Menu
Gildia Pióra na Patronite

Grudzień

wiwson

wiwson

Był zimny grudniowy wieczór. Zapłakana Doris siedziała na parapecie swojego pokoju na dziesiątym piętrze. Zima nie była surowa, śnieg dosięgał ledwo za kostki i co jakiś czas popadywał niewielki deszcz, który topił resztki białego puchu. Przez łzy w oczach świat wydawał jej się jeszcze bardziej ponury i szary. Skończyła palić ostatniego papierosa w życiu i zdecydowała się na skok. Upadek na beton nie pozwolił na chociażby najmniejsze szanse przeżycia.

TRZY GODZINY WCZEŚNIEJ.
Stół ozdobiony był zakrwawionymi żyletkami. Z głośników wydobywała się cicha, przygnębiająca muzyka. Doris siedziała na krześle, jej biała bluzka wisiała na krześle i suszyła się po wypraniu od krwi. Zastanawiała się nad samobójstwem już od kilku tygodni, jednak nie sądziła, że tak trudno będzie jej podjąć ostateczny krok. Od kiedy matka wyrzuciła ją z domu nie miała nikogo, z kim mogłaby porozmawiać na temat swoich problemów. Lekarze nie mieli już na nią siły. Łyknęła kolejną tabletkę uspokajającą i wyrzuciła kolejne już puste opakowanie na podłogę. Popiła tabletkę wódką, która właśnie się też już skończyła. „Czas się ubrać i lecieć do sklepu po kolejną”. Chwiejnym krokiem podeszła do szafy, ubrała się powoli, lecz starannie. Zarzuciła na siebie płaszcz i wyszła, nie zamykając nawet drzwi od mieszkania. Nikt nie próbował nawet tam wchodzić. Całe osiedle znało ją jako psychiczną i nikt nie próbował się do niej zbliżać. Odpaliła papierosa. Delektowała się każdym kolejnym buchem, nie zważając na ludzi przechodzących obok niej i wykręcających twarze na zapach dymu. Wszyscy gdzieś się spieszyli, zbliżały się święta a prezenty jeszcze nie zakupione. Doris weszła do sklepu monopolowego. Sprzedawczyni znała już ją dobrze, była dość częstym gościem. Podała jej to co zwykle i odeszła od lady, wciągając się w kolejne plotki z koleżanką. „Głupie babska” pomyślała dziewczyna i wyszła. Schowała wódkę do dziurawej kieszeni kurtki i wolnym krokiem wróciła do domu. Nie była zbyt ciepło ubrana, dlatego też zaczęła trząść się z zimna. Winda w bloku nie była naprawiana od roku, dlatego zanim weszła na górę to minęło trochę czasu. Wreszcie dotarła na miejsce, rozebrała się i usiadła do komputera. Właśnie skończyła się playlista. Posiedziała chwilę, wpatrując się w tytuły piosenek znanych jej bardzo dobrze, i puściła muzykę od początku. Podeszła do apteczki i wyjęła kolejne opakowanie tabletek. Czuła jakby jej żołądek miał eksplodować. Nie jadła od trzech dni. Za to piła od miesiąca. Od kiedy straciła wiarę w ludzi, po tym jak przestała dogadywać się z rodzicielką, nie potrafiła opanować się w piciu i paleniu. Paczka szła za paczką, potrafiła wypalić nawet sześć dziennie. Otworzyła zimny napój alkoholowy i wypiła parę łyków prosto z butelki. Nawet się nie wykrzywiła. Wyjęła kolejną tabletkę i ją połknęła. Odpalając kolejnego papierosa, sięgnęła po jedną z zakrwawionych żyletek, obejrzała ją dokładnie i przemyła. Następnie przyłożyła ją do ręki ozdobionej bliznami. Przyłożyła ostrze i przejechała nim po skórze. Syknęła lekko z bólu, z oczy zaczęły lecieć kolejne łzy, ale widok kapiącej na stół krwi uspokoił ją. Sięgnęła po sól i wysypała niewielką ilość na ranę. Ledwo powstrzymując się od krzyku zaciągnęła się nikotynową rozkoszą. Ból poszedł w niepamięć. Spojrzała na okno. Doris siedziała tak przez dłużą chwile. W pokoju słychać było tylko cichą muzykę. Powoli wstała i podeszła do okna. Otworzyła je i stała chwilę nieruchomo. Po czym usiadła na parapecie, pozwalając swoim nogom zwisać bezwiednie na zimnym powietrzu. Ludzie przechodzący na dole nawet nie próbowali spoglądać w górę. „To jest moja godzina” szepnęła i wyjęła ostatnią fajkę z paczki. Odpaliła ją. Jeszcze raz przemyślała całe swoje życie, wzloty i upadki. Miała nadzieję, że największym upadkiem, a zarazem dla niej samej wzlotem, nadejdzie lada chwila. Papieros powoli kończył się.
***
W pustym od paru minut pokoju nadal leciała muzyka. Zza okna słychać było syreny policyjne i pogotowia ratunkowego. Przedstawiciel władzy wszedł do mieszkania i otworzył oczy ze zdumienia. Przechodząc po mokrej od rozlanego alkoholu podłodze, zbliżył się do komputera. Oprócz muzyki zobaczył otwarty notatnik. Był tam krótki list Doris.
„ Cześć Mamo. Wiem, że mnie nienawidzisz. Chciałabym Cię przeprosić jeszcze raz. Jeśli to czytasz, to oznacza, że już nie porozmawiamy nigdy w cztery oczy. Pamiętasz, jak Ci opowiadałam o tej imprezie, na której zostałam zgwałcona ? Dzisiaj się dowiedziałam, kto to był. To był mój ojciec, Mamo. Ucałuj ode mnie Brata, kocham Was. Wasza Doris.”

2613 wyświetleń
36 tekstów
4 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!