Menu
Gildia Pióra na Patronite

***

Drug of despair

Drug of despair

Była dobrym dzieckiem. Spokojnym, cichy, skrytym w sobie. Nigdzie się nie włóczyła, nie lubiła w ogóle opuszczać swojego pokoju. Dużo czytała, kochała pisać wiersze i opowieści, których jednak nigdy nie pokazywała. Była bardzo małomówna, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Uwielbiała słuchać muzyki, dużo czasu spędzała też przed komputerem. Zdarzało się, że mimo swojej cichej osobowości, umiała nagle zrobić awanturę z niczego. Nie lubiła bardzo, gdy ktoś w czymkolwiek podważał jej zdanie lub zmuszał ją do zrobienia czegoś. Była strasznie nie pomocna. Taki wiek, myśleliśmy. Z biegiem czasu przestała nas prosić o cokolwiek, nie lubiła już nawet zakupów. Ale to dobrze. Nauczyła się skromności i skończy z tym pozerskim wyglądem, myśleliśmy.

Była bardzo dobrą uczennicą. Zawsze przygotowaną i pilną. Nie lubiła tylko prac grupowych, zawsze pytała, czy może wykonać zadanie sama. I całe lekcje potrafiła siedzieć bez słowa, jak w letargu. Nie reagowała też na żadne zaczepki kolegów, po prostu milczała. Dopiero, gdy o coś się ją prosiło, przytomniała. Często miała zabandażowane nadgarstki. „Biedna dziewczyna, tyle skręceń”, myślałam.

Zawsze stała gdzieś z boku, nie tolerowała nas. Nie raz próbowaliśmy ją zagadać, ale była odpychająca, zimna i cholernie wredna. Poza tym bardzo dziwna. Zawsze na czarno. W glanach, trampkach, długich koszulach, w wojskowym płaszczu czy skórzanej kurtce. Obowiązkowo z słuchawkami w uszach. Słuchała badziewnej muzyki. Tokio Hotel, później jakiegoś metalu i tej no… Chińszczyzny?; nie, japońskiego rocka. Emo Gotka. Dziwadło. Ubóstwiała swoją twarz. Bez przerwy poprawiała makijaż, przeglądała się w lusterku. Była brzydka. Miała dziwną, nieciekawą cerę i była diabelnie chuda. Miała roztrzepane, czerwono brązowe włosy i tajemnicze, ciemne oczy, które tak starannie malowała. Czarna wiedźma. Ave Satan, mówiliśmy.

Lubiłyśmy podobne rzeczy. Obydwie zaczytywałyśmy się w fantastyce. Uwielbiała czytać o wampirach, narkomanach, anorektyczkach i innych ludziach z problemami. Siostra spędzała dużo czasu sama, dziwiło mnie to. Co weekend zapraszałam ją do siebie, ale z czasem coraz rzadziej składała nam wizyty. Nasz kontakt jak i porozumienie nikły. Kiedy przyjeżdżałam, często podarowywała mi swój szeroki uśmiech, ale jej oczy pozostawały smutne. To był sztuczny uśmiech. Uśmiech osoby nieobecnej i odległej duszą.

* * *

Przepraszamy! Niestety nie udało nam się jej odratować. Straciła zbyt dużo krwi, nacięcia były zbyt głębokie. Gdybyście państwo wcześniej wezwali pomoc, być może zdołalibyśmy jej pomóc… Przykro nam.

„Z prochu powstałeś w proch się obrócisz”. Żegnamy dziś duszę tej młodej, tak drogiej nam i Bogu osoby. Miłosierny, wybacz jej ten grzech ciężki, z którym odeszła z tego świata, urywając dobrowolnie bieg swego życia. Przyjmij ją w swe światłości i świeć Panie nad jej duszą.

557 wyświetleń
4 teksty
0 obserwujących
  • AlexK

    14 April 2011, 09:39

    ... rozumiem doskonale...,TH ...,hmm najwieksza milosc i najpoterzniejszy demon,wiem jak to jest,choc oddalabym bardzo duzo ,zeby ...tego nie czuc...,trzymaj sie...o ile to o Ciebie chodzi .Pzdr.