękiem, aby tam natychmiast jechać, pomodlić się przepraszająco i zapalić znicza. Często zasypywała go lawina myśli jakim jest grzesznym i czasem każdego ranka miał przymus zapukania na plebanię i proszenia proboszcza o spowiedź. Ciągle czuł się brudny, odczuwał przymus mycia rąk. I nie był pewny czy sobie poradzi z najprostszą czynnością życiową, właśnie czy będzie dobrym przewodnikiem, czy nie zostanie ofuknięty przez urzędniczkę w gminie lub w urzędzie wojewódzkim.Nie jadł z tego powodu, nie spał, seksualność spadała do zera. Wchodziła frustracja i z niej agresja, wręcz wybuchowość. Cierpliwość rodziny pomagała. Praca z psychiatrami i psychologami, wreszcie środki psychotropowe i nasenne czasem też. Pobyty w ośrodkach leczenia nerwic w Mosznej, Złocieńcu, Cieplicach, Ustroniu właśnie.

Przed tamtym wyjazdem do Ustronia też czuł, że kryzys się zbliża. Minęło już dwa miesiące odkąd zaprzestał brać tabletki. Wiedział, że depresja powróci, ale po kilkudziesięciu latach obserwowania siebie znał się i reakcję organizmu na psychotropy, a ta była okrutna. Z biegiem dni pojawiała się euforia i niekontrolowanie swoich wypowiedzi.Szczerość do bólu i kończyło się bólem i zerwanymi relacjami. Ludzie nie rozumieją tańczących i śpiewających i nieprzejmujących się niczym, kpiących, szydzących i ironizujących z ludzi zmagających się z codziennością, ale argumentem zasadniczym, za przerwaniem brania leków po powiedzmy dwóch tygodniach była niechęć do miłości cielesnej, a jak już się taka pojawiła, to brak szczytowania. I pierwsze i drugie smuciło bardzo małżonkę pana Kleofasa. To jest fundament życia. Bez podstaw duchowych i fizycznych życie nie jest dobre. Cierpienie nie jest dobrem, właściwie wypacza życie, stąd też rezygnacja z tabletek do następnego kryzysu mniej więcej co dwa miesiące.

Tym razem było to wspomnienie zamordowanego kota w dzieciństwie, podczas pasienia krów i owiec. Ukamienowali go. Nie wyspowiadał się z tego na pierwszej spowiedzi, bo się wstydził i potem w miarę dorastania uświadamiał sobie ten grzech. Wreszcie nastąpił wielki strach i obwinianie się, czucie się niegodnym życia. Myśl o samobójstwie, ale jak to niezgodne z nauką kościoła! Jego proboszcz go nie rozumiał, kazał iść do psychiatry. Pewien Oblat z Nysy przysłał broszurę tłumaczącą mu skrupulatyzm. Potem znalazł spowiednika Kapucyna i jeździł do niego spowiadać się i po porady życiowe do Wołczyna i do Kielc. Ten mu powiedział, że i tak w końcu wszystkich obejmie Miłosierdzie. Potem i tak rzucił się w nurt Oceanu Spokojnego. Koledzy uratowali go. Wreszcie tak naprawdę pomogły Anafranil i Pernazyna.

Uwielbiali oboje podróże Pendolino. W kilka godzin do najważniejszych miejsc w Polsce. Kawa, obiad, piwo w barze. Cisza i w ciszy rozmowy o mijanym krajobrazie, historii i anegdotach o ludziach oraz wydarzeniach. Wspomnienia. Tym razem było mu trochę ciężko. Strach gniótł klatkę piersiową od góry i jednocześnie rozwalał mu od środka płuca, podchodził gulem aż prawie do ust, a czasem wychodził z nich takim odruchem wymiotnym. Ale walczył. Nawet nie zasypiał. Najgorzej było z dziesiątkami atakujących go myśli, które przypominały mu jego winy i podpowiadały, że nie godny jest szczęśliwej rodziny, dostatniego życia, że powinien porzucić ich i Rewę, bo nie zasługuje. Powinien odpokutować grzechy, wszelkie zło gdzieś w samotności, w jakimś szałasie nad Biebrzą albo żebrząc i cierpiąc zimno i głód gdzieś w Europie. Tabletki jeszcze nie zadziałały, na to potrzebował gdzieś tygodnia, więc jeszcze z pięć dni. Ale już wywoływały pocenie. W Pendolino było ciepło, a to powodowało chyba zdwojenie pocenia się. Stróżki potu zalewały oczy. Koszulka była mokrą zaraz, zwłaszcza przy piciu serwowanej gorącej kawy. Ratował się głębokimi oddechami i masażem dłonią klatki piersiowej. Lęk wytłumiał się wtedy, a żona cały czas go trzymała za dłonie, pocieszała i wycierała chusteczkami pot z czoła,oczu i karku oraz łysiejącej głowy o krótkich srebrnych włosach, na których perliły się brylanty wyciekającego z wnętrza strachu.

Kierowca taksówki z Bielska - Białej był bardzo miły. Pojechał tak jak prosili, przez Buczkowice, Szczyrk i serpentyną do Wisły, a potem do Ustronia. Po drodze zaznaczał opowieścią ciekawe miejsca, które warto odwiedzić, dał adresy miejscowych przewodników. Jazda była przyjemnością. Przejazd pod skocznią Małysza robi wrażenie i świadomość, że jest się u źródeł rzeki symbolu Polski. Nastąpiła w nich wielka ekscytacja, która uciszyła depresję. Choć po wyjściu ze samochodu czuł charakterystyczne opadnięcie ze sił i ból całego ciała, jego zwiotczałość i obolałość, aż do duchowej niechęci do czegokolwiek. Całość jego jestestwa żądała kamiennego snu. Była jedną tak naprawdę niechęcią do robienia czegokolwiek, nawet jeść i pić mu się nie chciało. Leżałby tylko i wstawał na sikanie, aż do momentu, kiedy organizm wycieńczony pragnie wody, a wtedy potrafił na raz wypić całą butelkę półtoralitrową Muszynianki wapniowo - magnezowej. Ale mimo wszystko przełamał się i poszli jeszcze na spacer wzdłuż Wisły aż hen tam do lasu, gdzieś gdzie napotykali jeszcze nieczynne knajpy sezonowe i zajazdy agroturystyczne.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!